VI. Miasto Strachu

118 15 31
                                    


Halloween. Najpiękniejszy, najlepszy i najstraszniejszy dzień w roku. Castiel uwielbiał to święto. Tak jak cała jego rodzina. Chuck i Gabriel kupowali mnóstwo słodyczy, Lucyfer i Baltazar dekorowali dom, Michael i Raphael robili ostatnie poprawki we wszystkich kostiumach, a Cas... Cas nie robił nic. Dla innych dzień strachu, dla Castiela- dzień wolności i swobody. Umówił się z rodziną, że w tym dniu wszyscy mają się od niego odczepić i może robić wtedy co chce. Chuck jednak w tym roku postawił tylko jeden warunek- ma przebrać się za aniołka, bo ciotka Amara przyjeżdża, a to ona kupiła mu kostium i będzie jej przykro jeżeli go nie założy. Miał nadzieje, że ciotka kupiła mu za duży albo za mały rozmiar, ale okazało się, że jest w sam raz.

-Cas!- usłyszał jak woła go dziewczęcy i bardzo dobrze znany głos.

Castiel przestał głaskać kotka i podniósł głowę. Była to Charlie.

-Witaj, Charlie- przywitał się uśmiechnięty.

Usiadła obok niego na ławeczce na ganku, który wiosną był zapełniony kwiatami i pszczołami.

-Za kogo się przebierasz na Halloween?- zapytał niebieskooki.

-Za Wonder Women, a ty?

-Za anioła- odpowiedział niechętnie.

Bradbury zachichotała. Castiel spojrzał na nią zły, ale po chwili sam się zaśmiał.

- Chyba to przez to co mam...- rzekł cicho.

-Nie! Naprawdę?-zdziwiła się rudowłosa.

Castiel pokiwał głową.

-Wiesz od czasu tego, nie są tacy jak dawniej... traktują mnie inaczej. Stali się bardziej religijni...

- Myślisz, że ten strój coś znaczy?- Uśmiechnęła się delikatnie- To zrozumiałe, że bardziej się o ciebie troszczą. Oczekujesz, że będą żyć jak gdyby nigdy nic się nie stało? Jak byś nie był...

-Część!

Był to Dean, który z pełnymi torbami szedł do domu. Castiel kiwną mu głową, Charlie odebrała mu tą rozmową całą radość.

-Hej!- przywitała się z nim wesoło Bradbury.

-Co tam?- zapytał Dean i usiadł obok dziewczyny..

- Och, nic. Tak tylko gadamy o Halloween.

-A właśnie. Jak chcecie możecie wpaść do mnie i Sama. Będziemy oglądać jakiś horror, albo dwa.

-A o której?- zadał pytanie Novak.

-Dwudziesta.

-Okay. - Zgodził się- Będę na pewno.

Dean uśmiechnął się szeroko.

-To super! A ty Charlie?

-Nie, przepraszam. Będę miała z Meg i Jess wieczór.

***

Sąsiadka poprosiła Castiela o pilnowanie jej pięcioletniego syna Bena. Cas, z dobrocią anioła, nie mógł się nie zgodzić, więc całe popołudnie spędził na zbieraniu cukierków z Benem. Czuł się dziwnie, bo ma siedemnaście lat i tak nie wypada. Nawet widok Gabriela, który również zabrał się za zbieranie słodyczy wcześniej, mu nie pomógł. Gabe robi to co roku, odkąd tylko nauczył się chodzić i mówić "cukierek albo psikus!". Poza tym dlaczego siostra Bena, Lisa, nie mogła się nim zająć? Po prostu jej nie było, pomyślał. Coraz częściej wracał się w nie swoje sprawy.

Pod wieczór Castiel odstawił obsypanego słodyczami małego Bena do domu. Pani Braeden dała mu trochę pieniędzy i podziękowała mu dwa razy. Kiedy wracał do domu spotkał Deana, który chował coś do bagażnika samochodu ojca i był przebrany za cowboy'a. Spanikowany, szybko chciał się schować za krzakami, w końcu był w idiotycznym przebraniu anioła, a Winchester nie mógł go zobaczyć w takim stanie. Niestety Novak nie jest dobry w szpiegowaniu, ani w skradaniu się w stylu ninja. Potknął się o kamień i prawie zaliczył bliskie spotkanie z betonem, ale zachował równowagę.

amazing || ᵈᵉˢᵗⁱᵉˡ ᵃᵘ -- ZAWIESZONEDär berättelser lever. Upptäck nu