4. I found a love for me.

321 61 15
                                    

Szanowny Panie Boże, 

Z dnia na dzień czuję się co raz gorzej, a to przecież dopiero drugi dzień z moich dwunastu. Jedyne co wciąż odwraca moją uwagę od zbliżającego się końca to Louis. 

Kiedy wieczorem zasypiałem, myślałam o tym, że jak byłem młodszy, bardzo chciałem dorosnąć - iść do pracy, założyć rodzinę, mieć dzieci. 

Nie ważne było w kim, bym się zakocham, ważne by ten ktoś odwzajemniał moją miłość w każdym jej calu, a nawet kochał mnie jeszcze mocniej. Był dla mnie ostoją, wsparciem. Wiedział o moich wadach, ale w jakimś małym stopniu umiał dostrzec ich plusy i przekształcić je na zalety. Chciałem, by pomimo błędów, jakie bym popełniał, wybaczał i dawał kolejne szanse, jeśli byłaby taka możliwość. Z tym kimś chciałem wychowywać nasze dzieci, psa, kota czy królika. Chciałem by ta osoba, spędzała ze mną dużo czasu - no wiesz - randki, wspólne wieczory filmowe, kino czy teatr.  Chciałem stać się dla tej osoby najlepszą wersją siebie, by wiedziała, że bez względu na wszytko zawsze ma mnie. 

Pragnąłem iść do pracy i spełniać się zawodowo. Marzyłem o pisaniu tekstów i śpiewaniu piosenek (jak już wcześniej wspominałem). Pisałbym mojej drugiej połówce serenady czy ballady i śpiewał do dźwięków szarpanych strun gitary czy delikatnego akompaniamentu klawiszy pianina. Chciałem, żeby ta osoba wiedziała, że jest dla mnie najważniejsza i czuła się wyjątkowa pod każdym względem, kiedy siedziałaby w miejscu VIP na balkonie na przeciwko sceny, na której bym był, a z moich ust wypływałyby słowa piosenek, których sens rozumiałaby tylko ona. Tak widziałem swoją przyszłość. 

Szkoda, że ludzie nie zawsze mogą mieć to czego oczekują... 

Ciekawiło mnie, gdzie Louis widział siebie za kilkanaście lat. Pragnąłem wiedzieć czy również chciał mieć dzieci, dom, psa i wypasiony samochód. 

- Szczerze, nie wiem, co chcę robić i jak chcę, żeby wyglądało moje życie - odpowiedział mi po krótkiej chwili zastanowienia. Zdziwiło mnie to. 

- Nie wyobrażasz sobie przyszłości? - dopytałem, przełykając kęs szpitalnego żarcia. 

Jedzenie tutaj czasem potrafiło być naprawdę niedobre, czasem znośne, a niekiedy nawet ujmujące. Dzisiaj trafiła się ta pierwsza partia: rozgotowany makaron z za słonym sosem serowym z pieczarkami. Naprawdę nie mogłem tego jeść, ohyda. 

- Nie, raczej nie - wzruszył ramionami. - Po co, jeśli mogę się później rozczarować? Wiesz ile dziewczyn czeka na przyjazd księcia na białym koniu, a w konsekwencji dostaje zmywacza podług bez samochodu? - Zaśmiał się, a ja zrobiłem to samo. Nie powinienem się śmiać. Ja tez zakochałem się w kimś niedostępnym dla mnie. - Moje siostry pewnie tak skończą - westchnął, kręcąc głową z rozbawieniem. 

Odłożyłem pudełko z jedzeniem na stolik, a na moją twarz wpłynął grymas. Louis musiał to zauważyć, bo spytał: 

- Nie smakuje ci? Prawie tego nie tknąłeś. 

Zaoferował, że wezwie pielęgniarkę, ale udaremniłem jego zamiar, słabo chwytając go za dłoń, na co z powrotem usiadł na szpitalnym krzesełku. Chciałem trzymać go już zawsze i nie puszczać. 

- Nie trzeba - powiedziałem. - To jest po prostu niedobre. Nie wiem jak inni mogą to jeść. - Nie zamierzałem ukrywać mojego niezadowolenia do tej szpitalnej papki. - Najchętniej zjadłbym coś normalnego. Na przykład, hm... - zastanowiłem się się chwilę. - Pizzę. O, albo nie. Coś z McDonalda. Najlepiej frytki - rozmarzyłem się. 

No i Boże, nie uwierzysz, na drugi dzień Louis przywiózł mi wszystko, o czym mówiłem wczoraj. Mój bohater. 

- Czy wszystkim tak zawsze kupujesz jedzenie, jeśli sobie o nim pomarzą? - zażartowałem, chcąc wycałować jego twarz, ponieważ był umazany w sosie do frytek. - Twoje dziewczyna jest chyba najszczęśliwsza na świecie - wypaliłem. 

Little white lies || Larry Stylinson ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz