- Lou. - jęknął wciskając twarz w szyję chłopaka. Teraz przynajmniej nie widział ciągłych błysków. - Nie sądzę, że jesteśmy tutaj bezpieczni. - wymamrotał kuląc się jeszcze bardziej.

- Jesteśmy bezpieczni, nie martw się. - odparł pocierając uspokajająco jego plecy.

- A co jeśli piorun uderzy w drzewo, a ono spadnie na nasz namiot?

- Hej, nie bądź taki dramatyczny. - zaśmiał się cicho. - Jeśli chcesz możemy pójść do samochodu.

- Teraz? - uniósł głowę.

- Teraz.

Nie był przekonany co do tego pomysłu szczególnie, że musiałby wyjść z namiotu, ale tam z pewnością czułby się trochę bezpieczniej, dlatego powoli kiwnął głową.

- Okej.

- W takim razie poczekaj tutaj. - poprosił podnosząc się. - Pójdę tylko do Liama po kluczyki i zaraz po Ciebie wrócę.

- Zrób to szybko.

Szatyn jedynie uśmiechnął się, założył buty i wyszedł z namiotu. Nie chcąc tracić czasu również założył buty, zabrał swoją bluzę i jeden z koców mając nadzieje, że na zewnątrz już tak mocno nie pada. Wychylił się chcąc to sprawdzić i najwyraźniej nie padało. Prawdopodobnie jedynie przez chwilę, więc korzystając z okazji wyszedł na zewnątrz zamykając namiot, a gdy odwrócił się, Louis już stał obok. Uśmiechnął się, ale słysząc kolejny grzmot złapał za dłoń chłopaka szybko ciągnąc go w stronę samochodu, który na szczęście stał jedynie kilkadziesiąt metrów dalej. Mieli szczęście, bo tylko zdążyli wejść do środka, a na zewnątrz znów zaczęło lać, bo inaczej nie mógł tego nazwać.

Szatyn od razu wyciągnął ramię, by mógł się o niego wygodnie oprzeć. Skorzystał z tej niemej propozycji przykrywając ich jeszcze kocem.

- Nie zostawisz mnie tu samego jeśli zasnę?

- Nigdy. - pokręcił głową.

Uśmiechnął się pod nosem wpatrując w boczną szybę. Nie wiele widział oprócz strużek deszczu spływających po szybie, ale miał nadzieje, że burza szybko przejdzie, choć wcale się na to nie zanosiło, dlatego przerzucił ramię przez ciało szatyna, dłoń układając dokładnie tam, gdzie wcześniej zauważył dziwne okrągłe blizny. Chłopak w jednej chwili spiął się biorąc głębszy oddech, ale zignorował to delikatnie pocierając kciukiem to miejsce. Minuta. Tyle wystarczyło, by Louis z powrotem zdołał się rozluźnić. W dodatku złożył mały pocałunek na jego czole to samo robiąc potem na czubku głowy. Uniósł podbródek posyłając mu jeden ze swoich najlepszych uśmiechów. Błękitne tęczówki wpatrywały się w niego intensywnie, a nieco wilgotne od deszczu włosy opadały na czoło, więc odgarnął je dłonią która wcześniej spoczywała na biodrze chłopaka, po czym zjechał nią na policzek czując pod palcami lekki zarost. Przechylił głowę skanując uważnie całą jego twarz na dłużej zatrzymując się na wąskich zaróżowionych ustach. Był niewątpliwie piękny. Wrócił spojrzeniem do niebieskich tęczówek, które zamiast w oczy wpatrywały się nieco niżej, w usta. Przełknął ślinę orientując się, że chłopak był teraz nieco bliżej niż jeszcze kilka sekund wcześniej. Żołądek znów zawiązał się w ciasny supeł, a serce biło zdecydowanie szybciej i mocniej. Chciał tego. Bardzo tego chciał, dlatego gdy ich nosy delikatnie otarły się o siebie rozchylił usta jednocześnie przymykając powieki, by po dosłownie sekundzie poczuć miękkie wargi na tych swoich. Szatyn poruszał nimi prawie niezauważalnie, a on dostosował się do tych ruchów. Mógł wyczuć piwo, papierosy, ale gdzieś pomiędzy czuł także jabłkową gumę, którą Louis uwielbiał. Zresztą nawet żel pod prysznic i szampon miał o tym zapachu.

Save MyselfDonde viven las historias. Descúbrelo ahora