11.

3.7K 336 495
                                    

Louis najwyraźniej faktycznie porozmawiał z Zaynem, bo od dnia poprzedniego wszystko wróciło do normy. Mulat znów spędzał większość swojego czasu u boku Liama. Naprawdę miło patrzyło się na tę dwójkę skradającą sobie czułe pocałunki czy chociażby trzymającą się za rękę. Miał tylko nadzieję, że Zayn nie wyrządzi Liamowi krzywdy. Nie przeżyłby gdyby jego przyjaciel cierpiał. Liam zasługiwał na wszystko co najlepsze.

Spędzili praktycznie cały dzień w wodzie lub opalając się na małej plaży tuż przy niej, a wieczór przebiegał spokojnie. Wszyscy siedzieli w okół ogniska, ale Niall jak to Niall nie mógłby nic nie robić, więc nie zdziwił się kiedy poszedł do samochodu po swoją gitarę. Nie miał nic przeciwko, lubił śpiewać, a wnioskując po wesołym okrzyku, cała reszta również była za pomysłem blondyna. Musiał jedynie znaleźć jakieś wygodniejsze dla siebie miejsce, bo od pnia na którym siedział do tej pory bolał go tyłek, więc nie zastanawiając się zbyt długo usiadł na ziemi między nogami szatyna wygodnie opierając się o jego tors. Miał nadzieje, że jemu również jest wygodnie, choć nie sądził. Chłopak siedział na podobnym pniu co i on wcześniej, ale nie narzekał. Podpierał się ręką na jego udzie i nim zdążył się zorientować opuszkiem palca zaczął wykreślać jakieś wzorki tuż nad kolanem szatyna od czasu do czasu wybijając palcami rytm piosenek, które śpiewali.

Gdzieś przed dziesiątą zobaczyli pierwsze błyskawice przecinające ciemne niebo, ale nie przejęli się tym mając nadzieje, że burza przejdzie bokiem. Najwyraźniej natura miała nieco inne plany bo z każdą sekundą grzmoty stawały się coraz głośniejsze, a błyskawice częstsze. Nie pamiętał nawet kiedy był świadkiem tego zjawiska pogodowego. W Wielkiej Brytanii zdarzało się to raczej rzadko, a nie chcąc by wszystko zamokło z jękiem niezadowolenia, że coś ośmieliło się przerwać im ten wieczór, podnieśli się zbierając wszystkie rzeczy, by uchronić je przed zbliżającym się deszczem.

Akurat gdy kończyli rozpadało się na dobre, więc jak najszybciej wszedł do namiotu, który dzielił razem z Niallem i Louisem, ale żadnego z nich w nim nie było. Zdążył przebrać się w swoją piżamę za którą służyły spodnie od dresu i luźna koszulka za nim usłyszał ciche przekleństwa wchodzącego do namiotu szatyna. Zaśmiał się cicho na jego widok w między czasie zapalając ledową lampkę, którą zabrali ze sobą z Londynu. Chłopak był cały mokry, więc na zewnątrz musiało rozpadać się jeszcze bardziej.

- Gdzieś Ty był?

- W łazience. - skrzywił się ściągając z siebie koszulkę. To samo zrobił ze spodniami od razu zamieniając je na dresowe. - A Niall gdzie?

- Nie wiem. - wzruszył ramionami. - Pewnie siedzi u Barbary i Gigi.

- Ten to nigdy nie ma dość, co? - parsknął kładąc się obok.

- Cały Niall. - skwitował podskakując, gdy do jego uszu dotarł potężny huk. Odruchowo naciągnął na siebie koc nieco się kuląc. - To trochę straszne.

- Mówiłeś, że nie boisz się niczego oprócz ciemności. - przypomniał.

- Bo się nie boję, ale myśl, że jesteśmy w środku lasu jedynie pod kawałkiem materiału, który swoją drogą może zaraz przesiąknąć, a takiej burzy dawno już nie widziałem to.. - przerwał słysząc kolejny huk - .. jednak się boję. - jęknął przekręcając się na bok.

- Nie musisz się bać, będę Twoim piorunochronem. - zaśmiał się cicho.

Widząc, że nie podziela jego humoru westchnął cicho wyciągając ramię, więc automatycznie przysunął się bliżej wtulając w bok szatyna. Przy nim czuł się odrobinę bezpieczniej, ale wciąż wzdrygał się na każdy grzmot, a te jak na złość zamiast cichnąć były jeszcze głośniejsze. Zakopał się pod warstwą koców przez co było mu duszno, ale w ten sposób czuł się zabezpieczony. W jakiś dziwny sposób.

Save MyselfWhere stories live. Discover now