- 4.1 - Wiecznie zdradzany

906 45 61
                                    

Kurwa! I co on niby miał zrobić, jak nie iść i nie nachlać się do jakiegoś klubu? No właśnie! To nie było dziwne, że Naruto Uzumaki, wcześniej tak ułożony i przykładny młodzieniec, skończył w przydrożnym barze, gdzie od ponad dwóch godzin wydawał swoje ciężko zarobione oszczędności na, w cholerę, drogi alkohol.

Pierwotnie pieniądze miały pójść na różne opłaty i czynsz, a teraz były utapiane w kolejnych, kolorowych drinkach, które jedynie napędzały go w tej błogiej rozpuście. Niby dla kogo miałby się teraz starać? Dla kogo miałby skończyć studia i wieść przyzwoite życie? Każdy go zwodził i w kluczowych momentach Naruto dowiadywał się, że od początku żył w kłamstwie.

Tak było i w tym przypadku.

Po zdanej sesji Naruto oczekiwał pochwały i upojnej nocy spędzonej w objęciach swojego chłopaka. Zamiast tego, wchodząc do sypialni, był świadkiem, jak Gaara, teraz jego były chłopak, posuwa jakiegoś młodego chłopaczka i to na świeżo zmienionej pościeli! Oczywiście Naruto nie miał zamiaru urządzać płaczliwych scen i jedynie przeprosił za przeszkodzenie im w kluczowym momencie, bo jęki Gaary wskazywały na to, że był już bliski dojścia, a co jak co, Uzumaki znał się na jego dziwnych odgłosach i odprowadzany zaszokowanymi spojrzeniami pieprzącej się dwójki, wyszedł z pokoju. Zabrał jedynie swoje oszczędności, wcześniej odłożone na wspólne rachunki i wyskoczył na miasto.

Jak można się już spodziewać jego celem było urąbanie się do nieprzytomności i spędzenie nocy w jakimś rynsztoku. Na pewno nie zamierzał wracać do mieszkania, w którym zabrakło dla niego miejsca. Już inna osoba dotrzymywała Gaarze towarzystwa, więc Naruto stał się zbędny. Dlatego po raz kolejny przywołał do siebie tego miłego barmana, który z litości polał mu następną kolejkę, zamiast proponować mu taksówki na powrót do domu.

Bo przecież Naruto nie miał domu.

- Proszę, proszę. Kogo my tu mamy? – usłyszał pogardliwy głos i niechętnie oderwał swoje, trochę błędne spojrzenie od ciekawych wzorków na powierzchni barowej lady, które niekoniecznie mogły być widziane na trzeźwe oko.

Natomiast po jego lewej stronie stał nie kto inny jak sam Sasuke Uchiha, jeden z najgorszych ewenementów ich uczelni. Mimo zabójczego wyglądu, dodatkowo potrafił zamrażać ludzi swoim zimnym wzrokiem, a zza paskiem spodni nosił nie mniej niebezpieczną broń. Kto jak kto, ale jeden z członków miejscowej mafii Sharingan potrafił odstraszać kogoś, do niedawna, tak przykładnego jak Naruto.

Ale w tym przypadku było inaczej.

Teraz nic nie miało dla niego większego znaczenia, dlatego wylądował w tak marnej dzielnicy i, jedynie cudem, odnalazł to miejsce, czyli jakąś spelunkę, gdzie mógł się napić. Po kilku głębszych nawet nie zwracał uwagi na nieciekawe spojrzenia niekoniecznie przykładnych obywateli Konohy, nie mówiąc już o przejmowaniu się własnym bezpieczeństwem.

- Co się stało, że nasza księżniczka zapuściła się w takie miejsce? – kontynuował czarnowłosy, nie zdając sobie sprawy z tego, że Naruto wręcz marzył, aby ten wypity alkohol się na coś przydał i mu wreszcie podszedł do gardła. Wtedy mógłby obrzygać temu pseudo mafiosie te wypicowane buciki, nie mówiąc już o drogim, czarnym garniturze.

Naruto jeszcze nie był na tyle pijany, aby nie wiedzieć, że jego ubiór do najtańszych nie należał, zwłaszcza mając już kiedyś okazję, aby sprawdzić metkę...

- Nic się nie stało – wyburczał, odwracając wzrok.

Nie miał zamiaru dłużej niż to możliwe wlepiać spojrzenia w Uchihę. Brunet od tego miał swoje psychofanki na terenie kampusu i zapewne jeszcze w innych miejscach.

Sasunaru ☯ ᴰʳᵃᵇᵇˡᵉWhere stories live. Discover now