Akt IV

306 23 0
                                    

Kiedy siedziała w swoim pokoju, poprosiła skrzaty domowe o coś do jedzenia. Wmusiła w siebie ledwie jedną kanapkę i nieomal ją zwróciła, dlatego nie zaryzykowała jedzenia kolejnej. Skrzat zaniepokoił się również tym, że siedziała po ciemku.

– Nie za zimno panience? Skrzeczek rozpali w kominku! – zaproponował usłużnie.

– Nie, dziękuję, tak jest dobrze.

Skrzat skłonił się i zostawił ją samą. Od tej pory siedziała w półmroku, męcząc się z jedzeniem. Nie miała siły gniewać się na Snape'a za to, jaki był egoistyczny. Oczywiście, doceniała wszystko to, co robił dla Zakonu Feniksa, dla Dumbledore'a, Harry'ego i w ogóle dla świata wolnego od Voldemorta. Doceniała to, że się poświęcał. Że cierpiał.

Ale nie był w tym sam.

Chciała mu powiedzieć, kiedy będzie gotowa. Nie była. Może lepiej, żeby odkrył jej mroczny znak sam, przypadkiem, kiedy go wezwie, a ona będzie w pobliżu? Nonsens. Czarny Pan wzywał śmierciożerców głównie wieczorami. Rzadko zdarzało się, by robił to w środku dnia. Z drugiej strony nawet, jeśli by się to stało, nie uniknęłaby nieprzyjemnych pytań i kolejnej porcji sarkazmu. Ale przecież nie podejdzie do Severusa Snape'a i nie powie mu tak po prostu: „hej, zapomniałam ci wspomnieć, że mam mroczny znak na przedramieniu, dokładnie taki jak twój". Nie miała pojęcia, jak się za to zabrać. Poza tym zwyczajnie się wstydziła.

Anwentine wzięła długą kąpiel, próbując jakoś się rozluźnić. Później wysuszyła długie włosy, rozczesała je i splotła w ciasny warkocz. Nie wiedziała, jak długo da radę unikać utarczek słownych ze Snape'em. Dziś zwyczajnie nie miała siły, żeby mu pyskować, ale za którymś razem chyba nie wytrzyma i go przeklnie.

Wreszcie przeszła do sypialni i położyła się na łóżku, ale sen nie chciał przyjść. Wpatrywała się w sufit, starając się nie myśleć o niczym szczególnym. Bardzo próbowała się wyciszyć, ale myśli goniły w szaleńczym tempie, nie dając chwili wytchnienia. Zażywanie eliksiru słodkiego snu nie wchodziło w grę – wcześniej piła go tak dużo i często, że nie dość, że częściowo uodporniła się na jego działanie, to jeszcze był silnie uzależniający. A to było ostatnią rzeczą, jakiej teraz potrzebowała.

W końcu zapadła w niespokojny sen.

Obudziła się co najmniej trzy razy, ostatni raz z krzykiem tak głośnym, że Flitwick i McGonagall przyszli sprawdzić, czy wszystko było w porządku. Anwentine miała ochotę wpełznąć w głęboką dziurę i po prostu przestać istnieć, zażenowana tym, że zapomniała rzucić Muffliato – jak na ironię zaklęcia wynalezionego przez Snape'a – na noc. Co prawda nie grozili jej już śmierciożercy, ale mogła uniknąć tak żenujących sytuacji jak ta.

Nie mogła znieść pełnego litości wzroku McGonagall, dlatego po prostu wpatrywała się w podłogę, tłumacząc im, że naprawdę nic się nie stało. Flitwick z kolei nie potrafił w ogóle na nią spojrzeć, co w zasadzie przyjęła z ulgą.

Nie zasnęła już do rana, wiedząc, że za moment będzie wiedział o tym cały Hogwart. Ponieważ obudziła się zlana zimnym potem, umyła się raz jeszcze. Później przebrała się w świeże szaty, poprosiła skrzata o herbatę, upięła warkocz na głowie i pogrążyła się w lekturze czegoś, co czytała już co najmniej piętnaście razy.

* * *

Severus był zaskoczony, gdy zobaczył Blackburn przy stole nauczycielskim przed nim. Zwykle przychodziła wszędzie na ostatnią chwilę. Teraz rozmawiała z nowym nauczycielem Obrony Przed Czarną Magią, Rhysem Reevsem, uśmiechając się do niego przyjaźnie. Świetnie, tym lepiej, po ich wczorajszym starciu nie miał ochoty w ogóle się do niej odzywać. Wyglądała zaskakująco dobrze, biorąc pod uwagę to, co stało się w nocy.

Asystentka Mistrza | Harry Potter | Severus Snape x Original CharacterWhere stories live. Discover now