Rozdział 1

900 59 20
                                    

Pierwszy rozdział jest napisany w narracji trzecioosobowej, aby lepiej zrozumieć to, co czuje Claude. W następnych częściach będę już pisała z perspektywy czytelnika :)

Wystrój sali balowej jednoznacznie wskazywał na bogactwo właściciela rezydencji. Ciężkie zasłony z czerwonej tkaniny przeplatanej złotą nicią okalały gigantyczne, idealnie wymyte okna pomieszczenia, które również zostało utrzymane w podobnej kolortstyce. Podtrzymujące wysoki strop marmurowe kolumny ozdobione zostały licznymi płaskorzeźbami przedstawiającymi nieco przesadzoną historię rodu hrabiego Trancy. Stoły wprost uginały się pod ciężarem wyśmienitych potraw i drogich win. Siedząca w kącie orkiestra była jednym z najwybitniejszych zespołów muzyki smyczkowej, a jej członkowie, przekonani kilkoma sakiewkami złota, przbyli zagrać dzisiejszego wieczoru prosto z Francji. Goście byli ubrani w zapierające dech stroje które wyszły spod rąk najznamienitszych krawców. Uwagę przyciągała zarówno kosztowna, mieniąca się biżuteria kobiet, jak i piękne szable jakie mieli u pasa mężczyźni. Całokształt bankietu swoim wdziękiem poruszyłby nawet najbardziej niewrażliwego na piękno człowieka.

No właśnie. Człowieka. A wysoki, przystojny mężczyza odziany w nienaganny czarny uniform kamerdynera nie był człowiekiem. Znudzony lokaj stał pod ścianą, lustrując salę spojrzeniem złotych tęczówek schowanych na szkłami bezoprawkowych okularów - zerówek. Od czasu do czasu podchodził do swego pana, czternastoletniego Aloisa, właściciela posiadłości. Jednakże czynił to tylko i wyłącznie na wyraźny rozkaz nastolatka. Gdyby zależało to od Clauda, (bo takie imię przybrał czarnowłosy), nie podszedłby do Trancy'ego na odległość mniejszą niż sto mertów. Jednakże musiał słuchać kapryśnego dzieciaka i spełniać każdą jego zachciankę. Dlaczego? Powód był prosty. Kamerdyner w rzeczywistości był demonem, z którym młodociany arystokrata zawarł kontrakt za cenę własnej duszy, nadając swojemu piekielnemu słudze jakże ludzkie i pospolite miano; Claude Faustus. Demon nienawidził swojego panicza. Nienawidził ludzi. Często zastanawiał się, dlaczego tak właściwie zdecydował się żyć w świecie śmiertelników. Ale wtedy sobie przypominał. To wcale nie była jego decyzja. Przecież wyrzucono go z Piekła. Cóż, sam był sobie winny. Zabicie Beliala, trzeciej najważniejszej osobistości Piekieł nie było mądrym pomysłem. Lecz co mógł na to poradzić? Będąc jedynie biednym, poobdzieranym nastolatkiem z ostatniego kręgu, zareagował instynktownie, zabijając nieznanego, dziwnie ubranego przybysza który bez pozwolenia wszedł do zapadłej dziury, którą uwcześnie Claude nazywał domem. Mało brakło, a poplecznicy piekielnego artstokraty by go zlinczowali. Miał szczęście, że w orszaku Beliala przypadkiem znalazł się też władca Piekła, sam Lucyfer. Upadły anioł powiedział, że Faustus, skoro był zdolny do zabicia jednego z wyższych rangą demonów, jest zbyt cenny aby go likwidować i jednocześnie zbyt niebezpieczny by żył w królestwie wiecznych kaźni. Wygnano go więc na Ziemię. Z początku uważał że to najwspanialsze co go w życiu spotkało. Nikt nie był zdolny go skrzywdzić, miał prawdziwy dom i dusz pod dostatkiem. Podchodził do nowego świata z fascynacją. Dopiero kilka stuleci później odkrył, że pokuta jaką mu wymierzono była jedną z najgorszych. Demony są z natury istotami energicznymi, potrzebują nowych wyzwań, ciągłej walki i zmian. Na żaden z tych podpunktów Claude nie mógł liczyć na Ziemi. Ludzie wogóle się nie zmieniali. Ciągle toczyli wojny i zawierali pokoje. Uważali się za wyjątkowych, a w rzeczywistości byli nic nie znaczącym pyłem w historii wszechświata. Po jakimś czasie Faustus zauważył, że poprzez długie przebywanie z ludźmi, każde z ich zachowań przestało zadziwiać. Przewidywanie ich kruchych, krótkich żyć było monotonne. Ich istnienie biegło tak, jak w secenariuszu, w który aktorzy się zmieniają, ale fabuła ciągle stoi w miejscu. Po jakimś czasie czarnowłosy znał każdą scenę sztuki na pamięć. Dlatego zawsze wiedział jak się zachować, kiedy walczyć, a kiedy lepiej ustąpić komuś silniejszemu. Obserwując przebieg bankietu, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Hrabia Frederyk jedynie zwodzi swoich rozmówców, by uniknąć tematu swojej bankrutującej firmy. Wiedział, że żona Markiza Jonhsona udaje szczęśliwą, a tak naprawdę panicznie boi się męża. Mógł w ciągu sekundy przewidzieć jak dalej potoczy się życie każdego z gości. Na ten przykład, wiedział, że młoda córka arystokraty o imieniu Nickolas od początku balu posyła w jego stronę ukradkowe spojrzenia. Po bankiecie dziewczyna podejdzie do niego proponując kolację, która szybko zmieni się w kolację połączoną ze śniadaniem. Wyniknie skandal, a pogrążona w rozpaczy dziewczyna zostanie wydana za mąż za pierwszego lepszego Hrabiego. Scenariusz. Kolejna, a jednak wciąż ta sama scena. Przez tą powtarzalność Claude już setki lat temu popadł w stan zobojętnienia na otaczający go świat. Bo ileż razy można przeżywać to samo? Demon westchnął głęboko, po czym słysząc wołanie Aloisa, poszedł w stronę swojego panicza. Trancy stał w towarzystwie około szesnastoletniego, drobnego chłopaka. Towarzysz arystokraty był ubrany w zwykłe, materiałowe brązowe spodnie, czarne, mocno schodzone buty i białą płócienną koszulę. Chłopiec miał na głowie za dużą czapkę dżokejkę, spod której wystawały kosmyki nierówno przyciętych brązowych włosów. Policzki miał obsypane piegami, brązowe oczy i wyjątkowo miły uśmiech. Jednak to nie nietypowy ubiór wzbudził w kamerdynerze niepokój (w końcu bankiet był balem przebierańców). Zwyczajnie coś w tym szczerzącym zęby osobniku nie pasowało demonicznemu lokajowi. Nie był w stanie jednoznacznie określić co to było, lecz na wszelki wypadek postanowił uważać na młodzieńca.

Kumoshitsuji | Claude Faustus x Reader |Where stories live. Discover now