H A R R Y

1.7K 110 25
                                    

- Harry! - warknął ktoś za mną. Kierowałem się właśnie do dormitorium, po małej wizycie u Hagrida. Poszedłem sam z peleryną niewidką, bo Hermiona zaciągnęła Rona do Pokoju Wspólnego by się uczyć. Zauważyła jak jego oceny z prawie wszysykich przedmiotów drastycznie spadły. Na szczęście mnie nie dopadła.

Oprócz jeansów i czerwonego swetra od pani Weasley nie miałem na sobie nic ciepłego, czego teraz zacząłem żałować. W końcu niedawno były ferie. Odwróciłem sie na pięcie, a przede mną pojawił się zadyszany Nico di Angelo. Nadal miał na sobie szaty, więc pewnie odrabiał lekcje w bibliotece do tej późnej godziny.

- N-nico? Coś nie tak? - popędziłem go. Wydawał się przejęty.

- Ktoś umarł. - wydyszał z rękami na kolanach. - Muszę... iść... do... Dumbledore'a. - uspokoił oddech zerkając na moją zmartwioną twarz. - Nie wiem gdzie jest jego gabinet.

Kiwnąłem głową na znak, że zrozumiałem i ruszyłem w stronę gargulca prowadzącego do gabinetu dyrektora. Po kilku sekundach oboje zerwaliśmy się do biegu, zwolniliśmy dopiero na widok starego posągu strzeżącego przejścia.

- Lukrecjowe gryzki. - warknąłem w jego kierunku, a on rzucił mi niemiłe spojrzenie, ale odsunął się na bok. Nico wbiegł pierwszy na schody, ja za nim. Równocześnie zapukaliśmy do drzwi, które zaraz potem otworzyły się ujawniając profesora Dumbledore'a. Jego okulary połówki przekrzywiły się na jego długim nosie, a szata była w nieładzie.

Widząc nas, uśmiechnął się i zaprosił gestem do środka. Nico spięty stanął obok fotela, na którym usiadłem ja.

- Co was do mnie przywiało o tak późnej porze, chłopcy?

- Ktoś umarł. - powtórzył Nico. Były to te same słowa, które powiedział mnie. - Nie wiem kto. Jest za daleko, żebym go/ją zidentyfikował, ale na pewno na terenie Hogwartu.

- Jesteś absolutnie pewny? - spoważniał dyrektor; wszystkie radosne iskierki z jego oczu zniknęły zastąpione przeciwną emocją. - W końcu w Hogwarcie zdarzyło się ludziom ginąć, a o duchach nawet nie wspomnę.

- Jestem pewny. Kiedy jestem w miejscach, w których ktoś zginął to jest tak jakbym przeżywał zapomniane wspomnienie. Kiedy wyczuwam, że ktoś umarł, to jest tak jakbym zanurzał się w wannie z lodem. Zupełnie inne doświadczenie. Gdy jestem wystarczająco blisko, jestem w stanie zobaczyć kim jest martwy lub, jeśli mam szczęście, kto dokonał morderstwa. Bo jestem pewien, że wtym wypadku to nie była śmierć naturalna. - zapewnił Nico, pospieszając dyrektora wzrokiem. Dumbledore zamyślił się gładząc swoją brodę.

- Jeśli jest tak jak mówisz... Będę musiał zaprosić Korneliusza... - mamrotał. - Czy wiesz może gdzie jest ta osoba? Bądź znasz kierunek?

- To chyba Zakazany Las. - odparł Nico. - Mogę pójść tam z panem. Pomóc znaleźć ciało. - zaproponował.
- To chyba dobry pomysł. - wtrąciłem się. Oboje odwróciło głowy w moją stronę. Pewnie zapomnieli, że tu jestem. - Jeśli Nico zbliży się na wystarczająco blisko, posłuży z kompas. Bez problemu znajdziecie ciało.

Nico rzucił mi gniewne spojrzenie i założył ręce na piersi.

- Pomijając część z kompasem, zgadzam się z Harrym. - hufnął syn Hadesa. Dumbledore zamyślił się na moment nadal poważny.

- Dobrze. Harry idź proszę do swojego dormitorium. Twoi przyjaciele na pewno się martwią. - powiedział po chwili. Nie zważając na mnie więcej odwrócił zmartwiony wzrok w stronę Nico i skinął mu głową. - Prowadź.

Nico i Dumbledore w pośpiechu opuścili gabinet, a ja wróciłem do dormitorium. Wbrew moim przypuszczeniom i Ron, i Hermiona byli na nogach w Pokoju Wspólnym. Co prawda trzeba zaznaczyć, że praktycznie spali jedno na drugim. Kiedy jednak przeszedłem przez dziurę za portretem, oboje zerwali się w pełni rozbudzeni.

- Harry! - krzyknęła szeptem Hermiona, w między czasie zdążając mnie przytulić. - Zaczęliśmy się martwić! Miałeś wrócić od Hagrida godzinę temu! - uśmiechnęła się upewniwszy, że jestem cały. Wymusiłem uśmiech, jednak jej własny zdążył już zniknąć, gdy zrozumiała, że mój jest fałszywy.

- Co się stało? - Ron wstał z kanapy i podszedł do naszej dwójki.

- Wracałem od Hagrida, tak jak miałem to zrobić od samego początku. Jednak po drodze tutaj podbiegł do mnie Nico i... - zamilkłem.

- I co? - dopytywała zniecierpliwiona Hermiona. Wpatrzyłem się w jej oczy na moment, po czym odwróciłem wzrok. Wymamrotałem odpowiedź pod nosem hardo wbijając spojrzenie w podłogę. Ron westchnął poirytowany równocześnie z Panną-Wiem-To-Wszystko.

- Głośniej!

- Ktoś umarł. - wyszeptałem. Nadal nie spojrzałem na moich przyjaciół, ale dobrze słychać było dwa pełne zgrozy i smutku. - Nie wiem kto. Ale tutaj, w Hogwarcie.

Dopiero teraz zdobyłem się na odwagę i spojrzałem w ich oczy. Hermiona miała rękę przyciśniętą do ust, a Ron miał na twarzy wyraz smutku.

- Zaraz... - zmarszczyła czoło Hermiona. - Co Nico ma z tym wspólnego?

- Pamiętasz, że jego ojciec jest bogiem umarłych, no nie? - wtrącił Ron, posyłając jej zmartwione spojrzenie.

- On i Dumbledore poszli do Zakazanego Lasu znaleźć ciało. W sumie to ja zaproponowałem by poszedł, bo, nie mówcie mu tego, możnaby powiedzieć, że jest takim kompasem na śmierć. - podrapałem się po karku w zastanowieniu. - Nie wyglądał niekomfortowo. Jakby mógł iść zobaczyć ciało, po czym iść na herbatkę u Hagrida, gadając o tęczach i jednorożcach. W sensie nie zrozumcie mnie źle; był zmartwiony kim ta osoba się okaże, ale nie miałby kłopotów z oglądaniem jej/jego. Kimkolwiek jest.

Ron i Hermiona przypatrywali się mi z niepokojem. Oboje zachowywali się nieswojo. W pewnym momencie Weasley ziewnął, co pociągnęło u mnie ten sam odruch.

Hermiona tylko westchnęła i nakazała nam iść do łóżek. Bardzo chętnie jej posłuchałem i z Ronem depczącym mi po piętach wszedłem po schodach do pokoju naszego rocznika.


Następnego dnia wstałem wcześniej niż zwykle, ubrałem i popędziłem do Wielkiej Sali. Miałem ogromną nadzieję, że Nico już wstał, bo musiałem wiedzieć czy on i Dumbledore znaleźli ciało. Odgłos moich stóp odbijał się od ścian korytarza kiedy biegłem, aż w końcu ucichł. Stałem przed wejściem.

Otworzyłem drzwi z pewnym wysiłkiem i od razu moje oczy powędrowały do stołu Slytherinu. Na moje nieszczęście ani Nico, ani nikt z domu Salazara jeszcze nie opuścił łóżka. Zamiast tego usiadłem przy własnym stole próbując coś zjeść, żeby niepokój nie zżarł mnie od środka.

945 słów.

Olimpijski Turniej TrójmagicznyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz