11

117 17 60
                                    

POV'S JACKSON

- Jackie, idziemy już? - Zapytał gorączkowo chłopak.

- No lecę. - Rzuciłem, zapinając plecak i dobiegłem do chłopaka, uprzednio zamykając drzwi mieszkania.

Schodziliśmy w dół, a Mark skakał wręcz co trzy stopnie. Nie mogłem go dogonić, ale gdy wyszliśmy z klatki, złapałem jego ramię. Obejrzał się pospiesznie po czym zwrócił na mnie swoje spojrzenie.

- Nie spiesz się, mamy dwadzieścia minut. - Oznajmiłem, zerkając na zegarek.

Chłopak posłał mi zdziwiony wzrok, po czym uśmiechnął się promiennie.

- Aż tak cię popędzałem? - Zaśmiał się.

- Cóż. - Cmoknąłem w powietrzu - gorzej.

Wzruszył ramionami, jakby chciał powiedzieć "czyli jak zwykle" i zaczął iść w kierunku uczelni. To był chyba pierwszy raz, kiedy szedłem z nim ramię w ramię z jego własnej woli.

No, Jackson, zapisz to w kalendarzu.

Weszliśmy do parku, gdzie dostrzegłem idącego parę metrów dalej Jinhwana. Oddaliłem się więc od Marka i poszedłem przywitać.

- Jinh-- - Zacząłem, lecz chłopak widząc, kto się do niego odzywa, od razu na mnie skoczył.

- Jackson! Gdzieś ty był?! Mamy ważny projekt do zrobienia, a nie masz prawa oblać sesji. - Wykrzyczał wręcz na jednym tchu.

- Złaź ze mnie krasnalu. - Strąciłem z siebie niższego, wstając.

Rozejrzałem się za Markiem, lecz nigdzie go nie było. Widocznie poszedł na uczelnię sam, jak zwykle.

Poczułem szarpnięcie za rękaw bluzy, a po chwili truchtałem za niskim blondynem. Właściwie to byłem przez niego ciągnięty.

- Mamy dużo czasu, ogarnij się. - Próbowałem zabrać swój rękaw z jego dłoni.

- Nie mamy, jak ci wymienię przedmioty, z których mamy zaliczenia to zmienisz zdanie. - Prychnął.

Za- co? Zaliczenia?

- No to...? Z czego?

Nie minęła minuta, a stałem się blady. Jinhwan najwyraźniej czerpał przyjemność ze straszenia mnie. Najgorsi profesorowie postanowili zmówić się, i zrobić sesje w jednym tygodniu. Słowo daję.

- Markie mi pomoże, on jest mądry. - Mruknąłem.

- Huh? A to w końcu cię polubił? Poza tym myślałem nad Namjoonem. - Odparł niższy.

- On mnie nawet pokochał, warto było za nim łazić. - Wzruszyłem ramionami.

- Byłem pewny, że wezwie na ciebie policję.

- Niby za co?

- Za nękanie.

Zatrzymałem się przed budynkiem uczelni, mając ochotę zamordować swojego przyjaciela. Chociaż może miał rację? Dość dużo razy Mark się złościł, ale koniec końców mnie polubił! To już sukces.

- Idę szukać mojego ratunku. - Zacząłem, do ignorującego mnie Jinhwana. - To cześć?

- No tak, ale za godzinę masz być w bibliotece to pomoge ci z jednym zaliczeniem. - Zwrócił się do mnie.

Uśmiechnąłem się, pokazując kciuk w górę, po czym odszedłem.

Okej, to gdzie zaczyna Mark? Drugie piętro?

Wdrapałem się po schodach na górę, szukając wzrokiem chłopaka. Na marne, nigdzie go nie było.
Wróciłem na dół, bo może znajdę chociaż Namjoona.

Funeral | MarksonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz