5

240 23 69
                                    

Po zajęciach pobiegłem czym prędzej do swojego mieszkania. Nie myślałem o tym, że powinienem raczej iść do "pracy". W tej chwili miałem mieszankę uczuć. Zawsze było to dla mnie kłopotliwe. Ja myślałem o czymś bardzo długi czas, a reszta zazwyczaj zapominała po kilku dniach.

Usiadłem na podłodze, a plecak zsunął mi się bezwładnie z ramienia na kolana. Słyszałem, jak mój telefon wibrował w jednej z kieszeni. Irytował mnie, ale nie chciałem sprawdzać czy to Taehyung czy Jackson.

Podniosłem się na dźwięk gwałtownego walenia w drzwi. Zlękłem się tego, kto to mógł być? Jackson zawsze wchodzi z miejsca do domu...czyżby Kim?

- Kto tam? - Spytałem.

- OTWIERAJ MARK!!! - Usłyszałem donośny krzyk.

Otworzyłem drzwi, a wtedy wpadł na mnie brunet, a plecak spadł mu na ziemię. Poczułem się niezręcznie będąc obejmowanym przez Jacksona. Ten jednak szybko mnie puścił, poprawił kurtkę i będąc całym czerwonym od zmęczenia wykrzyczał.

- CZEMU TAK UCIEKASZ? CO W CIEBIE WSTĄPIŁO?!

- O co ci chodzi? Przecież... - Zacząłem lekko przestraszony jego ostrym tonem. - Przecież skończyłem zajęcia.

- Nie udawaj. - Pogroził. - Ja nie skończyłem, ale kiedy zobaczyłem jak wybiegasz z budynku to pobiegłem za tobą.

- Czemu to zrobiłeś?

- Martwiłem się. - Odparł szybko. - To proste.

- Nie, nie takie proste. - Sprzeciwiłem mu się. - Dziwnie się czuję, kiedy...tak się o mnie martwisz. Jestem odpowiedzialny i nie potrzebuję niańki.

- To co innego mam robić? - Spytał puszczając ręce bezwładnie wzdłuż ciała.

- Nie rozumiem.

- No jak inaczej mam ci pokazać, że zależy mi na tej znajomości jak nie martwiąc się o ciebie? Mark - położył mi dłoń na ramieniu. - Wiem, że potrzebujesz być zapewniany w niektórych kwestiach i dlatego tak często omijam zajęcia, zajmuję i swój i twój czas. Bo chcę, żebyś był świadomy i miał pewność tego, że ja cię nie opuszczę i będę zawsze pod ręką.

- Oh

- Albo chciałbym być zawsze przy tobie... - Mruknął pod nosem, prawie niezrozumiale.

- Mógłbyś powtórzyć ostatnie? - Spytałem.

- Nie, a teraz skoro już uciekłem to możemy razem posiedzieć, okey? - Uśmiechnął się pierwszy raz odkąd tu przybiegł.

- Jasne, tylko bo mam tę prace... - Zacząłem, a jego oczy niebezpiecznie się zaświeciły.

- Spoko, wiem. Pamiętam i pójdę wcześniej do siebie. Ty pójdziesz do pracy i tam się spotkamy oki?

- W porządku - odwzajemniłem uśmiech.

Tak jak myślałem, nie ma problemów w rozmowie ze mną, mimo, że oboje byliśmy zmieszani po tamtym pocałunku. Ja nadal nie wiem jak dobrać słowa, a on jakby miał zaplanowane kwestie.

- To co robimy, Markie? - Zdjął swoją bluzę i oparł się o ścianę.

- Nie wiem, Jackie. - Zaśmialiśmy się na dźwięk tego przezwiska.

- Jackie...a tego nie mówi się z jakimś akcentem? W sensie tak po angielsku? Tak jak "Jackson"? - Zaczął się zastanawiać na głos. Nie zrozumiałem wiele z tych wypocin.

- No bo patrz. - Ustał na przeciw mnie i zaczął gestykulować rękoma. - Jeśli w "Jackson" mówi się przez "dż", to może i "Jackie" jakoś tak się mówi? "Dżakie" chyba...

Funeral | MarksonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz