Rozdział 9

34 11 4
                                    

- Nareszcie jesteś – w drzwiach stanął białowłosy, wyższy od niego chłopak.

- Noraa? – zapytał zdziwiony Luke.

- Aaron, Noraa to moje imię od tyłu – uśmiechnął się.

- Jejku, to było tak oczywiste – uderzył się w czoło.

- Masz to o co prosiłem? – Aaron spojrzał na reklamówkę w rękach czerwonowłosego.

- Tak, oczywiście, tylko nie wiedziałem co kupić, więc wziąłem chleb, masło i ser żółty – przekazał reklamówkę jej właścicielowi docelowemu.

- Idealnie! Wejdź na chwilę – odgrodził drogę dla Luka.

Chłopak wszedł nieśmiało i się rozejrzał, na pierwszy rzut oka był to normalny pokój, jednak po dłuższych obserwacjach, można było dostrzec, że ściany są wykonane z grubego metalu. Postawił delikatnie stopę na podeście, jednak to były już najzwyklejsze w świecie panele. Wnętrze było pomalowane na ciemne kolory, jedynie meble były białe lub wykonane z jasnego drewna. W następnym pokoju, umiejscowionym naprzeciwko wejścia była kuchnia, jednakże ta wyglądała już pospolicie, cała w jasnych barwach i całkiem sporych rozmiarów.

- Tutaj masz pieniądze – Aaron podał chłopakowi kilka banknotów.

- Dziękuję – Luke ukłonił się lekko.

- Napijesz się czegoś? Kawa, herbata albo coś mocniejszego?

- Nie jestem jeszcze pełnoletni, więc poproszę kawę.

- A kiedy będziesz mógł coś mocniejszego?

- Za tydzień.

- Zatem zapraszam, uczcimy razem twoją pełnoletniość.

- Nie wiem czy dziękować, czy uciekać – białowłosy zaśmiał się.

- Chciałem cię naprawdę poznać, nie zrobię ci nic – potargał włosy chłopaka i poszedł do kuchni , by zrobić kawę.

- Mogę mieć pytanie?

- Pewnie, pytaj!

- Czemu sam nie wyszedłeś po te zakupy? Masz przecież blisko.

- Cóż, nie miałem kontaktu ze światem zewnętrznym tak naprawdę od kilku lat. Moja dobra znajoma robiła wszystkie zakupy i tak dalej, ja tylko siedziałem tutaj i zarabiałem pieniądze przez Internet, lecz dzisiaj nie przyszła nie wiem dlaczego...

- Może tylko się źle poczuła?

- Mam nadzieję... - nastała krótkotrwała cisza, ponieważ już po chwili wszedł białowłosy z kubkiem gorącej kawy. – Trzymaj młody.

- D-dziękuję... - Luke wziął naczynie do ręki i od razu poczuł przyjemne ciepło.

- Jesteś oczekiwany w domu dzisiaj?

- Jak zawsze. Mam młodszego brata, matka nie żyje, a ojciec siedzi w więzieniu.

- Mogę spytać dlaczego?

- Niewiele o tym wiem, ale porwał kiedyś kogoś – na te słowa Aaron przełknął gulę w gardle.

- Możesz dzisiaj zostać tutaj, o ile chcesz oczywiście.

- Nie wiem czy to dobry pomysł, nie znam cię prawie w ogóle...

- Dlatego mówię, jeśli chcesz to możesz.

Czerwonowłosy spojrzał na naczynie i zaczął się zastanawiać, czy na pewno może zostać? Jak się będzie czuł jego brat...

- Przepraszam, muszę zadzwonić – powiedział, a następnie wyszedł z budynku.

Szybko wyszukał w kontaktach numer swojego ukochanego braciszka i nacisnął przycisk „Zadzwoń".

- Luke? – usłyszał głos chłopca w trakcie mutacji.

- Cześć Cody, jak sobie radzisz? – zaśmiał się.

- Super! Właśnie smażę frytki – chłopak wyczuł nutkę satysfakcji w wypowiedzi brata.

- Cieszę się, tylko nie próbuj się poparzyć!

- Tak mamo – prychnął młodszy.

- Słuchaj... - zawahał się.

- Tak?

- Miałbyś coś przeciwko gdybym dzisiaj nie wrócił do domu?

- Oczywiście, że nie. Luke, masz już prawie osiemnaście lat, masz prawo gdzieś wyjść.

- Nie powinienem ciebie zostawiać samego.

- Dam sobie radę, muszę kończyć bo spali mi się jedzenie – chłopak nie zdążył nic odpowiedzieć, a jego brat już się rozłączył.

Spojrzał w niebo, widniały na nim pojedyncze gwiazdy razem z księżycem. Luke schował twarz w dłoniach i poprosił w myślach Boga, by jego życie stało się lepsze, a następnie wrócił do budynku.

#Mocno dialogowy rozdział xD
Do następnego ♥♥♥

Don't look awayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz