Rozdział 4

81 14 10
                                    

Ciemność. Co się stało?

Cisza. Gdzie oni są?

Rebecca usłyszała kaszlnięcie i otworzyła oczy. Po tak długim czasie musiała przyzwyczaić się do światła. Nie mogła w ogóle dojrzeć konturów...

- James? Hana?... – zawołała.
- Jestem tu. - Dostała odpowiedź od
chłopaka.
- Hana też tu jest?
- W tym pomieszczeniu na pewno jej nie ma.
Dziewczyna westchnęła
- Co się stało? – zapytała.
- Zostaliśmy odurzeni
- Przez kogo?...
- Nic nie pamiętasz? Park, Hana. Chłopak z białymi włosami i maską?
- Czekaj... - Zatopiła się w swoich myślach. Coś jej świtało ale nie mogła dokładnie sobie przypomnieć...

Chwila...

Hana podbiegła, zaczęła krzyczeć, nagle upadła, ruszyliśmy w jej stronę...
- Pamiętam!

Jak na filmie, powrócił do niej obraz wspomnień:

Oczy Hany zabłysnęły, pobiegła do trawnika i schyliła się rozgrzebując skoszoną trawę.

Gwałtownie się podniosła
- Patrzcie co zna...
Jej ciało upadło bezwładnie. Tuż za nią znajdował się chłopak z białymi włosami, który trzymał strzykawkę w ręku.

Rebbeca pamiętała jak krzyknęła imię przyjaciółki i rzuciła się razem z Jamesem w kierunku Aarona.

Podczas, gdy James siłował się z chłopakiem, ona padła na kolana, próbując ocucić przyjaciółkę,

- Hana, skarbie, obudź się, musimy iść! - Zaczęły trząść jej się ręce. - Proszę otwórz oczy... - Przyłożyła jej rękę do swojego serca by choć trochę się uspokoić.
- Reb! Szybciej! – James krzyknął, czując przewagę przeciwnika.
- Nie mogę... - Zdołała powiedzieć, gdy nagle ciało jej przyjaciela padło bezwładnie na trawę. Podniosła wzrok na chłopaka o białych włosach. - Czego od nas chcesz?!
- Od was? Nic, tylko ona mi potrzebna. - Wskazał palcem na Hanę.
- Zostaw ją, jest taka niewinna... - Schowała twarz w dłoniach
- Wypadło na nią. A teraz, czy będziesz taka uprzejma i pójdziesz ze mną, czy muszę użyć innych środków?
- Nie pomogę ci w skrzywdzeniu Hany. - Spoliczkowała chłopaka i zasłoniła przyjaciółkę swoim ciałem
- Masz świadomość, że tylko bezskutecznie przedłużasz?

Reb wiedziała, że musi zyskać na czasie. Miała nadzieję, że Hana odzyska przytomność. Z drugiej strony, widziała, że chłopak zaczyna się niecierpliwić.

Nie miała wyjścia.

Zerwała się równe nogi i zacisnęła dłonie w pięści, gotowa do walki.

Chłopak zaczął się śmiać:

– I co, pobijesz mnie? – zadrwił.

To podgrzało jej krew w żyłach.

– A żebyś wiedział – Zamachnęła się, podskakując do góry, i z całej siły uderzyła go w szczękę.

Tego się nie spodziewał. Przetarł usta, zostawiając na dłoni krew.

- Grabisz sobie Rebbeco - Zmarszczył brwi.
- Skoro znasz moje imię, to mogę poznać twoje? – odparła twardo.
Aaron rozszerzył nozdrza i rzucił się na nią z pięściami. Reb jednak, zrobiła zwinny unik i odskoczyła na bok.
- Nie - Podskoczył by uniknąć spotkania z ziemią przez podcięcie. - Ćwiczysz coś? Nieźle walczysz.
- Tak, obronę przyjaciół - Złapała nadgarstek chłopaka gdy ten próbował ją uderzyć, jednak nie przewidziała ataku z drugiej strony i już po chwili leżała na ziemi.
- Miłego spania - Białowłosy przyłożył jej szmatkę do ust nasączoną jakąś substancją i po chwili nastała ciemność.

Rebbeca powróciła myślami do celi, w której została uwięziona razem z Jamesem:

- Ciesz się że szybciej padłeś ode mnie, ja musiałam się z nim użerać – zwróciła się do niego z niesmakiem.
- Puk puk, jedzenie – Rebecca od razu poznała ten śmiech i po chwili dostrzegła czerwone oczy chłopaka w ciemnym kącie przy drzwiach.
- Możesz je sobie wsadzić w dupę - James splunął w kierunku białowłosego.
- Okej, powiem wam tylko, że wasza przyjaciółeczka się obudziła - Wyszedł trzaskając drzwiami. Nastała przez chwila ciszy.
- Cztery zamki - Mruknęła Rebbeca
- Słucham?
- Zamknął nas na cztery zamki
- Skąd to wiesz?
- Trzeba było słuchać...

Niezręczna cisza znów zapanowała w pomieszczeniu.

- Jak myślisz, czego on chce od Hany i od nas? - Po głosie brunetki można było poznać że płacze
- Nie mam pojęcia...

#Koniec!
Rozdział dedykuję ruda_agnieszka za podsunięcie mi pomysłu.
Dziękuję 💞

Don't look awayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz