- Za to. - odparł, a jemu zupełnie odebrało mowę, a także jakąkolwiek zdolność ruchu.

Chyba nawet zapomniał jak się oddycha, bo Harry przyciskał usta do tych jego. Nie poruszał nimi, po prostu trzymał je mocno przyciśnięte. Kręciło mu się w głowie i nie miał pojęcia czy ta sytuacja nie jest przypadkiem wytworem jego chorej wyobraźni, ale nawet on nie ma takiej bujnej wyobraźni. To się działo. Po czterech latach tęsknoty za tymi pełnymi, malinowymi wargami znów mógł poczuć ich smak. I wciąż nie mógł wykonać żadnego pierdolonego ruchu, jakby coś niewidzialnego zakleszczyło go mocno w swoich ramionach. To było.. to było coś, czego nie potrafił opisać. Coś, co sprawiło, że zupełnie przestał kontaktować. Coś czego tak cholernie mocno mu brakowało, ale jednocześnie coś, co nie powinno mieć miejsca. Coś zabronionego, niebezpiecznego. 

Harry odsunął się od niego nieznacznie, zaledwie na centymetr, może dwa. Zerknął prosto w jego błękitne tęczówki i to właśnie w tym momencie jedna samotna łza spłynęła po jego zarumienionym policzku. Brunet starł ją kciukiem. Tak, jak robił to zawsze. A potem znów złączył ich usta tym razem powoli nimi poruszając. Ale on nawet nie wiedział czy oddał ten pocałunek. To było najpiękniejsza a zarazem najgorsza chwila na przestrzeni ostatnich czterech lat. Najpiękniejsza, bo to były te usta, które chciał całować do końca swojego życia, a najgorsza bo.. bo wiedział, że nie może. One już nie należały do niego tylko dlaczego do kurwy Harry go całował skoro miał Kendall? 

Nie wiedział gdzie znalazł w sobie siły by lekko odwrócić głowę. Nie miał pojęcia w co chłopak pogrywa, ale nie mógł pozwolić na to, żeby zniszczył go tym jeszcze bardziej. 

- Lou.. - szepnął.

Nie. Nie. Nie.

Po prostu nie.

To było zbyt wiele.

Przymknął powieki spod których wydostawało się coraz więcej łez. Miał nie płakać. Tylko jak? Jak mógł nie płakać, kiedy to wszystko wracało do niego ze zdwojoną siłą? Jak mógł nie płakać kiedy znów zaczynał rozpadać się jak domek z kart? 

Odwrócił się w stronę rzeki trzęsąc się od szlochu, któremu nie pozwalał wydostać się z gardła. Nie wiedział nawet czy Harry wciąż stoi obok, ale sekundę później poczuł dłoń na swoim ramieniu i to sprawiło, że zerwał się z miejsca zaczynając biec przed siebie. Zupełnie nie zwracał uwagi gdzie się kieruje. Biegł ile sił w nogach po drodze potrącając przechodniów. Kilka razy prawie udało mu się wpaść pod samochód. Łzy zupełnie przysłaniały mu widok dlatego nie miał pojęcia jakim cudem, ale jego nogi same poniosły go do mieszkania. Nie wiedział nawet czy droga zajęła mu dziesięć minut czy pół godziny. Podbiegł do domofonu wystukując krótki kod. Pomylił się przez co jeszcze bardziej zaczął płakać, ale za drugim razem udało mu się wpisać go poprawnie. Wbiegł do mieszkania nie zastanawiając się nawet dlaczego drzwi były otwarte. Wszystko wyjaśniło się w salonie. Liam, Zayn i.. Niall stali na jego środku wpatrując się w niego ze strachem. Nogi odmówiły mu posłuszeństwa, więc upadł na kolana mocno je tłukąc, ale nawet nie poczuł bólu. Płakał. A może wył. Sam już nie wiedział. Jedyne co zarejestrował przed straceniem kontaktu ze światem to oplatające go szczelnie ramiona blondyna.

                                                                            ***

(Od tego momentu wprowadziłam zmianę perspektywy, ale tylko na jakiś czas)

- Nie wierzę, że to znów się dzieje. - jęknął bezsilnie Liam wpatrując się w leżącego na kanapie Louisa.

Niewidzący wzrok wbijał w jakiś punkt przed sobą, ale Liam wiedział, że zupełnie nie słyszy tego, co mówi. Dwie godziny temu, kiedy wbiegł do mieszkania wyglądając jak siedem nieszczęść i po tym jak upadł na podłogę całkowicie stracił kontakt ze światem. Nie po raz pierwszy zresztą, ale to był pierwszy raz od trzech lat i właśnie dlatego było to tak bardzo przerażające i niepokojące. Czy nie tego obawiali się najbardziej? Szczególnie, że nigdy nie wiedzieli ile to potrwa. Mogło to być kilka minut, kilka godzin, a nawet dni. W tym przypadku były to już godziny. 

PineappleWhere stories live. Discover now