ROZDZIAŁ 40.2

147 25 68
                                    

CASIE


Niepewnie naciskam dzwonek do drzwi, po czym przeczesuję kosmyk, który wbrew mojej woli wydostał się z włosów upiętych w warkocz.

Po chwili drzwi otwiera mi Shane ubrany na wpół elegancko. Na ten widok delikatnie unoszę kąciki ust.

— Cześć. — Posyłam mu serdeczne spojrzenie. Ten przez chwilę mierzy mnie wzrokiem.

— Wow... Znaczy cześć — poprawia się szybko. A więc Elena miała rację, mówiąc, żebym włożyła tę luźną, kwiecistą sukienkę. Uśmiecham się lekko zakłopotana.

— Ty też "wow". — Puszczam mu strzałkę, próbując rozluźnić sytuację. Śmiejemy się przez chwilę.

Nagle zza Shane'a wyłania się, jeśli dobrze naliczyłam, pięć głów. Co oni tu wszyscy robią? Dostrzegam kątem oka, że Ethan kończy jeść sernik, który trzyma na małym talerzyku. Co tu się wydarzyło...? I czemu mnie tu nie było?

Ej, ja też chcę ciasto.

Willows niemo oferuje mi kawałek własnego, ale ostatecznie odmawiam. Unoszę brew, zerkając na każdego z osobna.

— To... idziemy? — Shane posyła mi niepewny uśmiech. Kiwam mu głową w odpowiedzi. Cała drużyna macha nam, szczerząc się szeroko do czasu, aż nie znikniemy im z pola widzenia.

— Miłej zabawy! — woła Elena. Zerkam na przyjaciela pytająco.

— Zbyt długo wyjaśniać... — stwierdza rozbawiony. Po chwili rozgląda się, by później znowu się do mnie odezwać. — Skoro już jesteśmy sami to... Mam coś dla ciebie. Ale musisz zamknąć oczy. — Posyła mi uśmiech. Patrzę na niego zaskoczona, po czym wykonuję jego polecenie.

Stoję w bezruchu, by po krótszym czasie wyczuć jego dotyk. Przechodzi mnie dreszcz, gdy delikatnie przesuwa nieco szorstkie dłonie po mojej szyi. Kiedy dochodzi do tego jego ciepły oddech i zdaję sobie sprawę, jak niewielki dystans nas dzieli, momentalnie sztywnieję. Co on kombinuje? Wkrótce jednak wszystkie wrażenia nagle znikają, gdy przestaję odczuwać jego bliskość.

— Możesz otworzyć oczy — odzywa się w końcu. Rozchylam powieki, szukając jakichś zmian czy  dopatrując się choćby wskazówek odnośnie tego, co się wydarzyło przed chwilą. Wtedy zauważam pełną kolorów, na wpół przezroczystą kostkę do gry zawieszoną na mojej szyi w formie prostego naszyjnika.

— Nie jest to może nic wielkiego, ale stwierdziłem, że...

— Przecież mówiłeś, że to twoja ulubiona. — Uśmiecham się szeroko, nie dowierzając. Przy okazji bawię się podarunkiem w dłoni, uważnie mu się przyglądając.

— E tam, w sumie to nie lubiłem jej aż tak bar... — Nie zdąża dokończyć, bo momentalnie zamykam go w mocnym uścisku.

— Dziękuję. — Wtulam się w niego, a on odwzajemnia ten gest najpierw nieco niepewnie, by z czasem nabrać odwagi. Jego włosy łaskoczą mnie w szyję, jednak wcale mi to nie przeszkadza. Może prezent od Shane'a nie jest jakiś niesamowicie wyszukany, ale z serca. Pamiętał o tym, że ta kostka mi się podoba i ja to doceniam, a podarunek tego typu zawsze mi będzie o nim przypominać. Stoimy tak przytuleni do siebie przez dłuższy moment.

— Nie żeby coś... Cieszę się, że prezent przypadł ci do gustu i w ogóle, ale zaczynam się już trochę dusić — mówi do mnie na wpół poważnie. Wtedy odsuwamy się od siebie, a ja ze zmieszanym uśmiechem przeczesuję kosmyk za ucho. Potem zaczynamy prowadzić ze sobą luźną i przyjemną rozmowę i ani się spostrzegamy, gdy już jesteśmy na miejscu.

To kwestia czasuWhere stories live. Discover now