- Cześć. - wykrztusił spoglądając to na nią to na niego. Dziewczyna była brunetką, miała cholernie brązowe oczy i była ładna. Naprawdę ładna. Wręcz śliczna. Mogłaby być jakąś pieprzoną modelką. Może właśnie nią była? 

- Em.. To moja dziewczyna, Kendall. - wskazał na brunetkę, która teraz uśmiechała się do niego słodko. Za słodko. Chyba go zemdliło od tej słodyczy. - A to Louis. 

- Miło mi Cię poznać. - wyciągnęła dłoń w jego kierunku. Niechętnie, ale uścisnął ją delikatnie. W jego głowie pojawiła się tylko jedna myśl: RATUNKU. - To Twój znajomy? - zwróciła się do swojego chłopaka. Znał go na tyle dobrze, że widział jak bardzo jest zmieszany, dlatego postanowił ratować sytuacje. Bohater od siedmiu boleści, kurwa. 

- Chodziliśmy razem do liceum. - oznajmił zerkając na chłopaka wpatrującego się w swoje buty. Cholernie drogie buty jak wywnioskował. 

- Oh, w takim razie cieszę się, że mogłam w końcu poznać jakiegoś kolegę Harry'ego. - uśmiechnęła się błyskając śnieżno białym uzębieniem. - Harry ostatnio narzekał, że brakuje mu znajomych i nie ma nawet z kim wyjść do klubu. - zaśmiała się. - Może moglibyście pójść razem? Powspominać stare czasy?

CO? Nie ma kurwa mowy. 

- Jestem trochę zajęty i.. 

- Daj spokój. - machnęła ręką. - Nie znajdziesz jednego wolnego wieczoru dla starego kumpla? 

- Eee.. - zmieszał się. Przecież nie mógł powiedzieć, że nie. Wyszedłby na totalnego gbura. I dlaczego do cholery Harry nic nie mówił? Dlaczego nie próbował mu pomóc wybrnąć z tej chorej sytuacji? - Może.. - odchrząknął. Głos ugrzązł mu gdzieś w gardle. - .. może kiedyś. 

To znaczy: nigdy. Nie ma opcji. Chyba, że w następnym życiu. 

- To świetnie! - ucieszyła się. - Harry się do Ciebie odezwie, a teraz przepraszamy, ale spieszymy się na kolacje. Harry zarezerwował stolik. To byłoby nie odpowiednie gdybyśmy się spóźnili. - trajkotała. 

- Jasne. - kiwnął głową starając się nie wywrócić oczami. - To cześć. - pożegnał się i nie czekając na odpowiedź jak najszybciej odszedł z tamtego miejsca. Chyba już nigdy nie wyjdzie z mieszkania. Kurwa Mać. 

Wybiegł z galerii jakby goniło go stado rozwścieczonych szerszeni. Ból jaki odczuwał w klatce piersiowej był nie do wytrzymania. Szybko dotarł do swojego samochodu byle jak wrzucając do niego swoje zakupy po czym opadł na siedzenie kierowcy opierając głowę o kierownicę. Starał się oddychać głęboko, ale coś mu to uniemożliwiało. Dusił się. Znowu. Wiedział, że nie obejdzie się bez wspomagaczy i modlił się, by miał jakieś w samochodzie. Drżącymi dłońmi sięgnął do małego schowka wyrzucając z niego wszystkie rzeczy. Po długich sekundach znalazł małe opakowanie tabletek. Z trudem wyciągnął jedną popijając odgazowaną resztką coli, którą znalazł na dywaniku. Odchylił głowę w tył po chwili czując ulgę. Ból nieco zelżał, a on wreszcie mógł wziąć głęboki oddech. To był pierwszy raz od ponad roku, kiedy musiał zażyć coś na uspokojenie. I to przez tak absurdalną sytuacje.

Uchylił powieki słysząc ciche pukanie do szyby. Zmarszczył brwi spoglądając na starszą kobietę przyglądającą mu się z niepokojem wymalowanym na twarzy. Szybko opuścił okno do w połowy spoglądając na nią pytająco. 

- Wszystko w porządku? - zapytała. Była wyraźnie przejęta. 

- Tak. - odparł kiwając przy tym głową. 

- Oh, widziałam jak wybiegasz z galerii. - wyjaśniła. - Wyglądałeś jakbyś miał zemdleć. Wolałam się upewnić. 

- Dziękuję. - uśmiechnął się nieznacznie, bo to było naprawdę miłe. Przecież ta kobieta widziała go pierwszy i za pewne ostatni raz w swoim życiu. - Wszystko w porządku. - zapewnił ją choć tak naprawdę nic nie było w porządku. Było źle. Kurewsko źle. 

PineappleWhere stories live. Discover now