Rozdział XXXII

906 72 5
                                    

Wylądowałam na następnym murze, lekko się chwiejąc. Zanim droidy zorientowały się co się stało, ja przeskakiwałam już na następną ścianę. Jednak tym razem wybiłam się za mocno i przeleciałam nad nią. Spadałam w dół robiąc salta, aż w końcu uklękłam na ziemi. Powoli wstałam i wciągnęłam miecze, aktywując je. Gdy zza zakrętu wyłonił się oddział maszyn, zaczęłam obracać bronią, osmalając w równych odstępach trawę. Pociski leciały w moją stronę, lecz ja sprawnie je odbijałam. Co ciekawe tylko pierwsze szeregi droidów strzelały. Ruszyłam w kierunku robotów. Kiedy do nich doszłam zrozumiałam, że jest ich za dużo i nie dam rady ich pokonać. Wtedy przyszedł mi do głowy pomysł.

Skoczyłam, odbiłam się od muru i wylądowałam po drugiej stronie oddziału. W tym momencie tylne szeregi również zaczęły strzelać. Przeskoczyłam nad robotami jeszcze raz i długo nie trwało, aż maszyny same się wykończyły. Musiałam dobić tylko pojedyncze sztuki.

Strzepnęłam z ramienia niewidzialny kurz, robiąc przy tym tryumfalną minę. Podniosłam z ziemi płaszcz Xeresa i ruszyłam w dalszą drogę. Wiedziałam, że do wyjścia zostało tylko parę korytarzy.

Stanęłam przy końcu labiryntu. Przede mną stał pokój, na końcu którego znajdowały się drzwi. Jednak to, co zobaczyłam na środku pomieszczenia zmroziło mi krew w żyłach.

Prathan stojący z włączonym mieczem, przy gardle klęczącego Kylo.

Stanęłam jak wryta nie mogąc wykrztusić słowa. Starszy Ren zauważył to i wyjaśnił:

- To koniec twojej Próby Aliss. Musisz teraz tylko podjąć decyzję. Wyobraź sobie, że jesteś na misji. Wszystko się udało. Wracasz do statku i widzisz Naczelnego Wodza prowadzonego przez wrogów. Co robisz?

Wiedziałam o co mu chodzi. Prawdziwy Rycerz zostawiłby Kylo i odleciał.
Powinnam wyjść przez drzwi. Oddać chłopaka na łaskę Prathana. Tylko, czy on nic mu nie zrobi? Jaką mam pewność czy to nie podstęp?

Powolnym krokiem ruszyłam do wyjścia, ciągle obserwując Rycerzy. Gdy wyciągnęłam rękę do klamki starszy Ren wyłączył miecz. Miałam szansę.

Wszystko działo się tak szybko, że nie pamiętam szczegółów. Wiem, że miecz Prathana wylądował w mojej ręce. Aktywowałam moją i jego broń. Ren przywołał miecz Xeresa.

Zaczęliśmy walkę. Szło mi dobrze, jednak kątem oka spojrzałam na Kylo. To wystarczyło, by przeciwnik wymierzył cios. Zrobiłam unik, jednak moje włosy... Gruby warkocz upadł na posadzkę. Przez chwilę patrzyłam, nie wierząc w to co się stało. Później poczułam wściekłość i rzuciłam się na Rena. Jego broń poleciała daleko, a głowa znalazła się pomiędzy moimi mieczami. Walka była skończona.

Mury labiryntu nagle zniknęły, ukazując idących Xeresa i Trevena. Na wzniesieńu obok tronu stali pozostali członkowie Zakonu.
Wódz usiadł na tronie i rozkazał:

- Za pół godziny chce wszystkich widzieć na ceremonii.

Wybiegłam z Sali i udałam się do mojej komnaty. Zaraz za mną pobiegła Dayala.

Ze łzami w oczach poprosiłam dziewczynę aby zajęła się moimi włosami. Służąca przecięła je równo.

- Nie rozumiem o co tyle krzyku. To tylko włosy, odrosną.

W tym momencie całe włosy zabarwiły się na niebiesko. Trudno, stało się.

- Widzisz Dayalo- zaczęłam, ocierając łzy- gdy na Gatalencie przyjdzie na świat dziewczynka, czeka się rok, aby obciąć jej pierwszy raz włosy. Na mojej planecie kolor włosów zależy od charakteru. Na przykład moja mama miała fioletowe.

- Co to oznacza?- zapytała zainteresowana dziewczyna.

- Była opanowana, cierpliwa, łagodna, ale też stanowcza. Wracając do tematu. Raz na rok odcina się dziewczynom końcówki włosów. Ale kiedy wyjdą za mąż zciną się im włosy, tak aby całe pokryły się kolorem-tu wskazałam na moją głowę.

- Przykro mi Aliss.- Dayala zrozumiała, dlaczego tak dramatyzowałam.

- Mi też, jednak nic nie zrobię.-uśmiechnęłam się smutno.

Ubrałam się w długą, czarną, przylegającą suknię i tego samego koloru płaszcz. Założyłam buty na obcasie i ruszyłam do Sali Tronowej.

Tam czekał na mnie cały Zakon wraz z Generałem i Kapitanem. Osobą, której widok najbardziej mnie ucieszył była jednak Liz. Stała obok Dicka ubrana w przepisowy mundur. Podeszłam do tronu, na którym siedział Kylo.

- Aliss- zwrócił się do mnie Prathan- źle postąpilaś, ratując Wodza. Naraziłaś całą misję. A gdyby ci się nie udało?!- zaczął krzyczeć.

- Wiem, że w Galaktyce zawsze było dwóch Sithów.- przerwałam mu- Mistrz i jego uczeń. Wiem też, że uczeń zawsze zabijał mistrza. Ale my nie jesteśmy Sithami, tylko Zakonem Rycerzy Ren. Ja wolę zginąć, ratując Naczelnego Wodza, niż odlecieć i do końca życia mieć świadomość, że mu nie pomogłam.

Zapadła cisza. Odważyłam się znów odezwać.

- Wiem Prathanie, że chciałeś mnie zabić. Tam, w labiryncie...

Przerwał mi nagły śmiech.

- Dziecko- odezwał się- to było na potrzeby próby. Chcieliśmy cię sprawdzić.

Teraz wtrącił się Kylo.

- Dosyć tego. Przejdźmy do rzeczy. Aliss,- tu wstał z tronu i podszedł do mnie- Rada Zakonu Rycerzy Ren uzgodniła, że przeszłaś Próbę i jesteś godna wstąpienia do Zakonu. Jakie imię wybrałaś?- zapytał.

- Moria. Moria Ren.-odpowiedziałam bez namysłu.

-A więc Morio, witam cię w Zakonie.

Rozległy się głośne brawa. Gdy spojrzałam na Mistrza Saurisa widziałam w jego oczach dumę.

- Jak dobrze wiecie- głos znów zabrał Kylo- od wyniku Próby zależy pozycja w Zakonie. Dlatego, że Moria pokonała wszystkich Rycerzy, łącznie z Prathanem, zostanie moją zastępczynią i prawą ręką. Tym samym zajmując poprzednie miejsce Prathana.

Mina Rena była bezcenna. Niestety nie mogłam jej się przypatrzeć, ponieważ Wódz poprowadził mnie do pozostałych gości.

*******
Wybaczcie, że taki krótki. Następny będzie dłuższy i ciekawszy 😉
Pozdrawiam An💕

Star Wars: To Mój Wybór || Kylo RenOnde histórias criam vida. Descubra agora