Chapter Three

2.4K 160 23
                                    

Następnego dnia Marie nie potrafiła spokojnie usiedzieć na miejscu. Gorączkowo rozglądała się po wielkiej sali w poszukiwaniu pewnego ślizgona.
Całą jej uwagę przykuł stół domu węża.

Westchnęła z rezygnacją, gdy sale opuścili już prawie wszyscy.
Była wściekła, zirytowana i zawiedziona równocześnie.
Wściekła na to, że Riddle nie pojawił się na śniadaniu, zirytowana przez to, że musi szukać go po szkole. Zawód sprawiło jej to, iż nigdzie nie mogła ślizgona znaleźć.
Tak jakby specjalnie ją unikał.

***

Zmachana zatrzymała się przy lekko zadrapanych, dębowych drzwiach.
Była spóźniona na lekcje OPCM już piętnaście minut, przez to, że zachciało jej się szukać tego debila. Okrążyła całą szkołę dwa razy, a po chłopaku ani śladu.
Gdy chciała obszukać zamek trzeci raz, przypominało jej się, że ma lekcje, w dodatku ze ślizgonami. Czyli niepotrzebnie latała w te i we wte.

Rudowłosa poczekała, aż jej oddech wyrówna się i przestanie dyszeć jak staruszka po przebiegniętym maratonie.
Gdy to nastało, pchnęła masywne drzwi i weszła do klasy, praktycznie od razu przepraszając za spóźnienie.
Usiadła na swoje miejsce i szybko przygotowała pergamin oraz pióro.

Rzucała w niego papierkami, szturchła różdżką, cicho nawoływała, a ten nieugięty w dalszym ciągu ją ignorował.

-Riddle do kurwy nędzy. Tracę do ciebie cierpliwość... Po tej lekcji zostań pod klasą. - Warknęła w stronę jego pleców najciszej jak umiała, jednak nauczyciel i tak musiał to usłyszeć.

-Panno Collins skoro jesteś tak zainteresowana lekcją, to może wytłumaczysz na czym polega klątwa Cruciatus? - Mężczyzna jakby zadowolony z siebie, założył ręce na klatkę piersiową.

-Oczywiście Panie Profesorze. - Złośliwy uśmiech sam kradł się na twarz błękitnookiej. - Klątwa Cruciatus jest jednym z trzech zaklęć niewybaczalnych. Sprawia przeciwnikowi ból nie do opisania. Użycie tego zaklęcia grozi dożywociem w Azkabanie. - Tym razem to Marie zadowolona z siebie wpatrywała się w zdziwionego nauczyciela.

-Dobrze. - Odchrząknął niezadowolony. - Usiądź i więcej nie przeszkadzaj w lekcji. - Mężczyzna zaczął na powrót coś tłumaczyć.

Lekcja strasznie się dłużyła, a stres zjadał młodą czarownicę od środka.
W głowie obmyślała plan jak podziękować ślizgonowi, tak by nie pomyślał sobie za dużo. Nie miała zamiaru później wysłuchiwać jak nabija się z niej z tego powodu.

Gdy profesor ogłosił koniec lekcji, rudowłosa niechlujnie wrzuciła swoje rzeczy do torby.
Wyszła z klasy i praktycznie od razu jej wzrok skrzyżował się ze wzrokiem Tom'a.
Podeszła do niego, mocno złapała koniec rękawa jego szaty i ruszyła w kierunku jak najbardziej opustoszałego miejsca. Padło na bibliotekę.

Przez całą drogę Riddle potulnie szedł za Collins. Czuła, że chłopak coś planuje. Był za cichy i jeszcze nie rzucił w jej stronę obraźliwej uwagi.
Gdy już zatrzymali się przy jednym z masywnych regałów, spojrzała na chłopaka wyczekująco.

-Na co się tak gapisz? - Burknął pod nosem i zetknął na nią z góry. Nic w tym dziwnego, skoro jest od gryfonki wyższy o ponad głowę.

-Co ci dzisiaj jest? Na lekcji mnie ignorowałeś, kiedy ja próbowałam cię zirytować. Teraz potulnie jak jakiś baranek szedłeś za mną, nawet się nie odzywając. - Westchnęła głośno i kontynuowała. - W dodatku jeszcze ani razu mnie nie obraziłeś. - Kończąc swoją wypowiedź, usiadła na jednym ze stolików.

Chłopak skanował każdy jej ruch niczym radar. Nie mógł napatrzeć się na to, jak bardzo zmieniła się ta dziewczyna w zaledwie kilka lat.

Wzrok Tom'a wlepiony w jej osobę, powodował u niej dyskomfort i to nie mały.
W sumie nie tylko ona by się tak poczuła. Pod wpływem tych prawie czarnych tęczówek chłopaka, każdy poczułby się wgniatany w ziemie.

-Nie mam dzisiaj humoru, dlatego bez dalszego przedłużania, po co mnie tu zaciągnęłaś? - Riddle oparł się o drewniany regał.

-Ja po prostu... - Poczuła gulę w gardle, którą po chwili przełknęła. Nie spodziewała się, że zwykłe podziękowanie będzie dla niej takie trudne. - Cholera. Chciałam ci podziękować za wczoraj. - Burknęła, odwracając głowę w bok.

Chłopak przez chwilę wydał się zdziwiony, jednak nie na długo. Na jego usta wkradł się iście ślizgoński uśmiech.

-Mam rozumieć, że chcesz jakoś mi to wynagrodzić? - Rozbawiony Tom teatralne złapał się za serce i otarł niewidzialną łzę. - Prawie się wzruszyłem.

-Tak, chcę ci to wynagrodzić, jednak jesteś tak wielkim debilem, że nie jestem pewna czy dam radę. - Fuknęła rozjuszona gryfonka, na co Riddle złośliwie się roześmiał.

- Szukałaś mnie dzisiaj rano, dlatego spóźniłaś się na lekcje, mam rację? - Chłopak natychmiastowo spoważniał i wyprostował się.

-Co cię to obchodzi? Spóźniłam się, to się spóźniłam. Nie drąż tematu. - Collins zeskoczyła ze stołu i ruszyła w kierunku wyjścia. Jednak za nim zdążyła zrobić dwa kroki, poczuła silny uścisk na swoim nadgarstku.

-Zdajesz sobie sprawę z tego, że mnie się NIE spławia? -Jego głos ociekał jadem, a uścisk na drobnej ręce Marie coraz bardziej się wzmacniał.

-Zdajesz sobie sprawę z tego jak bardzo to boli. - Drugą ręką wskazała na lodowatą dłoń chłopaka oplatającą jej, już siny, nadgarstek.
Siłą powstrzymała łzy, które napłynęły do jej oczu. Co jak co, ale to ona jest tą "słabszą" płcią. Tą bardziej delikatną i bezbronną. Nigdy tak nie myślała, jednak w tamtym momencie nie potrafiła powstrzymać tego co dzieje się w jej głowie.

Tom jakby wyrwany z transu odskoczył od rudowłosej. Prawda jest taka, że nie chciał, aż tak mocno ścisnąć jej ręki.
Była jego wrogiem, to fakt, ale nie zmienia to faktu, że miał pewne "zasady".

Przyglądał się błękitnookiej, jak rozmasowywała obolały nadgarstek. Dopiero po upływie kilku chwil postanowił zareagować.
-Chodź. - Złapał ją za zdrową rękę i opuścił bibliotekę. Swoje kroki skierowała w stronę skrzydła szpitalnego.

Marie postanowiła już się nie odzywać. Nie chciała jeszcze bardziej pogorszyć swojej sytuacji, a biorąc pod uwagę to jak nieobliczalny jest jej były przyjaciel tylko utwierdzało ją w tym, że lepiej przemilczeć tę drogę.

Pielęgniarka wcale nie wydała się zdziwiona powtórną wizytą gryfonki. Nawet już nie pytała, o przyczynę jej kontuzji. Po prostu wzięła się za opatrzenie i usztywnienie nadgarstka.

Na koniec powiedziała tylko, by Collins odpuściła sobie dalsze uczestniczenie w lekcjach, a Tom'a poprosiła o odprowadzenie dziewczyny do pokoju wspólnego.

Tak jak się spodziewała droga do wieży Gryffindoru obeszła się bez wymiany zdań.
Ślizgon tylko fizycznie był na ziemi, myślami odleciał daleko stąd. Marie tak samo. Ocknęła się dopiero na miejscu.

Odwróciła się do obrazu Grubej Damy, już chciała wypowiedzieć hasło, które znają tylko gryfoni i umożliwi dziewczynie dostanie się do pokoju wspólnego, jednak przerwał jej głos Riddle'a.

-Przepraszam za to. - Po tonie jego głosu, Marie wywnioskowała, że przeproszenie jej było dla niego trudniejsze, niż dla niej podziękowanie jemu.

-Zdarza się. - Wzruszyła ramionami i głośno wypuściła powietrze.
Zerknęła przez swoje ramię, zauważyła tylko oddalającą się męską sylwetkę.

***

Reszta dnia minęła dziewczynie bez żadnych niespodzianek i dziwnych sytuacji. Na obiedzie i kolacji nawet nie spojrzała na stół Ślizgonów.

Gdy wróciła do swojego dormitorium, od razu dostrzegła na swojej szafce nocnej list, a raczej kawałek pergaminu z wiadomością.
"Przyjdź jutro po lekcjach na błonie.

Riddle."

W tym momencie rudowłosa zaczęła zastanawiać się, co jutro może ją czekać.
Kto wie? Może to jej ostatnia noc?
Po Tom'ie spodziewa się już wszystkiego...


Gryffindor's Heart || Tom Riddle (ZAWIESZONE) On viuen les histories. Descobreix ara