Chapter Thriteen

1.3K 116 3
                                    

Dzisiejszy dzień był dla rudowłosej strasznie wymęczający. Jako, że jutro wszyscy uczniowie mięli opuścić mury szkoły i wrócić do swoich rodzinnych domostw na wakacje, ona, jako Prefekt Naczelny musiała dostarczyć dyrektorowi dokumenty, dzięki którym oficjalnie mógł zakończyć kolejny rok szkolny.

Oprócz robienia za posłańca, Collins musiała chodzić po dormitoriach gryfonów, by upewnić się, że wszyscy są spakowani. To zajęcie szło dość opornie, ponieważ, jak na złość, musiało znaleźć się kilka czarnych owiec, które obraziły się na cały świat i odmówiły pakowania swoich bibelotów.
Pomimo, że Marie próbowała na siłę utrzymać pogodny wyraz twarzy, w tamtej chwili było to po prostu niemożliwe.

- Tak rozwydrzonych Gryfonów jeszcze nigdy nie spotkałam! Zacjowujecie się jak osły! - Rudowłosa machnęła kilka razu różdżką, a porozrzucane po całym pokoju ubrania, starannie poskładane, wleciały do walizki.

- Po co mamy stąd wyjeżdżać? W domu nie będziemy mieli nic do roboty. - Młodszy chłopak warknął w stronę Collins.

- No właśnie! Po co mamy wracać, skoro tutaj nam jest dobrze. - Do rozmowy dołączył się bliźniak drugorocznego gryfona.

- Rozumiem was chłopcy, jednakże nie zmienia to faktu, że nie możecie zostać ma wakacje w szkole. To wbrew regulaminowi. - Marie zmęczona oparła się o framugę drzwi uporczywie wpatrując się w rodzeństwo. - Poza tym... To tylko dwa miesiące! Szybki zleci!

- Może i masz racje. Już nie będziemy rozwalać walizki. Obiecujemy! 

Gryfonka uśmiechnęła się w duchu. Myślała, że dłużej jej to zajmie.
Opuściła dormitorium chłopców.
Przystanęła na krótką chwilę w pokoju wspólnym, który minutę później znów stał pusty.

Marie uzupełniając papiery nie była w stanie dostrzec niczego innego, niż pergamin znajdujący się przed jej nosem.
Idąc korytarzem inni uczniowie zgrabnie omijali rudą gryfonkę. Jedni po prostu zignorowali to, że dziewczyna szła na nich taranem, drudzy za to posyłali w jej stronę wiązanki przekleństw, jednak co biedna Collins miała poradzić na to, że dyrektor narzucił na nią tak ważne zadania.

Była tak pochłonięta swoimi obowiązkami, że trochę zaniedbała kontakty z przyjaciółmi i, przede wszystkim, swoim chłopakiem. Do dzisiaj dziwnie jest jej mówić, że Riddle jest z nią w związku. W dodatu zadziwiająco szczęśliwym związku.
Ani się nie kłócą, ani nie robią sobie na wzajem scen zazdrości. Żyć nie umierać.
Marie czuła, że przez nadmiar jej obowiązków to wszystko ulegnie gwałtownej zmianie. Nie musiała nawet długo czekać, by to o czym myślała, spełniło się.

Poczuła silne szarpnięcie za ramię. Zatrzymała się i odwróciła wzrok w kierunku swojego "napastnika". 

- A to tylko ty Tom. - Westchnęła i ziewnęła przeciągle, chciała jak najszybciej wrócić do tego, co robiła przed chwilą.

- "Tylko ty Tom"? Nie rozmawialiśmy chyba z trzy tygodnie! W dodatku mam wrażenie, że mnie unikasz.

- Dobrze wiesz, ile mam teraz pracy. Muszę wyrobić się z tym do jutra. Widziałeś może Alice z piątego roku? Miałam jej przekazać termin oddania książek do biblioteki.

- Marie! Ja próbuje z tobą normalnie porozmawiać, prawdopodobnie w wakacje nie będziemy mięli takiej możliwości, a ty mnie ignorujesz.

- Przesadzasz Tom. Przecież będziemy pisać listy. Poza tym umawialiśmy się, że w drugim miesiącu przyjeżdżasz do mnie. - Rudowłosa westchnęła ciężko i schowała pergamin do torby.

- Ja przesadzam? Zobacz, ile wzięłaś na siebie obowiązków. Przecież równie dobrze ktoś inny mógł się zająć niektórymi rzeczami.

- Mógł, ale Dippet poprosił mnie, a jemu nie wypadałoby odmówić. W końcu jest najwyżej postawiony w tej szkole. - Collins przymknęła oczy i przytuliła się do swojego mężczyzny. - Jednak muszę przyznać Ci racje. Zaniedbałam wszystkie relacje. Z Victorem, z Will'em, z Eleonore i przede wszystkim, z tobą.

Czarnowłosy jedną ręką objął dziewczynę w pasie, zaś drugą usadowił na jej plecach, tym samym mocniej ją do siebie przyciągając.

- Zróbmy tak. Ja zajmę się resztą twoich obowiązków, a ty pójdziesz na błonia. Dołącze do ciebie za pół godziny i wtedy resztę dnia spędzimy tylko i wyłącznie ze sobą. - Riddle niesamowicie dumny ze swojego pomysłu delikatnie się uśmiechnął.

- W sumie czemu nie. Przystaje na twoją propozycję. - Gryfonka wyciągnęła ze swojej torby lekko pognieciony pergamin i szeroko się uśmiechnęła. - No to dozobaczenia!

Marie zadowolona z takiego obrotu spraw, na błonia praktycznie leciała. Miała szanse spędzić cudowne popołudnie ze swoim ukochanym i nie pozwoli by jakieś poboczne obowiązki popsuły jej dzisiejszy dzień.

***

Riddle zgodnie z obietnicą pojawił się w umówionym miejscu pół godziny po Collins. Rozmawiali, śmiali się, a co jakiś czas jedno z drugiego żartowało. Na tę chwilę tworzyli parę idealną. Nie obchodziło ich co będzie za kilka dni, miesięcy, lat. Liczyło się dla nich to co jest tu i teraz. Oboje wiedzieli, że jakby mięli przejmować się tym co szykuje dla nich przyszłość to nawet by ich tu nie było. Nadal byli by pokłóceni.
Nie tworzyli by tej "idealnej" pary.
Nie byliby.... Szczęśliwi?

Gryffindor's Heart || Tom Riddle (ZAWIESZONE) Where stories live. Discover now