☽ 33 ☾

4.3K 462 113
                                    

Po powrocie z wakacji wszystko było takie samo, a jednak inne o sto osiemdziesiąt stopni. Zdawałoby się, że nie mogło być lepiej, niż było jeszcze przed wyjazdem, ale i z tą myślą się pomylili. Odkąd wrócili do domu, minęło już kilka tygodni, które przepełnione były pracą, nauką pisania Gahyeon, wspólnym gotowaniem, piszczeniem Gahyeon, która nie chciała uczyć się literek, pocałunkami, oglądaniem Vaiany (Jungkook odkrył swoją drugą miłość zaraz po zaplątanych), zabawą z kotką, która o dziwo dalej nie miała dość męczącej jej czterolatki i wzmacnianiu uczuć, jakie między nimi wszystkimi były.

Nie obeszło się też bez kilku nocy spędzonych nago w swoich ramionach, kiedy to po długim i powolnym kochaniu się rozmawiali do białego rana o mało istotnych rzeczach.

Ostatni dzień przedszkola Gahyeon oznaczał, że szykowały się dwa miesiące wiecznego hałasu, po których mała pójdzie do zerówki. Taehyung miał szczęście, że znalazł pracę u tak kochanej kobiety jak pani Park, która nie widziała przeszkód w przychodzeniu do kwiaciarni razem z czterolatką. Gdyby nie to, nie miałby pojęcia, gdzie zostawiać swoją córeczkę, kiedy przedszkole było zamknięte, a on nie miał dookoła do tej pory nikogo bliskiego.

Teraz był też Jungkook.

Świeżo upieczony tatuś starał się dopasować do swojej roli najlepiej, jak potrafił i choć czasami pewne rzeczy nie wychodziły mu najlepiej (czy to spalił tosty, czy przypalił żelazkiem ulubioną sukienkę Gahyeon), Taehyung nie mógł wyobrazić sobie na jego miejscu żadnej innej osoby.

Starali się już nie wspominać sytuacji, które sprawiły, że na tak długi okres czasu zostali poróżnieni. Jedna błędna decyzja potrafiła tak bardzo namieszać, o mało nie niszcząc dosłownie wszystkiego. Dlatego zdecydowali się do niej nie wracać. Najważniejsze było to, co działo się teraz.

A piękniejszego życia nie mogli sobie wymarzyć.

Zwłaszcza kiedy Jungkook tak po prostu pewnego dnia podczas oglądania krainy lodu zszedł z kanapy, klęknął przed Taehyungiem i wyciągając z kieszeni brzoskwiniowe podełeczko, zapytał go, czy będzie już tylko jego na zawsze. Tak po prostu, bez żadnej romantycznej otoczki, zrobionego nastroju, kolacji przy świecach. Ale mimo tego Kimowi odebrało dech.

Było to na tyle niespodziewane, że przez pierwsze sekundy blondyn patrzył na niego z szeroko otwartymi oczami, nie potrafiąc wydusić z siebie słowa. Potem wydukał z siebie coś w stylu "jesteś idiotą", aby następnie stracić przytomność. Na całe szczęście Jungkook miał dyplom medyczny, bo Gahyeon, która cały czas siedziała obok, w ogóle się tym nie przejęła, woląc oglądać jak tolle udzielają ślubu Annie i jakiemuś blondasowi.

Sytuacja stała się naprawdę groźna, kiedy po ułożeniu Taehyunga na podłodze w pozycji bezpiecznej, ten nadal się nie budził. Młodszy już miał wzywać pogotowie, obawiając się, że jego ukochanemu mogło stać się coś poważnego, ale cichy głos mówiący "dlaczego zakochałem się idiocie" całkowicie go uspokoił. Jungkook też się zastanawiał, jak to się stało, że tak wspaniały mężczyzna był jego.

Ostatecznie Taehyung się zgodził, a skromny pierścionek z białego złota od teraz zdobił jego palec serdeczny.

Musiał bardzo na niego uważać, bowiem mieszkała z nimi pewna istotka, która uwielbiała wszystko, co się świeci. Była jak prawdziwa sroka, wystarczyło, że zobaczyła coś błyszczącego, brokatowego albo różowego, żeby stradała zmysły. Raz faktycznie "pożyczyła" sobie pierścionek Taehyunga, o mało go nie gubiąc przez to, że ciągle zsuwał jej się z palca. Dopiero kiedy Jungkook kupił jej podobny, z tą różnicą, że kosztował kilkadziesiąt razy mniej, ale miał większy kryształ i w dodatki różowy, odpuściła sobie błyskotkę swojego taty.

carousel ❧ jjk · kthOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz