Rozdział VIII - Medialne Szaleństwo

1.8K 200 12
                                    

Harry nienawidził poranków. Zwymiotował. Na szczęście tym razem nie było tak źle. Dzięki Bogu, dzisiaj nie wymiotował krwią. Czasami mu się to zdarzało. Choroba sprawiała, że jego organizm miał tendencję do krwawienia. 

Właśnie przez to dowiedzieli się, że ma białaczkę. Krew ciekła strumieniami nawet z najmniejszej rany. Początkowo lekarze myśleli, że ma hemofilię*, lecz po badaniu okazało się, że jego krew ma prawidłowe wyniki. 

Niewiele osób chorujących na białaczkę cierpiało również na utratę krwi, lecz Harry niestety zaliczał się do tej grupy. Jednak zdążył się już do tego przyzwyczaić i nauczył się, jak sobie z tym radzić. Pamiętał, kiedy lekarze przepisali mu leki w pierwszym etapie terapii. Początkowo sprawiły, że problem znacznie się pogorszył. Krwawił tak mocno, jak za pierwszym razem, co oznaczało, że rak wyszedł już ze stanu remisji* i rozpoczął ponownie siać spustoszenie w słabym jeszcze ciele. 

Oparł czoło o lustro i oblizał swoje wargi. Już się nie modlił. Nie robił tego, odkąd nowotwór nawrócił. Porzucił nadzieję na to, że kiedykolwiek wyzdrowieje. Śmierć nadchodziła, pytaniem było tylko kiedy. 

Zmarszczył czoło, kiedy niespodziewanie poczuł w ustach smak goryczy. Znał ten smak – to była jego krew. Ostrym ruchem podniósł głowę i wpatrzył się w lustro swoimi zmęczonymi oczami. Tak, to z pewnością była krew. Jego język zbyt dobrze znał ten smak, by błędnie go zidentyfikować. Do tej pory miał nadzieję, że objawy jego choroby nie pojawią się przynajmniej przez najbliższy tydzień. Z drugiej strony wiedział, że nie było szans, by tak optymistyczne przewidywania stały się prawdą. W końcu przecież właśnie po to jechał do Ameryki na eksperymentalne leczenie. 

Był okropnie chory i wciąż dostawał tego fizyczne oznaki. W poranki w ciągu ostatnich miesięcy niemal regularnie tracił krew. Czasem bywało nie najgorzej, lecz bywało i tak, że miał wrażenie, że patrzy na swoje życie spływające do zlewu. Zastanawiało go, jakim cudem potrafił się jeszcze uśmiechać. Wiedział jednak, że nie mógł zrezygnować, kiedy jego rodzice robili wszystko, co w ich mocy, żeby mu pomóc. 

Nie chciał ich zawieść, choć w głębi serca wiedział, że to tylko kwestia czasu, kiedy będzie musiał ich zostawić. Białaczka była teoretycznie uleczalnym nowotworem, lecz szanse na wyzdrowienie po wyjściu z remisji stokrotnie malały. Rak, który się reaktywował, stawał się mocniejszy, a ofiara coraz słabsza, już od pierwszej fazy leczenia. 

Tak właśnie wyglądało to w jego przypadku. Harry wściekle zamrugał oczami, próbując pozbyć się kłującego uczucia. Musiało minąć kilka minut, zanim pieczenie zanikło, a jego oczy wreszcie zaczęły wyglądać lepiej. Chłopak nabrał wody i starannie wypłukał resztki krwi ze swoich ust. 

Westchnął, widząc swoje blade odbicie patrzące na niego z lustra. Wyglądał okropnie, czuł się nie lepiej. Niespokojnie przebierając dłonią po swoich wiecznie niesfornych, ciemnych pasmach, uważnie spojrzał na swoją dłoń. Drżała. Cholera. To wszystko działo się naprawdę. Dlaczego poranki zawsze musiały być takie straszne?

~~~

Dzisiejszy dzień miał być wypełniony szaleńcami z prasy i innych mediów. Severus nie będzie z tego ani trochę zadowolony. Zrobił, co mógł, by to ograniczyć. Udało mu się zmniejszyć liczbę wywiadów z dziesięciu do trzech. Niestety, nie dał rady odwołać pełnej sesji zdjęciowej, która miała odbyć się przy jednym z nich. Jego przyjaciel zapewne urwie mu za to głowę. Mimo wszystko, lepsze to niż siedem dodatkowych wywiadów. 

Severus był bardzo temperamentny. Status celebryty nie pogarszał tej cechy, lecz sprawiał, że ujawniała się ona o wiele częściej. Lucjusz się uśmiechnął. Nie chciał, by Severus się wściekał ani denerwował, lecz wspaniale było widzieć najlepszego przyjaciela, kiedy jego ciemne oczy błyszczały tak silnymi emocjami. 

Życzenia są dla marzycieliWhere stories live. Discover now