Przyłapana.

15 0 0
                                    

Wraz z rudowłosym wróciliśmy do mojego mieszkania, niepocieszeni wieścią o nagłym urlopie doktora.
Stał na balkonie, na tle niezwykłego, nibylandzkiego, zachodzącego słońca, wyglądał spokojnie, tak aż możnaby to ująć z deczka melancholijnie. Czerwonawy odcień włosów mężczyzny idealnie wpsowywał się w kolor popołudniowego nieba. Nie wyglądał już na złego, odwrócił się w stronę drzwi. Szybko zauwarzyłam pojedynczą łzę spływającą powoli po jego policzku. Przeszedł obok mnie jakby udając, że mnie nie widzi. Przymknęłam drzwi balkonowe i podreptałam za nim. Wszedł do biblioteki, gdzie przygotowałam mu posłanie i usiadł na kanapie. Przysiadłam obok niego.

-Przepraszam.-spuścił posępnie wzrok

-Ale ca co? To przecież ja cię tu ściągnełam chyba to ja powinnam przepraszać.-odpowiedziałam po chwili.

-Nie myślałem, albo właśnie zbyt dużo myślałem i byłem dla ciebie i innych nie miły. Ale to wszystko jest tak absurdalne, że wydawało mi się niemożliwe. Teraz gdy już jednak wiem, że to prawda rozumiem, iż to wszystko woja wina i nie powinienem się na tobie ani na nikim innym wyżywać.-jego oczy się zaszkliły. Nie byłam już zła, tym powiedział dla mnie zyskał wiele. Przytuliłam Eda mocno, ale bardzo czule.-Gdyby nie ja nie byłoby nas teraz tutaj i te nieszczęścia by nas omineły.

-Rozumiem cię dobrze, ale nie możesz się obwiniać. Nie powinnam cię narażać z własnych, egoistycznych powódek. Poza tym to nie twoja wina, pisząc te wszystkie wspaniałe teksty nie śmiałeś myśleć, że kiedyś będą wywoływac tak straszne choroby.- poczułam mokrą substancję na policzku. Nigdy nawet nie marzyłam o tym, że będę pocieszać mojego idola i płakać razem z nim, chociaż wolałabym żeby to się działo w innych okolicznościach.- Ok, ale już wystarczy tego dobrego, idź się połóż czy coś.- odepchnęłam go lekko od siebie, jakby nie patrzeć była to dla mnie trochę niezręczna sytuacja. Ed poszedł na kanapę.

Siedziałam przy stole i czekałam, aż będę mieć pewność, że mężczyzna  śpi. Uznałam, że to nie ma sensu, dla mnie i tak już nie ma nadziei i do tego wszystko dzieje się przeciwko mnie. Odwiozę go do domu, wcześniej podałam mu trochę środków nasennych, by podczas podróży się nie obudził.
Podeszłam do niego i sprawdziłam czy śpi. Spał. Wzięłam go delikatnie na ramie i usadziłam na dywanie Alladyna. Nie przemyślałam jednak tego, że będą w pomieszczeniu, raczej trudno będzie mi wylecieć. Zdjęłam go, przeniosłam dywan na balkon i znowu go na nim posadziłam.
-Do góry! Kierunek Góra Światel nad Potokiem Pstrągów!
Dywan wzbił się w górę, usłyszałam jakieś krzyki z dołu i dwa strzały.

- Megan Demolka! Walt Disney prosi o to abyś niezwłocznie stawiła się u niego w domu, w innym wypadku będziemy zmuszeni użyć siły!- żołnierze nibylandzkiej gwardii narodowej krzyczeli z dołu. Zgaduje, że śledzili mnie odkąd wróciłam z Londynu. Nie zdziwiłabym się gdyby okazało się, ze to doktor albo James na mnie doniósł. Nie zostało mi nic innego jak uciekać.

- Szybciej!- wydałam rozkaz, a dywan przyśpieszył. Wiedziałam, że jeżeli poddam się władzy Ed skończy źle i raczej już nie wróci do Anglii. Byłam w stanie zaryzykować własną wolność dla idola. Usłyszałam jeszcze dwa strzały, zanim żołnierze znikli za horyzontem. Od góry świateł dzieliło nas zaledwie kilkaset metrów.

Kiedy już byliśmy na miejscu, zeszłam z dywanu i wzięłam Eda pod ramię,
-Tęczaaaa!- zawołałam, zwierze od razu przybiegło.- Potrzbuje twojej pomocy, musisz
Mnie zawieźć do Londynu!- pochyliła głowę, na znak tego, że pozwala mi na siebie wsiąść. Pomogła mi wsadzić mężczyznę na swój grzbiet, po czym sama wsiadłam. - Jedźmy, tylko mam prośbę, pośpiesz się.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jun 11, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

SheeranozaWhere stories live. Discover now