PLAN DOSKONAŁY

1.3K 78 1
                                    

11

Sztywno wyszedł z sali.

Blaise, jego ciemnoskóry i chyba jedyny przyjaciel krzyczał za nim, gdy ten wychodził. Wpatrywałam się w ślad za nim, mocno ściskając widelec w prawej ręce. Westchnęłam.

Draco był pełen sprzeczności. Naprawdę. Nigdy nie znałam tak skomplikowanej osoby, jaką był on. Z jednej strony był dobrze wychowany, znał zasady savoir vivre, dbał o tych, na których mu zależało i mimo wpojonych zasad był dobrym człowiekiem. A z drugiej strony... Arogancki, zapatrzony w siebie, momentami bezczelny i opryskliwy, nieznający słowa 'nie' rozpuszczony arystokrata.

Choć tak w ogóle oceniać go nie miałam prawa, ponieważ sama lepsza nie byłam. Przyjechałam do szkoły w jednym celu — pomocy w pokonaniu Voldemorta. Miałam nauczać Harry'ego, a prawda była taka, że więcej razy widywałam się z Ciarą czy Margareet. Nie mówię, że czułam się z tym dobrze. Tylko, że... Pierwszy raz od bardzo dawna miałam o kogo się martwić, miałam dla kogo żyć, miałam ważne dla mnie osoby, o które mogłam się troszczyć i które troszczyłyby się o mnie.

Dlatego odpuścić nie mogłam.

I właśnie dlatego, mimo tego, że ostatnie dni były dla mnie okropne, poszłam za Draco, by z nim porozmawiać.

Znalazłam go na szóstym piętrze, w łazience Jęczącej Marty. Weszłam tam pełna sprzecznych myśli, które szybko się rozwiały, gdy tylko wpadłam w sam środek, na całe szczęście, dopiero rozpoczynającej się walki. Zdążyłam szybko przekląć i stworzyć magiczną barierę, bo klątwa Draco, odbita rykoszetem od tarczy Harry'ego Pottera leciała prosto na mnie. Odskoczyłam, przerażona.

— Nie, przestańcie! — krzyknęłam.

I wtedy poczułam się bardzo dziwnie. Nigdy nie czułam się tak... Dobrze, a jednocześnie źle i lekko. Nigdy nie czułam czegoś TAKIEGO. Zrobiło mi się gorąco. Czułam piekący ból na całym ciele, choć w głębi ducha wiedziałam, że gdybym nie była przestraszona, ból by zniknął. Widziałam wszystko jak przez mgłę — pojedynek Harry'ego i Draco, Jęczącą Martę. Wszystko rozmazane i zwolnione. Zielony promień lecący w stronę Harry'ego. Czułam dziwne ciągnięcie w kościach i żar w gardle.

I nagle wiedziałam, co mi jest.

Moja pierwsza przemiana.

Trwało to chwilę, ale udało mi się przystopować przemianę. Udało mi się zostać smokiem zwykłych rozmiarów. Na czym nie do końca mi w tamtym momencie zależało, ale wyszło dobrze.

Zobaczyłam się w odbiciu lustra. Byłam... Smokiem. Pierwszy raz byłam smokiem. Miałam perliste łuski i wielkie, piękne skrzydła. Ja sama byłam piękna.

I to trwało tylko chwilkę.

Czas zatrzymał się dla mnie w miejscu, gdy tylko zobaczyłam bezwładnie ciało Draco, leżące pośrodku wielkiej kałuży krwi. Prawie na całej długości jego ciała widziałam wielkie rany, z których wypływała krew. Jego ręce poruszały się bezwładnie po podłodze, tworząc czerwone smugi. Miał szeroko otworzone oczy, a klatka piersiowa poruszała się tylko nieznacznie.

I właśnie ten widok dostarczył mi tak potężnego wstrząsu, że przemiana zaczęła się cofać. W tym samym czasie Harry podbiegł do Draco, przyklękając przy nim. I dopiero wtedy zauważyłam swój gniew, narastający we mnie, pulsujący niczym życie. Byłam na niego wściekła — to właśnie jego CZARNE zaklęcie trafiło w Draco i wyrządziło mu tyle krzywdy.

— Odejdź stąd, Harry! — krzyknęłam, odrzucając go na posadzkę, gdzie został.

Pochyliłam się przerażona nad zbolałą twarzą Draco. Wyczuwałam silną woń czarnej, i na szczęście nie mojej, magii. Spojrzałam na jego rozległe rany, wyglądające na stworzone potężnym mieczem. Przeklęłam w duchu. Było naprawdę źle, zostały mi minuty.

STARA MAGIA draco malfoy, hp ( 1&2 )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz