ODKRYWAJĄC CAŁĄ PRAWDĘ

1.3K 112 7
                                    

7

Jesienne światło zachodzącego słońca leniwie wpadło do klasy profesora Snape'a, skutecznie uniemożliwiając mi rozczytanie pochyłego pisma znajdującego się na ciemnej tablicy. Odliczałam minuty do końca ostatniej w tym dniu lekcji. Profesor Snape przechadzał się między ławkami sprawdzając postępy w pracy nad wykonywaniem notatki o czarnej magii i jej zastosowaniach. Głęboką ciszę panującą w klasie od czasu do czasu przerywał któryś z uczniów, szepcząc do kolegi z ławki, za co obrywał w głowę opasaną w fioletowy aksamit księgą o czarnej magii, jednym z najczęściej poruszanych tematów na tych zajęciach.

Siedziałam cicho, skrobiąc piórem o pergamin w długiej nocie o początkach czarnej magii, chociaż dobrze wiedziałam, że przyłapana mogę zarobić szlaban lub dwa za nie wykonywanie poleceń nauczyciela. O odjęciu punktów domowi nie było mowy, w końcu należałam do Slytherinu, którego mianem opiekuna pysznił się nauczyciel. Szlaban także mnie nie przerażał, bo dobrze wiedziałam, że nawet gdyby profesor zabrał mi i tak złamaną różdżkę, miałam swoją starą magię, której nikt nie był w stanie mnie pozbawić. Dlatego uśmiechałam się drwiąco, gdy zamiast o czarnej magii zaczęłam obrażać na pergaminie Snape'a, pisząc o jego wiecznie tłustych, kruczoczarnych włosach i szacie, która powiewa jak skrzydła nietoperza.

Gdy zadzwonił dzwonek obwieszczający koniec ostatniej lekcji tego dnia, zaczęłam powoli pakować swoje rzeczy, gotowa przyjąć w swoje ramiona kolejną pracę domową zadaną w ciągu tego tygodnia. Poza tym starałam się wyjść po Draco, którego i tak skrupulatnie unikałam od tygodnia. Snape omiótł niektóre twarze spojrzeniem i wcale się nie uśmiechając powiedział:

— Zejdźcie mi z oczu.

Godzinę po zajęciach w pokoju wspólnym Slytherinu, długim pomieszczeniu o zielonkawej barwie światła, zrobiło się dość tłoczno. Każdy pragnął zająć wygodne miejsce na jednym z foteli lub przy jednym ze stolików i w spokoju zabrać się za piętrzące się stosy zwojów i prac domowych, których dotrzymanie terminów graniczyło z cudem. Opadłam bezgłośnie na swoje łóżko w dormitorium, rezygnując zawczasu z pokoju wspólnego.

Chwilę później jednak ktoś zapukał do drzwi mojego dormitorium. Niezapowiedzianym gościem okazała się Suzan, która wsunęła jedynie głowę do środka i krzywo się uśmiechnęła.

— Dumbledore cię do siebie wzywa. Powiedział, że będzie czekał w klasie od transmutacji.

Jęknęłam jedynie, ale posłusznie podziękowałam dziewczynie, naciągnęłam na siebie czarną pelerynę i wyszłam z dormitorium. W pokoju wspólnym dostrzegłam Draco, Pansy, Zabiniego, Crabba i Goyla, którzy spojrzeli się na mnie jednocześnie, jednak wyminęłam ich, kierując się prosto na wyższe piętra zamku.

W klasie był jedynie Harry Potter. Zdziwiła mnie jego obecność, jednak potem zrozumiałam, czego chciał ode mnie Dumbledore. Miałam na uwadze, że kilka miesięcy temu obiecałam mu pomoc w walce z Voldemortem. Tyle że dopiero teraz, gdy Harry stał równie zdziwiony na środku pustego pomieszczenia zrozumiałam po co tak naprawdę sprowadził mnie Dumbledore.

Nie chciał mnie ratować. Nawet nie chciał mi pomóc. Martwił się jedynie o swojego Złotego Chłopca, który, gdy wojna wisiała nad naszymi głowami, nie potrafił się odpowiednio bronić. Nadzieja całego magicznego świata. Chłopiec, który przeżył. Ravatelowie, którzy mają przekazać swoją potęgę w jego ręce.

— Lydia?

— Również jestem zdziwiona. Przynieś sobie krzesło i usiądź. To będzie długi wieczór.

STARA MAGIA draco malfoy, hp ( 1&2 )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz