33.

1.8K 95 62
                                    

Justin

Porażka! I to na całej linii. Nie wierzę, że tak się zbłaźniłem. Mogłem się domyślić, że tak wyjdzie. Wprawiłem Scarlett w zakłopotanie. Nie dziwie się, że po prostu uciekła.

Może do jutra zapomni. W ogóle nie rozumiem dziewczyn. Co one niby będą takiego robić podczas babskiego wieczoru, że mnie tam nie może być? Będą rozmawiać o chłopakach? Co z tego? Wolałbym mieć je na oku. Najlepiej byłoby, gdyby Scarlett została ze mną w domu, ale nie mogę jej zakazać wyjść. Myślę, że przez Lucasa już dużo wycierpiała. Niech się rozerwie.

Wróciłem do domu, ale wcale nie byłem spokojny. Martwiłem się, czy to złe?
Nie mogłem sobie znaleźć miejsca.
Po niecałych dwóch godzinach mój telefon się rozdzwonił, a na wyświetlaczu pojawił się numer Ronnie.
Jak najszybciej odebrałem. Może zmieniły zdanie i zrobimy sobie jakąś małą imprezę?

-Tak? -zapytałem na wstępie.

-Justin, potrzebuje pomocy. - powiedziała dziewczyna. Zdziwił mnie jej ton. Była strasznie zmartwiona. Mogę nawet powiedzieć, że na skraju załamania. Cholera, a chciałem z nimi zostać.

-Co się dzieje? - zmarszyłem brwi. Zawsze to robię, gdy się skupiam. Taki nawyk.

-Przyjedź do mnie jak najszybciej, wszystko ci wytłumaczę. - powiedziała prawie płacząc. Sprawa naprawdę wygląda poważnie.

-Już jadę. - powiedziałem. Dziewczyna rozłączyła się, a ja na szybko wstałem z kanapy. Zarzuciłem na siebie bluzę, ubrałem buty i wybiegłem z domu.

U Ronnie byłem niedługo potem. Myślę, że po drodze złamałem kilka przepisów drogowych, ale nie chciałem, żeby długo musiała czekać.

-Powiedz mi co się dzieje. - naskoczyłem na dziewczynę od razu, gdy wsiadła do mojego auta. Zdziwił mnie fakt, że jest sama. - I gdzie jest Scarlett?

-Justin, nie bądź zły, ale ona po prostu nie chciała cię denerwować. - zaczęła spokojnie.

-Veronica, do cholery, co wy wymyśliłyście? - zdenerwowałem się. Byłem zdezorientowany.

-Scarlett poszła się spotkać z Lucasem. Próbowałam ją zatrzymać, ale mnie nie słuchała. Stwierdziła, że musi. Poszła tam z nadzieją, że on ją przeprosi. - otworzyłem szeroko oczy. Co, kurwa!?

-Puściłaś ją do tego psychola? - krzyknąłem. Zdenerwowałem się. Przez ostatnie dni starałem się zapewnić tej dziewczynie bezpieczeństwo, a ona okłamała mnie i poszła do tego gnojka?

-Kazałam jej dać znać, gdyby coś się działo. - po policzkach Ronnie zaczęły spływać łzy. -Zadzwoniła do mnie. Nie zdążyłam odebrać, bo to był tylko krótki sygnał. Justin, teraz nie mogę się do niej dodzwonić. Musimy tam jechać. Mógł jej coś zrobić.

-Wiesz gdzie się spotkali? - zapytałem.

-W parku, obok kawiarni.

-Okej, jedziemy tam. Próbuj dalej do niej dzwonić. Może odbierze. - powiedziałem zdeterminowany. Scarlett jest w niebezpieczeństwie. Nie mogę uwierzyć, że dziewczyny są tak naiwne. Wiedziałem, że tych dwóch nie można zostawić samych. Przecież ona zawsze wpakują się w jakieś tarapaty, a Scarlett już szczególnie. Jak można się tak narażać?

Znowu prowadziłem auto jak wariat. Nie wiadomo co się tam stało. Jeśli to okaże się fałszywy alarm, nie wiem co im zrobię.

-I jak? - zapytałem, zerkając przelotnie na dziewczynę siedząca obok mnie.

-Nadal nic. - pokręciła głową. - Jakby miała wyłączony telefon, czy coś. -wzruszyła ramionami.

-Dobra, znajdziemy ją. - powiedziałem pewnie. Nie chcieliśmy, a musieliśmy to zrobić. Myślę, że Veronica bardzo polubiła Scarlett i zależało jej na niej tak samo jak mi. Na pewno nie bardziej, bo ja cholernie kochałem tą dziewczynę i jak sobie pomyślę, że mogę jej już nie zobaczyć to mam ochotę rzucić się na ziemię i płakać.

-To tutaj. - zawołała Ronnie. Zatrzymałem auto z piskiem opon. Nie było czasu na nic. Wysiedliśmy z auta i zaczęliśmy biec w stronę, którą wskazała Veronica.

Rozglądałem się na boki, ale niczego nie widziałem. Nie było śladu ani Lucasa, ani Scarlett. Cholera, przecież nie zapadli się pod ziemię. Mam nadzieję, że jej nigdzie stąd nie zabrał.

-Masz coś? - zapytałem dziewczyny.

-Nie, a ty?

-Też. - odpowiedziałem zawiedziony sobą.

-Czekaj, coś słyszę. - Veronica zatrzymała się. Poszedłem w jej ślady. Stanęliśmy w ciszy i rozglądaliśmy się. Na początku nie miałem pojęcia o co jej chodzi, przecież panowała zupełna cisza, ale po chwili również to usłyszałem. Kobiecy płacz, a właściwie brzmiało to bardziej jakby histeryczny szloch. Zaraz potem męski krzyk. Już wszystko było jasne. To oni. No bo kto inny?

Przysięgam, że zabije gnoja. Nie pozwolę mu już nigdy nawet zbliżyć się do Scarlett.

-Idziemy tam. - powiedziałem i zacząłem biec. Za mną podążała dziewczyna.

Po chwili udało mi się zobaczyć z daleka dwie postacie. Udało się.

-Tam są, widzę ich. - krzyknąłem do Ronnie, która była trochę w tyle. Jedna z postaci odwróciła się w moją stronę. Gdy tylko zobaczyła mnie biegnącego w ich kierunku, natychmiast zwiała.

To był Lucas. Niech się lepiej gnojek modli, żebym go nie dopadł. Jak go złapie, to rozwale mu łeb.

Zatrzymałem się przy leżącej dziewczynie. Płakała bardzo. Nawet nie zauważyła kim jestem. Była jakby w transie.

-Hej, już wszystko dobrze. - położyłem dłoń na jej ramieniu, ale zdjąłem ją od razu, gdy zaczęła krzyczeć, że mam jej nie dotykać.

-Błagam, zostaw mnie. - wydusiła z siebie. Leżała zawinięta w kulkę i zaciskała nogi najmocniej, jak potrafiła. Co on jej musiał zrobić? Po chwili zobaczyłem wypluwającą spod niej krew. Cholera.

-Scarlett, to ja, Justin. - próbowałem do niej przemówić.

-Justin, zrób coś. - krzyknęła spanikowana Ronnie. - Ona jest w ciąży!

__________

Zmieniłam okładki w obu częściach.

Co myślicie?

Mi osobiście się podobają o wiele bardziej.

Strasznie długo zbierałam się do tego rozdziału.

Nie wiem, nie umiałam go napisać.

Idę już zacząć następny, pewnie też mi to trochę zajmie.

Paa💕

Operacja powrót | Justin Bieber ✔Where stories live. Discover now