- Myślisz, że wsiądę? W ogóle cię nie znam - wstałam spokojnie i splotłam swoje obolałe ręce pod piersiami.

- Nic ci nie zrobię.

- On też tak mówił - skierowałam swój wzrok w stronę miejsca poprzednich wydarzeń. Wziął głęboki wdech.

- Zabiorę cię do moich znajomych. Nie będziemy sami, więc jak coś będziesz miała świadków - dokończył palić papierosa i zdeptał peta - No chyba, że wolisz to zawiozę cię do twojego Malika.

- On nie jest mój. Ale i tak kurwa będę musiała tam wrócić - spuściłam wzrok - Są tam wszystkie moje rzeczy, a do tego on wie coś czego nie powinien.

- Jak to Zayn - zaśmiał się głośno - Jego jedyną bronią jest mieć na kogoś haka, ale to się zmieni - przy ostatnich słowach ściszył głos.

- Wiesz co? - spojrzał na mnie swoimi błękitnymi tęczówkami - Mam ochotę się najebać - uśmiechnęłam się lekko, a on odwzajemnił mój gest.

- W sumie to ja też - zagryzł wargę i ruszył do klubu - Chodź - otworzył drzwi. Ruszyłam niepewnym krokiem i weszłam do środka. Pragnęłam spić się w trupa i choć na chwilę o wszystkim zapomnieć. Miałam już serdecznie dość otaczającego mnie świata.

Louis’ P.O.V:

          Puściłem ją przodem. Dziewczyna zajęła jakiś wolny stolik i wezwała kelnerkę. Usiadłem naprzeciwko niej i wpatrywałem się w jej twarz. Czułem się trochę lepiej po spraniu dupy Malikowi. Miałem na to ochotę od bardzo dawna. Mimo to nie chciałem zabić tego skurczybyka. Tylko bym mu pomógł. Mnie zadowoli jedynie zemsta. Ponownie spojrzałem na szatynkę i zacisnąłem swoje pięści pod stołem. Pstryknąłem lekko obolałymi palcami. Czemu tak mu na niej zależało? - zacząłem się zastanawiać. Była w zupełnie nie jego stylu. On od zawsze wolał jakieś pomarańczowe od tapety blondyny z wielkimi cyckami, a tu proszę. Czyżby nasz Zaynuś się zakochał? Uśmiechnąłem się pod nosem. Jeśli tak to tylko ułatwi mi zadanie.

           Do naszego stolika podeszła szczupła brunetka.

- Co podać? - spytała. Spojrzałem na Isabelle i dałem jej pierwszeństwo.

- Wódkę - uśmiechnęła się - Dużo wódki - dodała, a ja zacząłem się śmiać.

- Ja poproszę to samo - zwróciłem się do kelnerki - A i jakiś sok pomarańczowy - dodałem. Dziewczyna już chciała odejść, ale Bella ją zatrzymała.

- Przepraszam, a czy macie paczkowany lód?

- Tak.

- To po proszę jeszcze dwie paczki - dodała, a ja zastanawiałem się po co jej tyle tego chujostwa.

Gdy kelnerka przyniosła zamówienie, dopiero do mnie dotarło. Szatynka położyła lód na stole i położyła na nim swoje obolałe nadgarstki. Usłyszałem z jej ust cichy odgłos ulgi. Złapałem pierwszą butelkę czystego trunku i nalałem nam do szklanek.

- Wolisz z sokiem czy bez? - spytałem.

- Bez. Dzięki - złapała szklankę i wypiła całość jednym duszkiem. Na jej twarzy nie zauważyłem żadnego grymasu. Uśmiechnąłem się. Skubana - pomyślałem. Nie mogąc się nadziwić jej zdolnościami, chwyciłem swoją porcje i upiłem wszystko powoli. Potem sok pomarańczowy na popitkę i mój mózg był w niebie. Moje nerwy delikatnie się uspokajały, a myśli schodziły na dalszy plan. Nie zastanawiając się długo, nalałem nam dokładki i spojrzałem na moją towarzyszkę z uśmiechem. Ona oblizała swoje usta i wypiła zawartość jednym duszkiem. Tym razem lekko się skrzywiła i chwyciła karton soku ze stołu. Upiła łyk z gwinta i pokazała mi język.

brave | l.t. ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz