2.

9.1K 448 95
                                    

          Stary zegar z kukułką wydał swój dźwięk dwanaście razy. Wybiła północ. To był mój czas. Podeszłam cicho do szafy i wzięłam przygotowaną z niej torbę. Rozejrzałam się jeszcze po pokoju. Podeszłam do biurka pod ścianą i wzięłam do ręki ramkę z fotografią mojej mamy. Wyjęłam ją i spakowałam do tylnej kieszeni moich spodni. Założyłam na siebie kurtkę i buty. Podeszłam spokojnie do okna i je otworzyłam. Podniosłam walizkę z podłogi i rzuciłam ją na trawę. Usiadłam na parapecie i wzięłam głęboki wdech. 'Teraz albo nigdy' - pomyślałam. Zamknęłam swoje powieki i skoczyłam na ziemię. Ku mojemu szczęściu nic nie zrobiłam sobie podczas upadku. Jedynie moje plecy dały o sobie znać, ale przywykłam do takiego bólu. Chwyciłam torbę w dłonie. Rozejrzałam się jeszcze po okolicy i ruszyłam drogą w kierunku Londynu. Gdy zostawiłam za sobą swoje sąsiedztwo, poczułam ogromną ulgę.

          Po jakiejś godzinie szłam pustą drogą. Uznałam Londyn za mój jedyny ratunek. Wiązałam z nim ogromne nadzieje. Czułam, że właśnie tam odnajdę upragnioną wolność. Jednak droga dłużyła mi się w nieskończoność. Co jakieś dwieście kroków mijałam kolejne przydrożne lampy. Moim jedynym towarzyszem był księżyc.

          W pewnym momencie zobaczyłam światła w oddali. Jakiś samochód przejechał obok mnie z dosyć szybką prędkością. Jednak po chwili się zatrzymał i zaczął cofać. Auto zatrzymało się obok mnie i uchyliło się okno. Moim oczom ukazał się Mulat z ciemnymi, nieogarniętymi włosami.

- Witaj – przywitał mnie spokojnym głosem – Podwieźć cię gdzieś?

- Nie, dam sobie radę – odpowiedziałam chłodno.

- Chyba nie masz zamiaru zapierdzielać z buta do samego Londynu – spojrzał na mnie wymownie.

- Na razie dobrze mi idzie – zaczęłam się droczyć.

Na moją niekorzyść zaczął padać deszcz. Coraz większe krople spadały na moje ubranie. Przeklęłam pod nosem i nie wiele myśląc otworzyłam drzwi jego auta. Wrzuciłam bagaż na tylne siedzenie i zajęłam miejsce obok kierowcy. Chłopak tylko się uśmiechnął.

- Zayn – podał mi swoją dłoń, ale ja nie zamierzałam odwzajemniać jego gestu.

- Isabella – odpowiedziałam i spojrzałam na drogę.

- Dobrze Isabello – zaakcentował moje imię – To gdzie chcesz jechać?

- Zawieś mnie do najbliższego motelu i nie będę ci sprawiać więcej kłopotów.

- Oj daj spokój. Mieszkam w Londynie. Prześpisz się u mnie, a rano zawiozę cię do domu.

- Ja nie mam domu! – krzyknęłam na niego i chciałam wysiąść z auta. Jak się okazało, nie mogłam ich otworzyć. Drań musiał mieć blokadę od środka i otwierały się tylko z zewnątrz. Znów byłam zamknięta. Tak jak w ‘domu’.

- Wypuść mnie! – szarpałam się z klamką.

- Spokojnie – złapał moje ręce. Do moich nozdrzy doleciał przyjemny zapach jego perfum. Dotyk chłopaka nie sprawiał mi bólu, ale powodował dziwne dreszcze na moim ciele.

- Zawiozę cię do tego motelu, tylko nie krzycz – odpalił samochód i ruszył.

Siedziałam jak na szpilkach. Patrzyłam na ciemność za oknem. Wokół panowała cisza. Krępująca cisza. On chyba też to zauważył, bo w pewnym momencie włączył radio. Usłyszałam pierwsze dźwięki znanej mi melodii. Ten utwór kojarzył mi się z ojczymem. Ten drań często słuchał radia. Chciałam od niego uciec, a nawet głupia muzyka przypominała mi tego skurwysyna. Nie zwracając uwagi na chłopaka wyłączyłam szybko urządzenie.

brave | l.t. ✔️Where stories live. Discover now