Zerknęła na płaszcz – elegancki, wełniany, z szerokimi otwartymi klapami. Nie będzie potrzebny w najbliższych tygodniach, zgarnęła go więc z wieszaka, wcześniej wetknąwszy torebkę pod pachę, po czym zawędrowała do swojej bezosobowej sypialni. Nim zrobiła cokolwiek innego odwiesiła okrycie na drążek w szafie o przesuwnych drzwiach, wszystkie drobiazgi z torebki odłożyła na miejsce, na koniec chowając samą torebeczkę w płaskim, plecionym koszu wsuniętym pod łóżko, gdzie trzymała buty nieodpowiednie na daną porę roku czy pointy – zarówno te nowe, wciąż jeszcze nie tańczone, jak i te stare, czekające na wywiezienie do Francji.

Zapowiadały się nieprzyjemne dni w szkole – dlatego też Flo czuła, że bardziej niż kiedykolwiek potrzebuje porządku w swoim kącie tego, dziwnego z jej perspektywy i malutkiego, miasta.

       Osoba z zewnątrz, wiedząc o myślach Flo, postawiona w polskiej sypialni dziewczyny spytałaby: jakiego więcej porządku można chcieć? Bladofioletowe ściany, białe meble, żadnych ramek ze zdjęciami czy bibelotów mogących zbierać kurz. Wszystkie ubrania schowane – a w swoich kryjówkach były posegregowane. Książki szkolne leżały na krawędzi toaletki, grzbietami opierając się o niską komódkę, zaś książki czytane dla rozrywki były równo ustawione na wiszących półkach zamontowanych w wykuszu między szafą a ścianą nośną. Jedyny zielony akcent – mały kaktus – stał na jednej z półek zerkając ku oknu naprzeciw, pod którym stało łóżko. Wąskie, w najprostszej drewnianej oprawie, z nowiutkim materacem świetnej jakości – jedną z niewielu zmian, które wprowadziła ze sobą Florence.

Na pierwszy rzut oka sypialnia wyglądała na pustą i sterylną. Dopiero kiedy zaczynało się przyglądać, widać było kurz pokrywający cieniutką warstwą nieużywane powierzchnie. Całe życie ktoś inny sprzątał za Florence – jej zadaniem było jedynie utrzymanie porządku. Nagi parkiet pozbawiony jakiegokolwiek dywanu sprawiał, że ciotka wciąż nie zauważyła tego wybrakowania we własnej siostrzenicy, która zgarniała dłonią widoczne paprochy czy nici i wrzucała je do kosza zamiast odkurzyć.

Spojrzała na własne odbicie w owalnym lusterku toaletki po czym sięgnęła do jednej z szufladek, gdzie ukrył się płyn do demakijażu wraz z kosmetycznymi płatkami. Ustawiła je równo na blacie, by zaraz znów wrócić wzrokiem do odbicia. Przyglądanie się własnej twarzy, tak bardzo przypominającej nie tak odległe czasy sprzed odejścia matki, miało słodko – gorzki posmak. Florence nie okłamywała się: przyznawała przed samą sobą, że lubiła czerwoną szminkę oraz kobiecy styl, którym się spowijała jak gdyby był jej drugą skórą. Niewiele nauczyła się od matki, ale jak każda mała Francuzka – zdecydowanie nauczyła się zarówno od niej, jak i innych dorosłych kobiet wokół, czym jest francuski szyk.

Ostrożnie poruszyła ustami, jakby na nowo rozprowadzała perfekcyjnie nałożoną szminkę – nawet ponad półroczna przerwa nie odebrała jej umiejętności w tej dziedzinie; jeszcze ostrożniej odgarnęła dwoma palcami niesforne pasmo, zaraz jednak poluzowało się znów, niemal wypadając zza ucha.

Potrząsnęła głową.

       Dość! Nie miała czasu rozpływać się nad głupotami! Zaciskając na nowo szczękę, zła na siebie za idiotycznie sentymentalną opieszałość, sięgnęła po przygotowany kosmetyk, żeby zmyć dodatkowe kolory z twarzy, pozostawić jedynie popielate brwi, naturalnie ciemnobrązowe rzęsy oraz słoneczne pocałunki. Pojawiły się kiedyś po rodzinnych wakacjach na Côte d'Azur* i, dziwnym trafem, zostały już na zawsze. „Ale byłaś za mała, żeby to pamiętać, mon etoile." – mawiał papa z ciepłym uśmiechem.

       Schowała sukienkę, którą zamieniła na body – w talii miało siateczkę, oddzielającą dolną część w jednolitym odcieniu niebieskiego zwanym karaibskim prądem morskim, od pasa materiału, drukowanego w kwiaty przywodzące na myśl malarstwo realistyczne, osłaniającego piersi, wykończonego kolejną siateczką w której skrojone były szerokie ramiączka. Niski kucyk, bez większego ceremoniału, zwinęła w koczek u nasady głowy. Zrezygnowała z rajstop – zakleiła palce specjalną taśmą, wsunęła je w osłonki, by w końcu zamknąć je w uścisku point.

Walc płatka śnieguWhere stories live. Discover now