I. Rozmowy o miłości w Bunkrze 9

6.5K 331 176
                                    

Leo

Zacznijmy może od tego, że w ogóle nie mogłem skupić się na wykonywanej czynności. Popatrzyłem przez chwilę na niedokończony wynalazek leżący na stole i westchnąłem z rezygnacją. Nie miałem nawet pojęcia do czego ma służyć. To było nieważne. Ważne było, żeby czymś się zająć, żeby odpędzić niechciane myśli. Tak, zdecydowanie miałem ADHD, ale kiedy coś budowałem, działało to na mnie uspokajająco. Dzisiaj był chyba jednak jakiś gorszy dzień. Nawet monotonia wkręcanych śrubek i widok narzędzi nie mogły poprawić mi humoru. Zerknąłem mimochodem na stertę papieru obok pudełka z wiertarkami. Rysunki silników, systemów, wymiary i parametry części, opisy materiałów były porozrzucane niedbale po całym blacie. Postanowiłem rozłożyć maszynę i od nowa spróbować pokombinować coś z łączeniami, żeby stworzyć cokolwiek porządnego. Rozpocząłem rozkręcanie tego dziwnego wehikułu, który skonstruowałem i w myślach zacząłem układać plan budowy drugiego wynalazku. Odłożyłem śrubokręt i wolną ręką odgarnąłem z czoła niesforne kosmyki kręconych włosów. Jasne, wyglądałem oszałamiająco z tą fryzurą, ale czasami mi przeszkadzała. Podszedłem do biurka pod ścianą, żeby wziąć czystą kartkę na zapisanie konceptu działania napędu do machiny, gdy coś nagle przykuło moją uwagę. Na tablicy korkowej nad biurkiem nadal wisiało to przeklęte zdjęcie. Zmarszczyłem brwi i zirytowany zerwałem je stamtąd jak najszybciej. Przedstawiało oczywiście nikogo innego, tylko ją. Pamiętałem dokładnie, kiedy je zrobiłem. Miesiąc temu, gdy wróciliśmy z randki. Festus nas podrzucił. Kalipso zachwycała się zachodem słońca. Ja zachwycałem się nią, patrzącą na zachód słońca. Szybko pstryknąłem zdjęcie, było trochę zamazane. Nadal jednak z bolesnym ukłuciem w sercu widziałem jej uśmiech, uwieczniony na zawsze na fotografii. Była idealna. Ja nie. Dlatego jakiś czas temu powiedziała mi wprost "Adios, este el final". Nie po hiszpańsku, oczywiście, ale tak to zapamiętałem. W takiej wersji brzmi mniej... tragicznie?

Tragicznie to ja zachowuję się teraz, patrząc na to zdjęcie jak jakiś psychol. Musiałem się go szybko pozbyć. Po paru sekundach z moich palców zaczęły lecieć iskry. Najpierw powoli i spokojnie, a potem gwałtownie, zdjęcie zajęło się ogniem. Mogłem pewnie po prostu wyrzucić je do kosza, ale lubię dramatyzować tak jak ci faceci z telenowel, które czasami ogląda Nyssa.

Cóż, myślałem, że jestem w warsztacie sam, ale potem usłyszałem dyskretne chrząknięcie. Odwróciłem się gwałtownie w stronę osoby stojącej za mną.

Harley wpatrywał się we mnie wielkimi oczami pełnymi niepokoju. Chłopczyk wymachiwał nerwowo młotkiem, co zdarzało mu się często, kiedy nie wiedział, co ze sobą zrobić. Mój brat był uroczym stworzeniem, przyznaję. Harley podrapał się po głowie i uśmiechnął krzywo, zakłopotany.

– Leo? Co robisz? – spytał, zatrzymując na chwilę latające narzędzie zagłady.

– Stoję i próbuję przewidzieć następny ruch młotka – odpowiedziałem, opierając się o ścianę i krzyżując ręce na piersi. – Harley? Pamiętasz, co ci mówiłem?

 – Żeby nie machać młotkiem. – Zrobił smutną minę. – Przepraszam, machałem młotkiem. Ale martwię się o ciebie. Wszystko w porządku? Nie płakałeś, prawda?

 – Ja nigdy nie płaczę, mały – skłamałem, kucając, aby znaleźć się na wysokości jego wzroku. Harley był chyba jedyną osobą w obozie niższą ode mnie. Miał osiem lat, co nie było zbyt pocieszające. – A teraz przyznaj się, czy przyszedłeś sam, czy może ktoś ci kazał? – Uniosłem brew, opierając podbródek na dłoni. – Na przykład taki Jason Grace?

– Nikt, nikt mi nie kazał – zapewnił mnie, wkładając w to tyle emocji, że wiedziałem od razu. Kłamie jak z nut.

– Jason? – powtórzyłem, przechylając głowę.

What's up, Valdez? | Leo x Reader [Zawieszone] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz