Rozdział 10

938 82 26
                                    

Piosenka do rozdziału:

•••

Obudziłam się z niewyobrażalnym bólem głowy i opuchniętymi od nocnego płaczu powiekami. Jęknęłam przeciągle, gdy po pięciu minutach wstałam na równe nogi. Zegarek stojący na nakastliku wskazywał już godzinę dwunastą, co jedynie pogorszyło mój już i tak nie za dobry humor. Nigdy nie należałam do rannych osób, ale wręcz nienawidziłam spać do późna. Nie zrozumcie mnie źle, kochałam spanie, ale było to dla mnie zwykłe marnotrawstwo dnia. Chwyciłam telefon i wybrałam jedyny numer, na który dzwoniłam przez ostatnich okropnie dłużących się dni. Czekałam zaledwie jeden sygnał.

— Darcy — powiedział od niechcenia Z.

— Hej — przywitałam się cicho, przygryzając nerwowo wargę. Podeszłam do komody, by przygotować sobie świeże ciuchy. — Dobrze spałeś? O ile ty w ogóle śpisz?

Do moich uszu dotarło długie, charakterystyczne westchnięcie, które oznaczało nic innego jak podirytowanie.

— Do rzeczy — burknął niemiło.

Skrzywiłam się lekko, biorąc w rękę czerwoną koszulkę i ciemne jeansy. Przełożyłam komórkę do drugiego ucha, łapiąc się za czoło.

— Tak sobie myślałam...

— Z pewnością — skomentował, gdy nie odzywałam się przez dłuższą chwilę.

— Czemu nie pozwolisz mi wrócić do szkoły? Szczerze mówiąc, tęsknię za siedzeniem w ławce przez tyle godzin... I za przyjaciółmi też... Nawet za jedzeniem ze stołówki.

— Masz inną misję, Darcy.

— Tak, wiem... Ale czy nie dziwi ich wszystkich to, że tak bez słowa zniknęłam? To samo z resztą mojej rodziny. — Zacisnęłam powieki i głośno wypuściłam powietrze z płuc na ich wspomnienie. Nie chcąc w tamtym momencie zanurzyć się w zbyt silnej tęsknocie, potrząsnęłam głową i szybkim krokiem ruszyłam w stronę łazienki.

— Wszystko załatwiłem, nie masz się o co martwić — zapewnił mało przekonująco. Nie ufałam mu nawet w najmniejszym stopniu. — Masz już osiemnaście lat.

— Załatwiłeś co? — zapytałam zdezorientowana, zakluczając za sobą drzwi.

Przerwał połączenie sekundę później, co okropnie mnie poirytowało. Jak zwykle nie chciał mnie w nic wtajemniczać, bo w końcu uważał mnie jedynie za kogoś mało wartościowego, kim mógł sterować o dowolnej porze dnia i nocy. Prychnęłam głośno sama do siebie na samą myśl o tych słowach.

— Poczekaj — powiedziałam nadal z telefonem przy uchu, mając nadzieję, że może nadal mnie słyszy. — A co z Brandonem?

Właściwie to byłam pewna, że mnie słyszał. I widział. Jednak kiedy spróbowałam połączyć się jeszcze raz, nie odebrał. Położyłam urządzenie na pralce i wzięłam szybki prysznic, po którym umyłam dokładnie zęby i ubrałam się w ciuchy, które wcześniej wyciągnęłam z szafy. Wygładziłam dłońmi bluzkę, przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze. Uwielbiałam czerwony kolor i osobiście uważałam, że bardzo mi pasował. Westchnęłam cicho, słysząc dźwięk przychodzącego połączenia.

— Tak? — zapytałam, dobrze wiedząc z kim mam do czynienia.

— Gotowa? — Jego chłodny ton głosu zadziałał na mnie jak silne kopnięcie w brzuch.

TRAP • malikDonde viven las historias. Descúbrelo ahora