Rozdział 9

1K 98 16
                                    

Czy byłam rozczarowana, kiedy Brandon gwałtownie odsunął się ode mnie i z prędkością światła oraz przerażeniem wymalowanym na twarzy zaczął ponownie wciskać na nogi swoje spodnie? Nie... Cóż, tak. I chyba nawet bardziej, niż zdawało mi się na początku.
Niezgrabnie zeskoczyłam z wyspy kuchennej i podniosłam swoją bluzkę, by chwilę po tym ją ubrać. Nie obdarowałam go nawet jednym, krótkim spojrzeniem, a jedynie podeszłam szybkim krokiem do drzwi i szeroko je otworzyłam, zapominając na chwilę o wszystkim, co mnie otaczało.

Tyle pogmatwanych rzeczy działo się właśnie w moim życiu, tyle niewyjaśnionych spraw. Było tyle tajemniczych drzwi, do których nie posiadałam jeszcze klucza. Czułam się jak dziecko zamknięte w małym pokoju z masą rozsypanych dookoła puzzli, które zostało zmuszone do ułożenia ich w jak najkrótszym czasie. No i był jeszcze Brandon. Nie mogłam przestać myśleć o jego przerażonym spojrzeniu i ciepłych dłoniach opuszczających z taką łatwością moje biodra. Nie chciałam przerywać tego, co zaczęliśmy parę minut temu i wcale się z tym nie kryłam. No, przynajmniej nie przed sobą samą.

Rozejrzałam się dookoła, jednak jedyne, co zastałam, to widok zamglonej, pustej ulicy... Nie, nie do końca. Tym razem było nieco inaczej. Tym razem to nie była zwykła, szara ulica, za jaką zawsze ją uważałam. Była to wolność, której tak bardzo pragnęłam doświadczyć. I właśnie ta szara i na co dzień nudna, brudna ulica zaparła mi wtedy dech w piersiach, utrudniając nieco oddychanie. Zamrugałam parę razy i zrobiłam mały krok przed siebie, chcąc rozkoszować się świeżym powietrzem dochodzącym z zewnątrz. Było to tak przyjemne, że przymknęłam delikatnie powieki na dłuższą chwilę. Tęskniłam za uczuciem całkowitej swobody i wolności, którego wcześniej tak nie docieniałam. Otworzyłam oczy i jeszcze raz, tym razem uważniej, rozglądałam się na wszystkie strony, licząc, że zauważę osobę, która zadzwoniła do drzwi. Parę sekund później moją uwagę przykuła mała, biała karteczka przyklejona do wycieraczki, na której właśnie stałam. Przełknęłam głośniej ślinę i zwilżyłam niedbale usta.

– Mogłam się domyślić, że to ty, przebrzydły gnojku – szepnęłam, chwytając niezdarnie papier w palce. – Czy zawsze musi chodzić o ciebie?

– Wszystko w porządku?

Podskoczyłam delikatnie w miejscu, mimo że rozpoznałam ten głos z pierwszym, najcichszym dźwiękiem wydobytym z ust chłopaka. Moje serce zabiło szybciej, kiedy zwinnym ruchem odwróciłam się na pięcie i napotkałam zmartwione oczy Brandona.

— Tak — westchnęłam, łapiąc się za czoło. — Nie lubię, jak się tak skradasz. Przestraszyłeś mnie.

— Kto to był? — zignorował ostatnie słowa i spojrzał ponad moje ramię w stronę otwartych na oścież drzwi.

— Nie wiem, nikt. — Potarłam dłonią zmęczoną twarz. — Pewnie jakieś dzieciaki znowu się wygłupiają i dzwonią po sąsiadach.

Skinął lekko głową, jednak jego spojrzenie zdradzało, że nie uwierzył w moje kłamstwo. Przyjrzał mi się uważnie z przymrużonymi powiekami, gdy jego wzrok wylądował na mojej dłoni. Spanikowałam i bez namysłu wcisnęłam zwiniętą karteczkę w tylną kieszeń spodni, błądząc wzrokiem po przedpokoju, w którym się znajdowaliśmy. Z bijącym jak młot sercem podeszłam do frontowych drzwi, by następnie powoli je zamknąć i ponownie ocieplić nieco pomieszczenie. Gdy zdjęłam dłoń z klamki, dotarło do mnie, jak bardzo była ona spocona. Denerwowałam się. Nie spoglądałam w stronę Brandona, jedynie wyobrażając sobie jego świdrujące spojrzenie utkwione w mojej osobie.

— Darcy — powiedział tak stanowczo, że wryło mnie w podłogę, a moje ręce pokryły się gęsią skórką. — Co chowasz w kieszeni?

W końcu odważyłam się podnieść powoli wzrok, by napotkać niebieskie tęczówki, w których, ku mojemu zdziwieniu, nie doszukałam się wściekłości. Na jego twarzy malowała się troska, która była widoczna gołym okiem. Miałam ochotę rzucić mu się w ramiona i nie zważając na konsekwencje, opowiedzieć wszystko, od samego początku aż do końca. Chciałam, by znał prawdę i tak bardzo bolało mnie okłamywanie go, jednak wiedziałam, że od tego zależy życie mojej rodziny. W porę otrząsnęłam się z tego szalonego pomysłu i jedynie zacisnęłam mocno powieki. Serce próbowało wyrwać mi się z piersi, a nogi trzęsły się, jakby były zrobione z waty.

TRAP • malikWhere stories live. Discover now