Rozdział 5

1.6K 187 41
                                    

Stałam w bezruchu z telefonem przy uchu i wpartywałam się pustym wzrokiem w białą ścianę. Dźwięk zakończonego połączenia przyprawiał mnie o ból głowy, więc z trzaskiem odłożyłam telefon na kuchenny blat. Spojrzałam niepewnie na kotkę, która leżała spokojnie na parapecie, wygrzewając się w południowym słońcu. Wzięłam głęboki wdech i zamknęłam oczy, próbując zmniejszyć złość, która buzowała w moim wnętrzu. Nie mogłam dopuścić do siebie nawet myśli, że miałam zabić Kelly. Było to dla mnie czymś niemożliwym do wykonania. Ponownie chwyciłam komórkę i zadzwoniłam na numer, który widniał pierwszy na liście ostatnich połączeń. Nie czekałam długo, gdy w słuchawce usłyszałam ten charakterystyczny głos.
- Darcy - mruknął cicho.
Poczułam jak cofa mi się jedzenie. Właściwie to nie jadłam nic od... bardzo dawna. Musiałam zamoczyć chociaż na chwilę język w kubku z kawą. Marzyłam o kawie.
- Posłuchaj mnie - zaczęłam odważnie. - Nie zabiję Kelly! Nie umiem tego zrobić.
- W takim razie nigdy więcej nie zobaczysz swojej siostrzyczki w jednej całości.
Moja twarz znacznie pobladła, a kolana ugięły się lekko pode mną.
- C-co masz na myśli? - Przełknęłam głośno ślinę.
Usłyszałam jego cichy chichot w momencie, w którym moje oczy zaszkliły się łzami.
- Jeżeli zabijesz Kelly, dostaniesz Camilę. Prosty układ, słońce.
Zagryzłam wargę, która niebezpiecznie drgała, zdradzając moje poddenerwowanie. Wzięłam głęboki wdech.
- Nie mogę zabić Kelly, bo nie potrafię. Nie potrafię, tak jak dziecko nie potrafi pisać. To sytuacja bez wyjścia. - Próbowałam zachowywać spokój, by się nade mną zlitował. Gdzieś tam, w podświadomości, dobrze wiedziałam, jak ta rozmowa się skończy.
- Och, Darcy, Darcy. Jesteś taka żałosna - wypowiedział jakby z jadem w głosie. - Marna kreatura słabej nastolatki. Ty nigdy nie zaznałaś bólu, prawda? Nigdy nie odczułaś cierpienia, bo zawsze wszystko miałaś na wyciągnięcie ręki. Szczęśliwą rodzinę, wielki dom, bezproblemowe rodzeństwo, chłopaka i masę znajomych. Życie niczym z amerykańskiego filmu, czyż nie?
- To nie...
- Nie przerywaj mi! - krzyknął, a ja zacisnęłam mocno wargi. - Dopiero ja ci pokażę czym jest prawdziwy ból. Będziesz cierpieć jak nigdy dotąd! Będziesz błagać o choć odrobinę litości. Cóż, nie otrzymasz jej, Darcy. Masz walczyć! Kelly czy Camila?!
Zacisnęłam oczy, z których zaczęły wypływać łzy i zagryzłam dolną wargę tak mocno, że poczułam w ustach metaliczny smak krwi.
- Zostaw mnie. Dobrze wiesz, że mam na to za słabą psychikę.
Doskonale słyszałam jego ciężki oddech. Wcześniejsze krzyki sprawiły, że musiał zaczerpnąć powietrza.
- Powiedziałaś, że jesteś gotowa oddać własne życie za rodzinę. Chcesz, żeby byli szczęśliwi, jednocześnie myśląc o samobójstwie. Zadasz im tym ogromny cios w serce - powiedział tym razem spokojniej.
Byłam nieco zaskoczona jego słowami. Nie wiedziałam, że ktoś taki może w ogóle myśleć o emocjach innych ludzi.
- Ja nie...
- Zrobisz to. Bez dyskusji, po prostu zrobisz i odzyskasz siostrę. Do roboty, czas ucieka. - Zakończył połączenie.
Może to dziwne, ale czułam się zmotywowana jego słowami. Słowami człowieka, który miał zamiar zamienić moje zwykłe życie i istne piekło. Przełknęłam głośno ślinę, odwracając twarz w stronę Kelly. Myła swoją przednią łapkę, wyglądając tak uroczo i niewinnie. Jęknęłam głośno i niechętnie, po czym szybko zamknęłam ją w mocnym, szczelnym uścisku. Ta od razu zaczęła się wyrywać i delikatnie drapać mnie po dłoni. Nie chciałam płakać, jednak było to niemożliwe gdy przyglądałam się dokładnie jej zdziwionemu pyszczkowi. Ucałowałam ją w czoło, w nosek i pogłaskałam po brzuchu. Nie wyglądała na zadowoloną. Lekko się do niej uśmiechnęłam, podciągając nosem. Dalej wszystko toczyło się tak szybko. Nie czekając ani chwili dłużej, z Kelly na rękach, wskoczyłam na pierwszy stopień schodów. Pędziłam do góry, co chwilę potykając się o własne nogi. Wpadłam przestraszona do łazienki i wypuściłam kotkę z rąk. Na całe szczęście wylądowała bezpiecznie na czterech łapach. Ze łzami spływającymi po policzkach i kołatającym sercem, nerowo założyłam pasmo swoich włosów za ucho, a następnie zakryłam koszem do prania wejście w drzwiach dla Kelly, aby na pewno się nie wydostała. Podbiegłam do wanny i równo odkręciłam oba kurki. Fala gorąca uderzyła nagle w moją twarz, a mój płacz stawał się coraz głośniejszy. W głowie non stop przewijały mi się wszystkie chwile związane z kotką, jakbym oglądała film, począwszy od znalezienia jej w drodze do szkoły. Błagałam, aby to wszystko nie działo się naprawdę i okazało się zwykłym, okropnym koszmarem. Woda zapełniła wannę, a ja odwróciłam się w stronę Kelly. Chciałam w błyskawicznym tempie wziąć ją na ręce, lecz tym razem sprytnie uniknęła mojego uścisku. Nie była głupia, wiedziała, że dzieje się coś niedobrego. Uciekała we wszystkie możliwe strony. Kiedy wskoczyła na pralkę, w końch udało mi się ją złapać. Od razu zaczęła drapać mnie po twarzy, dlatego odsunęłam ją na znaczną odległość, nie rozluźniając uścisku. Szarpała się na wszystkie strony i miałczyła głośno.
- Kocham cię - powiedziałam, przyglądając się jej. - Naprawdę, kocham cię.
Wierciła się coraz mocniej i mocniej.
- Nigdy nie chciałam twojej śmierci. To przez złego pana. Kocham cię, Kelly.
Pocałowałam ją po raz ostatni, po czym wrzuciłam z niedużej wysokości do wanny. Od razu próbowała wydostać się nad taflę wody, aby zaczerpnąć powietrza, dlatego przytrzymałam jej głowę. Zamknęłam oczy, ponieważ poczułam, jakby ktoś wbijał mi sztylet w serce. Zaczęło boleć mnie całe ciało. Kelly kurczowo trzymała się mojej ręki i wbijała w nią pazury tak mocno, że zaczęła spływać po niej krew. Słyszałam jej ciche, błagające o pomoc jęki. Tak bardzo chciałam ją wyciągnąć.
- Ach, śpij, kochanie. Jeśli gwiazdkę z nieba chcesz, dostaniesz... - zaczęłam cichutko śpiewać, czując, że uścisk znacznie złagodniał.
W końcu nie czułam już nic, a łapa zsunęła się z mocnym uderzeniem do wody. Opadłam na ziemię, plecami przywierając do zimnej powierzchni wanny. Podkurczyłam mocno nogi, a twarz spuściłam najniżej, jak tylko potrafiłam. Zabiłam cząstkę własnej siebie.

Notka:
Przepraszam za straszliwie długą nieobceność. Szkoła, czyli referaty, projekty i inne tego typu rzeczy zabrały mi znaczną ilość czasu. Poza tym, ostatnio staram się ograniczyć korzystanie z internetu. Mam nadzieję, że mimo wszystko zostaniecie ze mną, aby poznać dalsze losy Darcy.

TRAP • malikKde žijí příběhy. Začni objevovat