Rozdział 4

2.1K 227 48
                                    

Inhalator leżał pod łóżkiem na piętrze, a mi zaczynało coraz bardziej brakować powietrza. Próbowałam się podnieść, jednak wszystkie próby poszły na marne, gdy moje plecy ponownie przyległy do zakurzonych i brudnych paneli. Łzy rozmazały mi całkowicie pole widzenia, przez co wszystko przypominało smugi namalowane ciemną farbą. Zaczęłam kaszleć głośniej, gdy jedną dłonią wciąż grzebałam w kieszeni, łudząc się, że ten cholerny inhalator pojawi się tam nagle znikąd. Niestety. Czułam fromujące się kropelki potu na moim czole. I czułam chłodny dreszcz przechodzący przez moje ciało. Moje gardło zacisnęło się, jakby ktoś obwiązał je ciasnym sznurem, przez co nawet kaszlenie zaczęło przyswajać mi więcej bólu. Otowrzyłam usta, chcąc krzyczeć o jakąkolwiek pomoc, jednak nic się z nich nie wydostało. Spróbowałam jeszcze raz i jeszcze raz, ale moje jęki były tak cichutkie, że nikt by ich nie usłyszał. Zwilżyłam w panice wargi, podejmując próbę po raz ostatni. Moje policzki z sekundy na sekundę stawały się bardziej mokre od łez. Miałam wrażenie, że powoli umieram. Czułam się wypruta z całej energii, jaka kiedykolwiek się we mnie znajdowała, a jedyną rzeczą, na jaką miałam siłę był żałosny płacz. Moje gardło zabolało jeszcze bardziej, przez co gwałtownie wygięłam plecy w łuk. Brakowało mi tlenu. W pewnym momencie usłyszałam czyjeś ciężkie kroki. Powoli obróciłam głowę w stronę schodów, a wiatr z zewnątrz zawiał mocno, jeszcze bardziej ochładzając moje mokre ciało. Wyciągnęłam słabą dłoń przed siebie i przyjrzałam się dokładnie. Jej blady kolor z każdym moim mrugnięciem stawał się mocniej zamazany. Wredy ujrzałam przy swojej twarzy czarne, idealnie wypolerowane buty, pasujące do galowych spodni. Starałam się unieść głowę, cholera, tak bardzo się starałam, ale byłam zbyt słaba. Nie poddawałam się, ciągle próbując unieść twarz ku górze. Wiedziałam kim był mężczyzna patrzący na mnie z góry. Spanikowałam, kiedy uniósł nad ziemią lewego buta i położył go na mojej dłoni, następnie mocno przyciskając go do paneli. Ból przeszył moje ciało na wskroś. Wyłam wniebogłosy i wiłam się gwałtownie pod jego mocnym uściskiem.
– Taka słaba – fuknął poddenerwowany. – Żałosne.
– Błagam – jęknęłam. – Nie mogę oddychać, pomóż mi.
– Nie.
Mój oddech stał się poszarpany, a skóra okropnie mi cierpła.
– Proszę... Proszę cię...
– Kurwa, nie! – wrzasnął.
Wzdrygnęłam się na sam dźwięk jego ostrego tonu. Wydawało mi się, że powieki zrobiły się nieco cięższe. Przełknęłam ślinę, czując okropną gulę w gardle, która nie ułatwiała mi obecnej sytuacji. Otworzyłam szeroko buzię, próbując wciągnąć tyle powietrza, ile tylko byłam w stanie.
– W takim razie będziesz oglądać moją śmierć  – szepnęłam.
Nic więcej nie powiedział. Między nami zapanowała niekomfortowa cisza, a jedynym dźwiękiem rozbrzmiewającym w pomieszczeniu był mój poszarpany, ciężki oddech.
– Zamknij oczy – zażądał, po czym zdjął stopę z mojej dłoni.
Od razu jęknęłam z ulgi, mocniej się rozpłakując. Byłam taka słaba.
– Nie rób mi krzywdy, proszę – zaszlochałam.
– Zamknij. Kurwa. Oczy – wycedził gorzko przez zęby, akcentując pojedyncze wyrazy.
Nie sprzeciwiłam mu się więcej. Odwróciłam głowę w drugą stronę i przymknęłam powieki. Poczułam nagle mocne ukłucie w ramię. Spanikowana odwróciłam wzrok w jego stronę, aby się obronić. Szybko jednak położył dłoń na moich oczach, abym nie mogła go ujrzeć. Jednak kątem oka widziałam jego prawe ramię. Było one pokryte najróźniejszymi tatuażami. Kolorowymi i czarno-białymi. Jeden tatuaż szczególnie zwrócił moją uwagę. Była to mała, czarna róża z kawałkiem szkła przy jednym z jej płatków. Identyczne znamię miał Brandon. I znajdowało się ono w identycznym miejscu. Miałam zamiar go o to zapytać, ale poczułam, jak odpływam. Przypuszczałam, że podał mi coś nasennego.

***

Poczułam dziwne pieczenie na prawym policzku, więc gwałtownie otworzyłam oczy. Zerwałam się do pozycji siedzącej, w panice skanując wzrokiem pomieszczenie. Odetchnęłam z ulgą, gdy zauważyłam znajome mi meble i dodatki. Byłam w moim pokoju, na moim łóżku, leżąc pod moją kołdrą pachnącą świeżością i lawendą. Nieprzyjemne pieczenie okazało się promieniami słońca prześwitującymi przez grube, ciemne zasłony. Z lekkim uśmiechem podeszłam do nich, po drodze się przeciagając, po czym jednym ruchem je rozsunęłam. Światło od razu rozświetliło pomieszczenie. I wtedy właśnie zauważyłam, że byłam w samych majtkach i czyjejś granatowej koszulce z logiem Iron Mena. Była na mnie o jakieś pięć rozmiarów za duża. Chciałam natychmiast zedrzeć ją siebie, ale nie miałam założonego stanika. Podeszłam do szafy i chwyciłam jedyny, który leżał w komodzie. Resztę zabrał mi on. Cieszyłam się, że był on bez żadnych koronek lub ozdobień. Z większej szafy wyciągnęłam niebieską bluzkę z krótkim rękawkiem oraz zdarte, ciemne jeansy i popędziłam do łazienki się przebrać. Wróciłam do pokoju z jego koszulką w dłoniach. Była ona przesiąknięta mocnymi, męskimi perfumami, które bardzo mi się podobały. To były tylko cholernie dobre i, na pewno, drogie perfumy mężczyzny, który sterował mną i moim życiem jak jakimś pionkiem. Prawie zadławiłam się śmiechem, kiedy dostrzegłam na stoliku nocnym szklankę pełną soku pomarańczowego. Naprawdę sądził, że byłam aż tak naiwna. Odnalazłam obok swój inhalator, po czym chwyciłam go i chowałam do tylnej kieszeni spodni. Schodziłam na dół i prawie zamarłam na jednym ze schodków. W przedpokoju nie było najmniejszego śladu po ruinach. Ściany wyglądały, jakby żaden wybuch nie miał tu nigdy miejsca, a wstawione nowe drzwi nie różniły się bardzo od starych. Miały po prostu ciemniejszy kolor i inną klamkę. Z wymalowanym szokiem na twarzy, weszłam niepewnie do kuchni. Na blacie leżała zaspana Kelly, która myła się za uchem. Moje usta od razu wykrzywiły się w dziwnym uśmiechu. Porwałam gwałtownie kotkę w ciasny uścisk i zaczęłam kręcić się z nią w kółko. Ona przestraszona zaczęła wbijać pazury w moją rękę, co zabolało bardziej niż powinno. Spojrzałam na moją dłoń pokrytą ciemnymi siniakami. W mojej głowie zabłysnął obraz ciężkiego buta przyciskającego moją skórę do ziemi. Nie rozumiałam, dlaczego mi pomógł. Byłam przekonana, że po prostu będzie stał i patrzył na moją powolną śmierć. Tego właśnie chciał, w takim przekonaniu mnie utwierdzał. Wzdrygnęłam się nieprzyjemnie na samą myśl, po czym przeniosłam wzrok na Kelly. Nadal gwałtownie się szarpała.
– Przepraszam. Tęskniłam za tobą. – Odłożyłam ją z powrotem na blat.
Chciałam nalać jej trochę wody do miseczki, ale ktoś już nawyraźniej mnie wyprzedził. Obok jednej stała druga, nowa, napełniona jakąś karmą. Zanim zdążyłam nad tym pomyśleć, mój telefon zaczął wibrować na blacie. Nie zauważyłam go wcześniej. Kliknęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam urządzenie do ucha.
– Ile spałam? – zapytałam bez zbędnych ogródek.
– Dwa dni.
Cholera jasna.

–Jak się czujesz? – zapytał mnie.
Zdziwiło mnie to pytanie, jednak nie musiałam wiele myśleć nad odpowiedzią.
– Psychicznie czy fizycznie?
Usłyszałam ciężkie westchnięcie.
– Darcy... – warknął. – Jak?
– Już lepiej. Dziękuję za uratowanie życia.
...i jego wcześniejsze zniszczenie.
– Nie rozklejaj się, czeka cię kolejne zadanie.
Jego ton znowu stał się oziębły, co okropnie mnie wystraszyło. Serce zaczęło szalenie kołatać w mojej piersi. Zaczęłam obgryzać nerwowo paznokcie.
– Nie rób tak – sapnął.
Powoli odsunęłam dłoń od ust. Prawie zapomniałam o tym, że byłam przez niego cały czas obserwowana.
– Przepraszam.
– Bardzo boli cię ręka?
To pytanie nie wydawało się troskliwe, a obojętne i retoryczne. Sam wyrządził mi tę krzywdę, więc doskonale znał odpowiedź. Przełknęłam głośno ślinę, czując powoli rosnącą we mnie irytację. Naprawdę nie chciałam o tym rozmawiać.
– Co mam zrobić? – pisnęłam zbyt głośno.
Zrobił coś, czego się nie spodziwałam. Zaśmiał się głośno w ten drwiący i przerażający sposób, od którego moja skóra aż cierpła. Nagle zrobiło mi się słabo. Przez moją głowę przelatywało mnóstwo okropnych myśli o zadaniu, które miałam za chwilę otrzymać. Spodziewałam się po nim wszystkiego. Wszystkiego, tylko nie tego.
– Utop Kelly w wannie, a odzyskasz siostrę. Daję ci dwie godziny. Tik, tak, Darcy. Śpiesz się.
I z tymi słowami zakończył połączenie.

Notka:
Wstrzymywałam się z publikacją tego rozdziału. Strasznie go nie lubię.

TRAP • malikWhere stories live. Discover now