sobota

261 50 16
                                    

        Wnętrze kawiarni nie było szczególnie ładne

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

        Wnętrze kawiarni nie było szczególnie ładne. Niewygodne, drewniane krzesła, brązowe ściany, jasna podłoga i kilka sztucznych kwiatów, które dzielnie próbowały ożywić to miejsce. Min Yoongi nie przepadał za patrzeniem na ten widok, ale frytki z serem i ziołami, które tu serwowano w śmiesznie niskiej cenie, były warte zniesienia tak nieciekawego wnętrza. Dlatego czerwonowłosy potrafił patrzeć tylko w dwa miejsca — na pyszny posiłek i na piękną twarz Park Jimina, z którym to zwykł tutaj przychodzić.

        Chłopak zajadał ze smakiem frytki, maczając je w sosie czosnkowym i zdawało się, że coś tak banalnego sprawia mu prawdziwą radość. Min Yoongiemu natomiast radość sprawiało obserwowanie przyjaciela. Jego serce wtedy szalało i zaburzało spokój, który w ostatnich dniach czuł. Miał wrażenie, że odebranie sobie możliwości patrzenia na tą pulchną twarz, to najgorsza kara jaką mógł sobie wymierzyć. Wiedział jednak, że jego masochistyczne zapędy musiały zostać zniszczone. Jego dusza potrzebowała wolności i zamierzał jej ją dać. Był przekonany, że to jedyna słuszna decyzja. Najlepsza jaką mógł podjąć.

        — Zaraz zjem wszystko — zagroził Jimin, wkładając do ust kolejną frytkę, a Yoongi uważnie obserwował, jak znika pomiędzy jego pełnymi wargami. Jak zwykle zamówili jedną porcję, którą przyszło im się dzielić, bo była wystarczająco duża, by zapełnić ich brzuchy.

        — Smacznego.

        — Poważnie? Dobrowolnie poddajesz się w walce o zjedzenie jak najwięcej fryteczek? — Jimin nawiązał do wyścigów, które czasami robili. Wygrywał ten, kto zjadł większą ilość punktów. Dzisiaj jednak Yoongi nie miał na to ochoty. Ostatnio praktycznie w ogóle nie jadł, zupełnie nie czując takiej potrzeby. Starał się zmuszać do przeżucia kilku kanapek rano, by mieć siłę dotrwać do końca tego tygodnia, ale nic poza tym. W końcu po co miał karmić ciało, które w krótce i tak miało zostać jedynie martwą powłoką? Nie widział w tym najmniejszego sensu.

        — Ten ostatni raz pozwolę ci wygrać.

        W słowach tych kryło się drugie dno. Było to ich ostatnie spotkanie, więc i ostatnia szansa do wygranego pojedynek — o ile można było mówić o uczciwej wygranej, gdy przeciwnik postanowił się poddać niemalże na starcie. Park Jimin jednak nie usłyszał w tych słowach tego, co powinien, ale świat nie miał o to do niego pretensji.

        — No, no. Nie sądziłem, że doczekam takich czasów.

        Jimin jadł, a Yoongi pogrążał się w swoich myślach.

        Przypomniał sobie ich pierwsze spotkanie, kiedy nauczyciele zmusili ich do wspólnego projektu, choć nowy uczeń w oczach czerwonowłosego wydawał się zbyt nudnym osobnikiem, by poświęcić mu swoją uwagę. Doskonale pamiętał uśmiechy, które Park mu posyłał i ciepłe słowa, które pokrzepiały jego serce, pozwalając przetrwać. Nie mógł też zapomnieć o zazdrości, którą czuł, gdy przyjaciel poznał swoją obecną dziewczynę i to jej postanowił poświęcać najwięcej uwagi. W jego głowie znowu zabrzmiały słowa Jisoo, która jako pierwsza dostrzegła miłość w oczach Yoongiego, gdy patrzył na swojego przyjaciela. Według niej był pedałem, podróbką faceta, obrzydliwą kreaturą, na którą patrzenie mogło wywołać jedynie wymioty. A Min Yoongi zgadzał się z każdym jej słowem, choć raniły one niczym wbijane w jego ciało ostrze noża. Jimin zmienił szkołę kilka miesięcy temu, więc nie mógł wiedzieć, z jakim obrzydzeniem ludzie zaczęli patrzeć na czerwonowłosego, który po prostu nie panował nad wyborami jego serca. Jego życie niespodziewanie zmieniło się w jeszcze większe piekło, tak jakby nie miał już wystarczająco problemów.

        Yoongi rozpadał się na milion kawałeczków, a Jimin tego nie dostrzegał, choć miał go przecież przed sobą. Nie potrafił zobaczyć nic poza jego wyobrażeniem o swoim przyjacielu. Bo w jego oczach Min był spokojną skałą, której nie mógł ruszyć nawet największy wiatr. Stworzył w swojej głowie fałszywą wizję jego osoby i nie mógł dostrzec nic poza nią. A dusza Min Yoongiego coraz szybciej umierała.

        Spotkanie to miało być pożegnaniem. Ich ostatnim wspólnie spędzonym czasem, które nie powinno przynieść kolejnej dawki cierpienia. A jednak serce Yoongiego krwawiło, choć wciąż w nim mieszkał spokój. W końcu wszystko miało wkrótce się skończyć, a myśl ta dodawała nastolatkowi siły.

        Nie był dzisiaj szczególnie rozmowny. Wolał słuchać historii swojego przyjaciela, by po raz ostatni móc obserwować emocje, które malowały się na jego pięknej twarzy. Nic poza tym się w tej chwili dla niego nie liczyło. Chciał poświęcić mu całą swoją uwagę chociaż ten ostatni raz, dlatego zdecydował się nawet odprowadzić go pod dom. Nie chciał rozstawać się z nim zbyt szybko, choć nie zamierzał też tego przedłużać. Po prostu musiał się z nim należycie pożegnać, by uwolnić swoje poranione serce.

        — Wiesz — zaczął, gdy byli już pod małym domkiem, w którym mieszkała rodzina Parków — twój uśmiech wiele razu pomógł mi przetrwać ciężkie chwile. Jestem ci winny za to podziękowania.

        — O, jak oficjalnie — zaśmiał się chłopak. — Cieszę się, że mogę choć trochę cię uszczęśliwić. Ludzie jak ty powinni mieć jak najwięcej szczęśliwych wspomnień.

        Jimin wiedział o problemach Yoongiego. Nie o wszystkich, ale wiedział. Przegadał z nim o tym wiele nocy, podziwiając jego siłę, dzięki której ten radził sobie z przeciwnościami losu. A przynajmniej wierzył, że tak właśnie było.

        Min Yoongi wziął głęboki wdech i przytulił do siebie przyjaciela, by móc poczuć ciepło bijące z jego ciała, a mniejszy od razu odwzajemnił uścisk. Był przyzwyczajony do takich gestów i nie widział w nich nic dziwnego. Nie wiedział, że czerwonowłosy nie lubi dotyku ludzi. Że stroni od naruszania przestrzeni osobistej, nawet gdy zna już kogoś dłużej. Po prostu jego relacja z Jiminem była inna, ale ten nie miał o tym pojęcia.

        — Możesz mi coś obiecać?

        — Co takiego?

        — Nie próbuj na siłę spełniać oczekiwań innych ludzi, ubieraj się cieplej, żeby nie zachorować, nie ignoruj nauki, przestań gubić swoje rzeczy i zrób wszystko, by być szczęśliwym, dobrze?

        — Dziwnie mówisz — stwierdził, a w jego głosie dało się słyszeć zaskoczenie. — Czemu mam ci coś takiego obiecać akurat teraz?

        — Po prostu chcę mieć pewność, że o to wszystko zadbasz, nawet gdy nie będzie mnie przy tobie.

        — Yoongs, przecież ty zawsze jesteś przy mnie, żeby truć mi na ten temat. Jesteś w tym jeszcze gorszy niż moja mama!

        — Obiecaj — naciskał, więc Jimin postanowił się poddać, nie rozumiejąc, o co chodzi w tej całej sytuacji, ale nie zmierzał też dociekać:

        — Okej, okej. Obiecuję.

        Uścisk Yoongiego zelżał i odsunął on delikatnie przyjaciela tak, by móc spojrzeć na jego twarz.

        — Przepraszam.

        — Za co przepraszasz? — Park coraz mniej rozumiał.

        — Za to, co teraz zrobię, ale ten jeden raz nie zamierzam się powstrzymywać.

        Jimin chciał zadać dziesiątki pytań, które nagle narodziły się w jego głowie. Chciał zrozumieć, co właśnie się działo i chciał odkryć sens dziwnego zachowania przyjaciela. W jego sercu narodziło się ziarenko niepokoju, bo niewątpliwie działo się tutaj coś dziwnego, ale poznanie odpowiedzi na dręczące go pytania, nie było mu dane. Niespodziewanie bowiem twarz Yoongiego przysunęła się niebezpiecznie blisko jego własnej, a ich usta na kilka sekund się połączyły. Momentalnie czas zaczął lecieć zupełnie inaczej, za nic mając wszelkie prawa, którymi powinien się kierować. Oddechy zmieszały się ze sobą, a dwa ciała zupełnie sparaliżowało. Yoongi nie próbował pogłębiać pocałunku. Musnął jedynie kilka razy delikatnie te pełne usta, które kusiły go od tak długiego czasu, by następnie odsunąć się na stosowną odległość. Widział szok na twarzy przyjaciela. Widział to, że ten obecnie wydaje się być zupełnie oderwany od rzeczywistości i uznał, że to idealny moment, by po prostu odejść, zanim wydarzy się coś, co kompletnie go zniszczy.

        — Żegnaj, Jiminnie — powiedział i odwrócił się na pięcie, by zaraz zniknąć za zakrętem. Park natomiast wciąż tkwił w tym samym miejscu, ledwo oddychając, choć jego serce zdawało się pracować szybciej niż kiedykolwiek, a bladą dłonią dotknął swoich ust, które przyjemnie go mrowiły.

Goodbye [Yoongi]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz