002

1.3K 240 29
                                    


Doktor Yoo wpatrywał się w Chanyeola z niedowierzeniem.

-Jesteś pewen? -maszyny wydawały z siebie znajome i uspokajające dźwięki.

-Tak. -Chanyeol był rozdrażniony. -Mówię ci. Moje serce biło. To było takie dziwne. Straszne. Byłem przerażony... -Doktor Yoo ponownie sprawdził maszyny i drugi raz tego dnia odpiął Chanyeola od natłoku technologii monitorującej jego zdrowie. -Cóż, Chanyeol. Póki co, nie ma żadnej zmiany w twoim stanie.

Serce Chanyeola nie biło.

Zsunął się z łóżka i złapał swój telefon. Napisał do Tiffany, aby przyjechała go odebrać. Spacer stracił swój urok i robiło się dość późno. Doktor Yoo wrócił do pokoju. -Cokolwiek się dzieje - dzwonisz do mnie, czy to dzień czy nos. Okej? -Chanyeol potaknął. -Mówię poważnie. Twoje serce nie zabiło od 25 lat. To nieprzewidywalna sytuacja Chanyeol. -Park potaknął.

-Dziękuję, doktorze. -uśmiechnął się, wychodząc.

Był tak bardzo zdziwiony. Jego serce naprawdę zaczęło bić. To jakby być ślepym i nagle móc widzieć. Był pewien, że się nie pomylił. Może to był szok wywołany nagłym uderzeniem. Czy ten chłopak nie mógł patrzeć jak idzie? Dzień Chanyeola szedł tak dobrze, a potem wszystko się spieprzyło, kiedy ten chłopak na niego wpadł.

Ten chłopak.

Chanyeol pamiętał każdy detal jego twarzy. Był mały, nawet drobnym zwłaszcza w porównaniu z Chanyeolem, który czasem czuł się jak gigant. Jego delikatne włosy i przyjazne, ciepłe oczy, które tak ekspresyjnie wyrażały jego przeprosiny za wpadnięcie na kawę Chanyeola.

Park zapomniał o kawie. Spojrzał w dół na swoją koszulkę, ładną, szarą z kołnierzykiem w serek, która teraz pachniała jak latte o smaku orzecha laskowego. Będzie plama. Będzie musiał ją wyrzucić. Westchnął.

Słońce rozpoczynało swoje powolne zejście za horyzont, kiedy Tiffany zatrzymała się przed szpitalem. -Późno tu jesteś. -uśmiechnęła się, kiedy usiadł na miejscu pasażera. 

-Doktor Yoo zaprosił jakichś studentów medycyny, żeby na mnie popatrzyli. -zaśmiał się, aby ukryć swoje kłamstwo. Nie chciał jej mówić. Martwiłaby się. Zadawałaby pytania, na które nie chciał odpowiadać. Wiozła ich przez autostradę w kierunku domu Chanyeola w ciszy, kiedy ten przewijał stronę główną swojego Instagrama.

'praca w toku, etap 2'. Chanyeol podwójnie kliknął w post i serduszko pojawiło się na chwilę nad estetycznie zaspokajającym zdjęciem. Małe płótno, ukazujące w pół namalowaną gałąź drzewa wiśni, leżało na trawie w obecności paru, artystycznie ułożonych pędzli i pojedyńczej gałązki drzewa wiśni kompletującej cały widok. Chanyeol naprawdę uwielbiał prace i oko do sztuki tej osoby.

Przypomniał sobie drobnego mężczyznę z kawiarni, zbierającego swoje pędzle i farby. Wydawał się być prawdziwą katastrofą. Jednym z tych ludzi, którzy byli jak chodzący huragan, przewracających rzeczy i robiących hałas, przynoszących chaos, gdziekolwiek się znajdą. Ale dlaczego? Dlaczego jego serce wybrało akurat ten moment, aby ożyć? Chanyeol niechętnie zadrżał. Tiffany rzuciła mu spojrzenie, prowadząc. 

-Jesteś pewien, że wszystko w porządku? -spytała. Westchnął.

-Tak. Jestem po prostu zirytowany, bo jakiś koleś wylał na mnie kawę. To był długi dzień. 

Wróciła wzrokiem na drogę, kiedy auto sunęło wzdłuż wietrznego klifu prowadzącego do domu.

-Chcesz żebym coś ugotowała? -spytała Tiffany. 

-Nie dzięki. -była słodka. Miał szczęście, że ją miał i wiedział o tym. -Chcę się po prostu pozbyć zapachu kawy. -udał się na górę i włączył prysznic. Rozebrał się i wchodząc do kabiny, pozwolił gorącej wodzie otoczyć go. Znów pomyślał o tym chłopaku. Jego twarz była taka delikatna. Był niemal wystarczająco ładny, aby być dziewczyną. Woda spływała po jego twarzy, kiedy zacisnął oczy i przypomniał sobie strapiony wyraz twarzy chłopaka, kiedy na niego nakrzyczał. Chanyeol czuł się źle. Ten biedny chłopak wyglądał na zdewastowanego.

Trzepot 

To nie do końca było bicie, jednak niemal to poczuł. Stojąc pod prysznicem, z głową pod wodą, to było niemal, jakby motyl przeleciał przez jego klatkę piersiową. Pomyślał o zadzwonieniu do doktora Yoo, jednak tym razem nie był do końca pewien. To był długi dzień. Wyłączył wodę i wyszedł z kabiny. Susząc i ubierając się, zastanawiał się co zrobić. Jeśli to byłby film, powtórzyłbym wszystkie moje kroki, pomyślał i uznał, że to najlepsze, co może zrobić. Jutro wróci do kawiarni.


Baekhyun leżał płasko na placach na swojej kanapie. Jego mieszkanie było małe, ale lubił je takie, jakie było. Sam był małą osobą, więc małe mieszkanie do niego pasowało. To nie było wiele, jednak wszystko co miał, zdobył dzięki swojej sztuce. Mieszkanie było wypełnione eklektyczną kolekcją jego dzieł i dzieł innych, niedopasowanych mebli z second hand'u, które przykuły jego wzrok, i wszystkiego innego co przyciągnęło jego uwagę. Po domu rozłożone były stosy starych książek, a duża, metalowa figura ptaka ibis, którą stworzył na swojej uczelni, dumnie zajmowała swoje miejsce w salonie.

Jego telefon zawibrował. Jessica. Przewrócił oczami. Ich związek był w złym stanie, po prostu ona jeszcze tego nie zrozumiała. Trzy lata temu, kiedy zaczęli się umawiać, była dumna ze swojego chłopaka artysty. Ciągła go ze sobą wszędzie, ubierała  w swoje najnowsze kolekcje, wplatała jego sztukę w swoje pokazy mody. Ale od kiedy jej dom mody odniósł sukces, wszystko się zmieniło. Teraz obchodziły ją tylko rzeczy materialne. Ta impreza, ten pokaz mody, kto usiadł obok kogo na seulskim Fashion Week.

Zrelaksował się, wiedząc, że nie przyjdzie do jej mieszkania. Nienawidziła drobnych gabarytów jego apartamentu. Ona miała mieszkanie w centrum miasta, duże i nowoczesne, udekorowane klastycznym stylem minimalistycznym. Baekhyun go nienawidził. Kiedykolwiek tam był, miał wrażenie, że jest w szpitalu. Kroplą, która przelała czarę goryczy, była sytuacja, kiedy ojciec Jessici zaoferował Baekhyunowi pracę w jego filmie reklamowej. Jessica chciała, żeby sprzedał całą swoją sztukę. Wiedział, że już nie był dla niej wystarczający. Ona się zmieniła, on nie.

Wstał i przygotował ramen. Jessica wyszłaby do pięcio-gwiazdkowej restauracji, bardziej zainteresowana w oglądaniu, niż jedzeniu, wraz z jej grupą przyjaciółek przyklejonych do niej. Wolał być tutaj ze swoim ramenem. Mógł je sobie wyobrazić, ubrane w różne wariacje tego samego outfitu, szepczące i opierdalające kogoś między sobą. Przypominały mu grupę pingwinów, kiwających głosami i skrzeczących do siebie nawzajem.

Jego myśli powędrowały do dzisiejszych szalonych wydarzeń. Miał problem ze skupieniem się na swoim obrazie po tym, jak ten biedny chłopak miał atak serca. Nie mógł przestać zastanawiać się, czy wszystko z nim w porządku. Szpital był stosunkowo blisko i musiał po prostu założyć, że udało mu się bezpiecznie dotrzeć. Czuł się jednak źle. Chciałby, żeby był jakiś sposób, żeby dowiedział się o stanie chłopaka.

hush [TŁUMACZENIE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz