"Nie możemy"

25.2K 1.5K 1.1K
                                    

Może tak maraton, na dobre rozpoczęcie weekendu? :D 

1/3

Wyszliśmy przed budynek, gdzie na szczęście już nie było pieprzonych fotoreporterów. Widziałem wahanie na twarzy Jane, gdy zapytałem, czy się przejdziemy. I tak naprawdę to do teraz nie wiem, co mi strzeliło z tym do głowy, ale być może to dlatego, że desperacko potrzebowałem jej bliskości. Po prostu żeby była. 

Trzymając ją przez te kilka sekund w ramionach, czułem po prostu, że wszystko było na swoim miejscu. Niestety wszystko co dobre, miało złe zakończenie i szybko się kończyło. Tańcząc z nią od razu przypomniał mi się nasz ostatni taniec na szkolnym balu.

- Więc, co u ciebie słychać? - Zapytała, nawet na mnie nie patrząc. Westchnąłem ciężko i kopiąc mały kamień, odwróciłem głowę w jej stronę. Była zbyt idealna, to jedyne, czego byłem wtedy pewien. 

- Bywało lepiej - odpowiedziałem, a ta skinęła głową na znak, że rozumie. I na tym temat się skończył. Po raz kolejny nie wiedziałem jaki temat mogłem poruszyć i w ogóle o czym z nią rozmawiać. Do przeszłości nie chciałem wracać bo nie był to ani mój, ani jej ulubiony temat. - Więc, macie już wszystko zaplanowane? - Zapytałem, a żołądek zacisnął mi się w supeł. 

- W sensie? - Zaśmiała się, przez co kąciki moich ust ruszyły do góry. Słysząc jej śmiech, niemożliwe było to, aby się nie uśmiechnąć. 

- Wesele - mruknąłem cicho. - Ślub i wszystkie inne gówna związane z tym - wzruszyłem ramionami, udając jak najbardziej obojętnego. Obojętność to ostatnie co zostało mi w tej sytuacji. 

- Ach, tak - uśmiechnęła się pod nosem i odwróciła głowę w moją stronę. 

- Wymarzony ślub z bajki, mam rozumieć? - Zaśmiałem się mimo, że w środku czułem jak serce mnie kuje. 

- Chyba tak - posłała mi lekki uśmiech, a ja przytaknąłem głową. Wzdychając cicho, rozejrzałem się dookoła. Kiedyś bywaliśmy razem w tej dzielnicy i to nie raz. Nawet Zack z Vanessą nawet czasami nam wtedy towarzyszyli. Tle wspomnień, a żadnego nie mogłem jej pokazać, przypomnieć. Ostatnie czego chciałem, to kłócić się z nią, przez to, że nadal wspominam coś, co nigdy nie wróci. 

Jeśli nie mogłem jej mieć, chciałem być chociaż kimś, z kim będzie mogłam porozmawiać. 

- Utrzymujesz kontakt z Vanessą? - Zapytała, czym kompletnie zbiła mnie z tropu. Zmarszczyłem brwi i posłałem jej pytające spojrzenie, jednak ta miała wzrok wbity w chodnik przed sobą. 

- Tak - odchrząknąłem. - Ostatnio z nią rozmawiałem, spotykamy się dosyć często - westchnąłem.

- Cóż, chociaż ty masz z nią kontakt - zaśmiała simę bez krzty wesołości. Zostawiłem to bez odpowiedzi, bo dobrze wiedziałem, że między Jane a Vanessą nie układało się zbytnio dobrze. Jeśli w ogóle można tak nazwać relację, podczas której ostatni raz rozmawiało się prawie dwa lata temu. 

Kurwa, to wszystko naprawdę było popieprzone. Te parę lat temu, byliśmy paczką w której każdy za każdego poszedłby w ogień. A teraz nawet nie mieliśmy do siebie numerów telefonu. Byliśmy dowodem na to, jak bardzo życie potrafi być przewrotne. 

Pokręciłem niezauważalnie głową. Pusto patrzyłem przed siebie, chcąc znaleźć jakiś punkt zaczepienia, jednak nic takiego nie mogłem znaleźć. Tak naprawdę to nawet nie wiedziałem, gdzie szliśmy. I wątpię, że moja towarzyszka wiedziała. 

Nagle owiał nas dosyć chłodny wiatr, przez który na moich ustach pojawił się lekki grymas niezadowolenia. Jednak moje niezadowolenie poszło w odstawkę, gdy usłyszałem jak Jane wciąga z sykiem powietrze i obejmuje się ciasno rękoma. Uśmiechnąłem się sam do siebie, bo cholera, ona nigdy nie ubierała się adekwatnie do pogody. Rozbawiony zdjąłem z siebie marynarkę i szybko zarzuciłem ją jej na ramiona. 

Wybacz, ale wciąż cię kocham ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz