Epilog

3.6K 188 51
                                    

Błąkałam się po ciemnych zakamarkach drugiej strony, w poszukiwaniu miejsca dla siebie. Mroczność tego miejsca przerażała mnie bardziej, niż spotkanie z wampirami, wilkołakami, hybrydami czy czarownicami. Choć te ostatnie nie były straszne. Sama byłam jedną z nich.

No właśnie. Byłam.

Nie wiedziałam ile minęło od tamtego zaklęcia. Kilka dni? Miesięcy? Tutaj wszystko wyglądało tak samo, a upływającego czasu nie dało się zmierzyć. 

- Więc tak wygląda śmierć? - spytałam siebie. - Myślałam, że jest fajniejsza.

Szłam przed siebie, nie wiedząc dokąd zmierzam i czy istnieje coś więcej niż ciemna pustka. Czułam się samotna, a nieustanna cisza sprawiała, że lada moment zwariuję. Musiałam do siebie gadać, by jakoś trzymać swoją psychikę w ryzach.

- To nie śmierć, droga Felicyty - usłyszałam głos. 

Odwróciłam i się i rozejrzałam po pustkowiu.

- Kto to powiedział? Pokaż się!

Z ciemności wyłoniła się kobieta. Ta sama, która podczas zaklęcia prosiła mnie o ofiarę. Miała długie blond włosy. Jasna cera wyglądała jak szklana porcelana, a jej ubiór przypominał strój anioła.

- Jesteś w fazie...przejściowej - powiedziała.

- Co to znaczy? Nie umarłam? Przecież wbiłam sobie nóż w serce!

- Twoje ciało obumarło, ale dusza żyje. Czekasz na proces. - Chciałam jej przerwać i zapytać, ale jej mina była sroga, więc zamilkłam. - Razem ze starszyzną rozmawialiśmy o twoim oddaniu całej tej sprawie. Esther została ukarana za to, czego dokonała tysiąc lat temu. Twoja śmierć...była bardzo stanowcza. Wiedziałaś, że musisz umrzeć, a jednak rzuciłaś ostateczne zaklęcie.

- Chciałam tego dla moich przyjaciół i bliskich. Esther również zrobiła to, by chronić swoje dzieci. Zrobiła to dla nich. 

- Naprawiłaś jej błąd, za co jesteśmy ci ogromnie wdzięczni i pod wrażeniem, że nawet sobie odebrałaś moc. Mogłaś przemienić tylko wampiry. Potem jednak znalazłaby się czarownica, która chciałaby dla swoich dzieci nieśmiertelności. Wykazałaś się wielką odwagą, jak i rozumem i sprytem. Świat zamieszkuje teraz miliardy zwykłych ludzi i tylko ludzi. Nikt nie ma w sobie ani grama tego co nadprzyrodzone. Dlatego cała starszyzna postanowiła oddać ci życie. Zasługujesz na nie bardziej niż którekolwiek z nich...

***

Zachłysnęłam się powietrzem, gdyż zachłannie wzięłam go za dużo. Podniosłam się z pozycji leżącej i odkryłam, że leżę w swoim pokoju w Mystic Falls. Nie było w nim nikogo. Byłam sama i byłam ubrana w pudrową sukienkę z długimi rękawami.  Ile mnie nie było?

Wstałam z łóżka i zdziwiona postawiłam pierwszy krok, nie odczuwając słabości. Byłam, jak nowo narodzona. Pełna sił i energii. Zakręciłam się kilka razy i zaśmiałam. Żyłam. Podbiegłam do okna i otworzyłam je, wpuszczając do mojego pokoju odrobinę świeżego powietrza. 

Wyszłam na korytarz.

- Halo?!

Po chwili usłyszałam kroki. Wolne, niezdecydowane. Zza rogu wyłonił się Jeremy, który wyglądał jakby zobaczył ducha. Podbiegłam do niego i uściskałam sprawdzając czy rzeczywiście żyję. Mój bliźniak również nie wierzył w to, co się dzieje.

- Elena! Kol!

Chwilę zajęło im zwleczenie się na dół. Nie byli już wampirami. 

Moja siostra ubrana w szlafrok popłakała się na mój widok. Ja również nie mogłam powstrzymać łez. Objęłam siostrę tak mocno, aż obie poczułyśmy ból w kościach. Kiedy zobaczyłam Kola, serce mi się uradowało. Mimo, że jego oczy były podkrążone i zaczerwienione od płaczu, nadal wyglądał przystojnie. Pocałowałam go, a on dotykał mnie jakby nie wierzył, że to rzeczywiście ja.

Little WitchWhere stories live. Discover now