Rozdział 8

5.3K 269 22
                                    

Pechowe urodziny.

Zabrałam samochód Eleny i pojechałam pod wyznaczony adres. Podjazd był całkiem spory. Na jego środku stała fontanna. Dom był biały i wielki. Pomieściłby trzy rodziny. Zaparkowałam i podeszłam do drzwi. Chciałam już nadusić na dzwonek, ale drzwi się otwarły. Moim oczom ukazał się blondyn. Uśmiechał się.

- Kazałeś przyjechać - powiedziałam. - O co chodzi?

- Ciebie też miło widzieć, Felicyty.

Czemu za każdym razem wymawia moje imię? Wpuścił mnie do środka, po czym kazał iść za sobą prosto, aż do olbrzymiego salonu. Na środku stała sofa, a przed nią podłużny stolik i dwa skórzane fotele. Na stoliku była rozłożona mapa, kieliszek, a dookoła niej świece.

Spojrzałam zdziwiona na Klausa. Kiedy pochwyciłam jego wzrok wskazałam na stolik, a on uśmiechnął się z wyższością.

- Jeśli wytropisz gdzie znajdują się trumny, zostawię cię i przyjaciół w spokoju. Nikt nie ucierpi - wyjaśnił.

- A co z Eleną? Nie weźmiesz już ani kropli jej krwi?

Westchnął.

- Felicyty. Krew sobowtóra jest mi potrzebna do tworzenia hybryd.

Wzniosłam oczy do nieba. Boże co za gościu. Uparty jak osioł. Nie zamierzałam jednak się poddawać. Musiałam wynegocjować coś więcej.

- Po co ci one?

- Żeby mieć armię.

Zaśmiałam się i spojrzałam na niego z kpiącym uśmieszkiem na twarzy.

- Nie jesteś wystarczająco silny?

Wielka, najpotężniejsza hybryda wilkołaka i wampira twierdzi, że chce swoją armię?

- Rzucisz to zaklęcie?

Patrzyłam się chwilę na stolik. Uśmiechnęłam się wpadając na genialny plan.

- Najpierw chce zobaczyć Rebekę.

Mężczyzna zacisnął pięść i szczękę. Chwycił mnie za ramie i zaczął prowadzić do jakiegoś pokoju. Było ciemno i nic nie widziałam. Zaczynałam się bać. Nagle jasne światło wypełniło ciemnozielony pokój. Znajdowała się tu tylko ciemnobrązowa trumna. Klaus podszedł do niej i położył dłonie. Podeszłam bliżej, a on ją otworzył. To co zobaczyłam w środku, było przerażające. Myślałam, że zemdleje. Rebekah leżała na białym aksamitnym materiale. Miała na sobie czerwoną sukienkę mini. Włosy miała rozpuszczone, a skórę bladą, prawie szarą. Powychodziły jej wszystkie żyły jakie miała. W pierś miała wbity srebrny sztylet.

- Ona...ona żyje? - spytałam.

- Oczywiście, że tak. Sztylet tylko usypia Pierwotnych.

Klaus patrzył na siostrę z troską. Czemu ona tutaj leży? Czemu nie wyjmie jej tego sztyletu?

Mieszaniec szybko zamknął trumnę.

- Kiedy rzucisz to zaklęcie i odzyskam wszystkie trumny, ożywię ją.

Myślałam chwilę nad tym. Wiedziałam, że w ten sposób sprzeciwiam się siostrze, ale chciałam żeby Klaus w końcu zostawił nas w spokoju. Chciałam zacząć w miarę normalnie żyć. Z wampirami, wilkołakami i czarownicami.

Zgodziłam się i znów wróciliśmy do salonu. Idąc zapaliłam wszystkie świece skinieniem dłoni. Usiadłam na kolanach przy stoliku. Klaus wziął kieliszek i nagryzł sobie wnętrze dłoni. Zacinał ją w pięść powodując, że krew wypełniła połowę kielich. Podał mi go. Wylałam jego krew na mapę i zaczęłam wymawiać zaklęcie. Miałam zamknięte oczy, więc nie widziałam czy działało. Miałam jednak taką nadzieję. Kiedy poczułam ciepło otworzyłam oczy. Płomienie ze świec buchały wściekle.

Little WitchOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz