Rozdział 34

3K 180 8
                                    

Koniec Żniw.

Od kiedy Klaus włada Nowym Orleanem, a Marcel jest jego prawą ręką Rebekah chodzi wkurzona. Jest zła na obydwu mężczyzn. Wcale jej się nie dziwię. Marcel musi być lojalny Klausowi, a blondynka szczerze nim gardzi. Denerwuje ją zachowanie ciemnoskórego, jednak wie, że robi to, by hybryda mu zaufała. 

Klaus nie mógł długo wytrzymać bez rodziny. Chciał mieć ich blisko siebie oraz chciał mieć przy sobie mnie, dodatkową czarownicę. Wiedział, że Davina nie będzie chciała dla niego czarować, dlatego potrzebował mnie.

Dzisiejszego dnia, Nowy Orlean świętował Dzień Dziewczyny ze szkatułką. Historię opowiedziała mi Rebekah dzisiejszego ranka. 

- Od wieków ludzie przybywali do Nowego Orleanu, by zacząć nowe życie licząc, że odnajdą bogactwo, przygodę, miłość. Młode francuski z towarzystwa przybywały, by poślubić Nowo Orleańskiego dżentelmena. Nazywano je dziewczętami ze szkatułką. Nie zdawały sobie sprawy, że mężczyznom, których oczekiwały, daleko było do dżentelmenów. Uratowałam je od ich wstrętnych łapsk. 

Gdy rano wyszłam na dziedziniec domu usłyszałam oburzone krzyki Klausa. Davina uciekła od niego zeszłej nocy. Szybko się zorientowałeś, Nik. Był wściekły zarówno na dziewczynę jak i na jej przybranego ojca. 

- Więc zwiała przez ciebie - Usłyszałam głos Rebeki. Spojrzałam na jej przedmówczynię. Hayley. Ciekawe co jej nagadała. 

Musiałam zacząć działać. Pobiegłam do jej pokoju. Przeszukałam rzeczy i znalazłam szczotkę do włosów. Rzuciłam szybkie zaklęcie lokalizujące. Wiedźmy wykorzystają okazję, by dorwać Davinę więc musiałam znaleźć ją pierwsza. 

Dzielnica mojego miejsca zamieszkania pękała w szwach od liczebności ludzi. Wszyscy w przebraniach. Trudno było się przedostać przez te tłumy. Widocznie historia Dziewczyn ze szkatułką była dla nich szczególnie ważna.

Szybko znalazłam mieszkanie Cami, w którym była Davina. Wszystko dzięki zaklęciu lokalizującemu. Usłyszałam głosy dochodzące z mieszkania i wiedziałam, że tam jest. Otworzyłam drzwi i nie zdążyłam się przywitać. Zostałam popchnięta na ścianę za drzwiami. Moc uderzenia była bardzo silna.

- O cholera! - krzyknęła Davina podbiegając do mnie. - Tak bardzo cię przepraszam Felicyty!

Dziewczyna pomogła mi wstać i zaprowadziła do mieszkania, po czym usiadłam na krześle. Złapałam się za głowę i rozejrzałam dookoła. W mieszkaniu znajdowała się blondynka i brunet. Nie znałam go, ale wyczułam, że był wampirem. 

- Nie uciekniecie z Nowego Orleanu - powiedziałam. - Was jest tylko dwie, a ich cały sabat. 

- Więc pomóż nam - powiedziała błagającym tonem Davina. - Znasz jakiś sposób? 

- Musisz pokonać te czarownice.

Brunetka z pewnością nie to chciała usłyszeć. Niestety nie dało się w inny sposób tego rozegrać. Musiał stawić im czoła i je zabić. 

- Cami i Josh zostaniecie tutaj, a ja z Felicyty zwabimy czarownice - poinstruowała Davina.

Blondynka sprzeciwiła się. Czuła się odpowiedzialna za dziewczynę. Chciała jej pomóc, tak jak ona jej pomogła odzyskać ukryte wspomnienia. 

Camille poszła z nami do kościoła. Od początku uważałam, że to zły pomysł. Wystawi się tylko na niebezpieczeństwo. 

- Jaki masz stosunek z Mikaelsonami?

- Z Rebeką jesteśmy przyjaciółkami, jej zmarły brat był tak jakby moim chłopakiem...

- Tak jakby?

Little WitchOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz