Boże narodzenie (part 3)

518 52 25
                                    

- Dziękujemy za gościnę – John uśmiechnął się ciepło do pani Holmes, podczas gdy Sherlock pakował ich torby do bagażnika. Przez te półtora dnia pobytu u rodziców detektywa wyjaśnili sobie wiele spraw, w końcu naprawdę szczerze porozmawiali, a to tylko zacieśniło więź pomiędzy nimi.

- To nic takiego, słońce – kobieta przytuliła go, a John przez chwilę poczuł się jakby był w objęciach matki, z którą nigdy nie dane mu było spędzić tyle czasu, ile by chciał. - Powinniście wpadać do nas częściej – oświadczyła, po czym wypuściła doktora, a ten podszedł do samochodu, obserwując z uwagą jak jego ukochany trzaska klapą bagażnika. - Sherlock! Nie pożegnasz się z mamą? - obruszyła się, patrząc jak jej syn otwiera sobie drzwi od strony kierowcy.

- Do zobaczenia, mamo – rzucił brunet, starając się zabrzmieć chociaż trochę emocjonalnie. Pani Holmes pokręciła głową, ale nic nie powiedziała. Detektyw zasiadł za kierownicą i wyciągnął się ku drugim drzwiom, otwierając je przed przyjacielem. - Wsiadaj. Boję się, że jeśli nie wrócimy na czas, Lestrade znowu zrobi mi jakiś niedorzeczny nalot narkotykowy, a obydwaj wiemy, co aktualnie trzymamy w mojej szafie – syknął przyciszonym głosem, po czym przekręcił kluczyki w stacyjce. Silnik warknął niczym wściekła bestia, a Sherlock zaczekał aż Watson zapnie pasy i ruszył z miejsca tak nagle, że ich obu wcisnęło w siedzenia, a kierowca o mały włos nie potrącił własnej matki.

Już po chwili lśniący, niebieski Nissan mknął niczym żelazny taran po wyboistej, asfaltowej drodze. John co chwila obrzucał ukochanego uważnym spojrzeniem, sprawdzając, czy ten aby na pewno trzyma kierownicę dwiema rękami. Jednak gdy pozwolił sobie na chwilę nieuwagi, poczuł nagle ciepły oddech tuż przy swoim uchu, a kiedy odwrócił się w tamtą stronę, usta Sherlocka dosłownie zmiażdżyły jego własne.

- SHERLOCK! KIEROWNICA! - krzyknął przerażony doktor, jednak brunet zdawał się nic sobie z tego nie robić. Znów spróbował dobrać się do doktora, ale ten odepchnął go od siebie. - CZŁOWIEKU, CHCESZ NAS ZABIĆ?!

- Uspokój się, John. Znalazłem funkcję autopilota. Nie myślałeś chyba, że Mycroft tak po prostu kupił ten samochód? - prychnął Holmes, krzyżując ręce na piersi i robiąc urażoną minę, której – przynajmniej do tej pory - Watson naprawdę nie potrafił się oprzeć.

- Chcesz mi powiedzieć, że przez ten cały czas gdy prowadziłem to cholerne auto stresowałem się bez potrzeby, bo twój brat przy nim grzebał i umie prowadzić się samo? - syknął, przykładając sobie do czoła zimną dłoń, po czym spiorunował narzeczonego wściekłym wzrokiem spomiędzy palców.

- Tak jakby – Sherlock przywołał minę kompletnego niewiniątka i uśmiechnął się leciutko, gdy John westchnął.

- Strasznie szybko dzisiaj zmieniasz wyrazy twarzy – zauważył doktor, unosząc wymownie do góry jedną brew.

- Powiadasz? - Holmes chwycił kierownicę jedną ręką, żeby ludzie jadący z naprzeciwka nie przestraszyli się, że auto może w każdej chwili wjechać do rowu.

- Mmm – mruknął Watson i uśmiechnął się chytrze. - A skoro auto prowadzi się samo, chciałbym zobaczyć twoją twarz „do seksu" - oznajmił z wyjątkowo spokojną miną, patrząc na detektywa wymownie, a ten pobladł gwałtownie, jednak momentalnie wróciły mu kolory.

- Och, John... - szepnął i pocałował czule swojego partnera. Doktor przygryzł jego dolną wargę i pociągnął za nią, a następnie odsunął od siebie Sherlocka, który popatrzył na niego z rumieńcem, lekko opuchniętymi ustami i iskierkami w błękitnych oczach. - Taką twarz? - wymruczał z półuśmiechem.

- Dokładnie – Watson oblizał usta. - A teraz wracaj do prowadzenia – dodał i odwrócił się od narzeczonego, wbijając wzrok w okno i pozostawiając mężczyznę pobudzonego i nakręconego, w zupełnym szoku po tym, co się właśnie stało.
* * *
- Jezu – detektyw jęknął przeciągle i runął jak długi na kanapę, ignorując fakt, że mógł przy tym solidnie przywalić głową o podłokietnik.

- Nic już dzisiaj nie zrobię – wydusił z siebie John, rzucając bagaże przy wejściu i upadając na ukochanego, który stęknął, ale nic nie powiedział, bo już po chwili blondyn zamknął go w żelaznym uścisku swoich ramion.

- Zamierzamy spać na kanapie? - mruknął Sherlock, układając ręce tak, żeby było mu wygodnie.

- Nie mam siły przejść do sypialni – oznajmił wyraźnie zaspany doktor, układając głowę między łopatkami narzeczonego.

- W takim razie, bardzo chętnie cię tam zaniosę – brunet uśmiechnął się chytrze i przekręcił się na plecy, z trudem podniósł się, a następnie wziął Johna na ręce w stylu „na pannę młodą" i chwiejnymi krokami, wśród zdenerwowanych i przerażonych okrzyków ukochanego, przetransportował go do swojego pokoju i rzucił na łóżko, by następnie nakryć go kołdrą i wpełznąć na miejsce obok niego.

- Dobranoc – wymamrotali jednocześnie, zanim jeszcze odpłynęli do krainy Morfeusza. Byli niemal pewni, że te święta nie mogły być lepsze.
~
...w przeciwieństwie do tego rozdziału.
Załamuję się nad sobą. Każdy kolejny rozdział jest coraz krótszy, chociaż tutaj minimum miało wynosić 1500 słów.

Cóż, nie wyszło.

W mediach macie jedyną rzecz, dzięki której ten rozdział w ogóle został przelany na słowa. Dziękuję też MellodyAdler za to, że wisiała ze mną na telefonie i inspirowała mnie do pisania, chociaż pewnie nie miała o tym pojęcia.

Jutro, punkt północ, pojawi się tutaj rozdział sylwestrowy. Może chociaż jego nie zawalę.

Miłej nocy.

✔Grudzień 2017 || Johnlock✔Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin