Boże narodzenie (part 2)

520 64 36
                                    

UWAGA!
W rozdziale występuje gwałtowna huśtawka emocjonalna.
~
- No więc? - pani Holmes zmierzyła siedzącego naprzeciwko niej syna wesołym, rozentuzjazmowanym wzrokiem.

- Co więc? - Sherlock podniósł wzrok znad talerza i przełknął ziemniaki, marszcząc brwi.

- Mycroft mówił, że się oświadczyłeś – obydwaj mężczyźni gwałtownie zarumienili się, chociaż u Johna nie było to aż tak bardzo widoczne. - Panna Adler wróciła do Londynu? - zapytała z uśmiechem, a Sherlock wytrzeszczył oczy, krztusząc się rybą i odwracając głowę, żeby przypadkiem nie opluć stołu. Watson klepnął go mocno w plecy, a detektyw zaczerpnął gwałtownie powietrza.

- Przepraszam – bąknął, patrząc na zdziwione miny rodziców. - Nie, to nie ona – dodał ze złością i rzucił Johnowi niepewne spojrzenie. Doktor wzruszył ramionami, niezbyt pewien, co ma powiedzieć. Wtedy też pan Holmes spojrzał mu na ręce i szturchnął lekko żonę, która popatrzyła uważniej na swoich gości i uśmiechnęła się szeroko.

- Planujecie ślub? - zapytała, nakładając sobie na talerz sałatki z groszkiem.

Tym razem to Watson dostał ataku kaszlu i o mały włos nie udusił się kawałkiem kaczki. Rzecz jasna, Sherlock uratował go, rewanżując się potężnym uderzeniem w plecy, na co blondyn syknął z bólu, piorunując go niezadowolonym spojrzeniem, a następnie znów usiadł prosto na krześle, spuszczając wzrok.

- Jeszcze o tym nie myśleliśmy – mruknął, biorąc do ust trochę bigosu i popijając go tradycyjnym kompotem z suszu.

- A co z miesiącem miodowym? Kotku, myślisz że Myc pożyczy chłopcom wyspę na kilka tygodni? - zwróciła się do męża, podczas gdy Sherlock i John spojrzeli po sobie, otwierając szeroko oczy. Mimo wszystko, żaden z nich nie miał odwagi się odezwać.

- Myślę, że powinniśmy dać im trochę czasu – oświadczył ze stoickim spokojem ojciec detektywa, patrząc na kobietę wymownie, po czym przeniósł wzrok na swoich gości, uśmiechając się lekko. - Właśnie, jak Mycroft? Czasem dzwoni powiedzieć nam, co u ciebie, ale jakoś niespecjalnie kwapi się do opowiadania o swoim życiu – powiedział, nabijając na widelec połówkę ziemniaka.

- W zasadzie to-

- Aktualnie nie jest w Korei, jak wam powiedział, ale w Londynie, razem ze swoim – od wczoraj narzeczonym – Gregiem Lestrade. Nie będę przytaczał szczegółów, ponieważ jesteśmy aktualnie w trakcie jedzenia i sam nie chcę psuć sobie apetytu, jednak gdybyście bardzo chcieli dowiedzieć się czegoś więcej, wiecie dokładnie gdzie w tym domu jest mój pokój – wyrzucił z siebie na jednym wydechu detektyw, przerywając Watsonowi zaczętą wypowiedź, a następnie jak gdyby nigdy nic powrócił do jedzenia zaczętej już wcześniej ryby. Całkowicie zignorował zszokowane spojrzenia pozostałej trójki obecnej przy stole, skupiając się w pełni na jedzeniu, co i tak było rzadkim zjawiskiem.
* * *
Sherlock otworzył powoli jedne z drzwi na prawo od schodów. Zawiasy skrzypnęły cicho, podobnie jak jedna z desek w podłodze, kiedy doktor postawił na niej krok.

- A więc to był twój pokój, kiedy chodziłeś do liceum? - John rozejrzał się z zachwytem dookoła. Niektóre rzeczy pokryte były warstwą kurzu, bałagan na biurku wyglądał na nietknięty od wielu lat, jednak meble, pościel na sporym łóżku, dywan i okna były zupełnie czyste, podobnie jak i część półek.

Watson podszedł do komody, na której stała tylko jedna, zakurzona ramka.

A w niej stare, częściowo już wyblakłe zdjęcie blondwłosego chłopaka w czerwonej bluzie. Stał tyłem do fotografa, ale głowę odwrócił bokiem i widać było wyraźnie, że patrzy w obiektyw. Uśmiechał się szeroko, odsłaniając białe zęby.

Na plecach wielkimi literami nadrukowane miał swoje nazwisko.

„WATSON"

- O mój Boże – doktor zasłonił usta ręką. Sherlock spojrzał na niego i momentalnie zamarł, widząc, co znalazł jego narzeczony. - To... jestem ja – szepnął, a w jego oczach pojawiły się łzy wzruszenia. Delikatnie wziął ramkę do ręki i przyjrzał się jej. Po chwili odwrócił się w stronę milczącego przyjaciela. - Chcesz mi powiedzieć, że chodziliśmy do jednego liceum, a ja nigdy tego nie zauważyłem? - pokręcił głową z niedowierzaniem.

Brunet otrząsnął się i zrobił kilka kroków naprzód, ostrożnie wyjmując narzeczonemu zdjęcie z rąk i odstawiając je na miejsce. Następnie pchnął go lekko na łóżko i usiadł obok, łapiąc jego dłonie.

- John – powiedział miękko do mężczyzny, który nadal miał łzy w oczach. - Nie przewidziałem tego. Nie sądziłem, że zobaczysz to zdjęcie, ale skoro już do tego doszło, powinienem ci o czymś powiedzieć – szepnął i zaczerpnął powietrza do płuc. - W czasach liceum wiedziałem już, że jestem innej orientacji niż przeważająca część społeczności. I wtedy też po raz pierwszy zapoznałem się z pojęciem miłości. Obiektem, które upatrzyło sobie moje serce, był siedemnastoletni kapitan szkolnej drużyny rugby, John Watson – blondyn spuścił głowę, słysząc to, i ścisnął mocniej dłonie detektywa. - Nie skojarzyłeś mnie z osobą, którą kiedyś znałeś, ponieważ w tamtych czasach nikt nie mówił do mnie tak, jak chciałem. Wszędzie byłem wpisany jako William Holmes – oznajmił, obejmując Johna i przyciągając go bliżej siebie. - Chciałem ci powiedzieć, zaprosić na kawę, ale nigdy nie było mi to dane, bo kiedy w końcu zebrałem się w sobie, okazało się, że dokładnie tego samego dnia przeprowadziliście się do innej części Londynu. Straciłem z tobą kontakt, a nim znów udało mi się cię namierzyć, skończyłeś liceum i studia, a następnie zaciągnąłeś się do wojska, o czym powiedział mi dopiero Mike – dopowiedział i urwał, gładząc Johna po plecach.

- Wiesz, że to nie powinno tak być – wydusił Watson, odklejając się od ukochanego i spoglądając mu w oczy.

- To nie zależało ode mnie – szepnął Sherlock, przesuwając kciukiem po ustach doktora.

- Ale mogłem być z tobą już dawno – odparł tamten z goryczą, wbijając wzrok w kołdrę.

- Nie miałeś pojęcia o moim istnieniu, John – usprawiedliwił go brunet, kładąc mu rękę na karku.

- I to jest najgorsze – syknął Watson, zaciskając dłoń na pościeli. - Nie wierzę, jak mogłem być taki ślepy!

- To nie jest teraz istotne – Holmes dwoma palcami uniósł podbródek doktora, zmuszając go, by spojrzał mu w oczy. - Ważne, że mimo wszystko znów na siebie trafiliśmy – dodał z uśmiechem. - Wesołych świąt, kochanie – szepnął, całując czule narzeczonego.

- Wigilia była wczoraj – mruknął John, odrobinę odsuwając od siebie Sherlocka.

- I co z tego? Boże narodzenie nadal trwa – prychnął detektyw i pchnął blondyna na plecy, tym razem dosłownie wpijając się w jego usta.
~
Pisałam to trzy dni.

Czytałam tylko raz.

Dziękuję dobranoc.

✔Grudzień 2017 || Johnlock✔Where stories live. Discover now