Rozdział 2

160 14 1
                                    


Witajcie moi mili! Dzisiaj dowiecie się, do czego jest zdolna wściekła kobieta. Ten rozdział jest  tylko nieco dłuższy od poprzedniego, ale spokojnie. W opowiednim czasie pojawią się dłuższe fragmenty. Zapraszam do lektury ;)


Rozdział 2

- Więc nareszcie wyszedłeś z ukrycia – wycedził mój mistrz przez zaciśnięte zęby. – Dlaczego tak długo zwlekałeś?

Wojownik nie odpowiedział. Cienista poświata, otaczająca go, zniknęła. Objawiła mi się postać w czarnej szacie, z twarzą zakrytą kapturem, którego Inkwizytor pozbył się. Wówczas ujrzałam najstraszniejszy widok w moim życiu.

Inkwizytor należał do nieznanej mi rasy. Jego skóra była błękitna, a czarne włosy sięgały mu do ramion. Wojownik patrzył na mojego mistrza czerwonymi oczyma, w których płonęła żądza mordu, ale jednocześnie wielka inteligencja. Wargi Inkwizytora skrzywiały się w chamskim uśmieszku. Nieznajomy nadal nie raczył odpowiedzieć na pytanie Zabraka.

Z jego ręki pofrunęła błyskawica Mocy, którą mistrz Rav zablokował znienacka włączonym mieczem świetlnym. Błękitna klinga pochłonęła cały ładunek energii. Zabrak nie czekał na kolejny atak. Naparł na wojownika z całą siłą, lecz ten tylko odepchnął go Mocą. Następnie spojrzał na mnie.

- Powinnaś posłuchać swego mistrza – głos nieznajomego był zimny i twardy jak ostrze, wykonane z Cortosis. – Uciekaj, maleńka, póki jeszcze możesz. Potem cię dogonię.

Spojrzałam na Inkwizytora. Tylko tyle byłam w stanie zrobić, ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Postać nawet nie spojrzała na nacierającego na nią Zabraka. Po prostu włączyła swój miecz świetlny. Dojrzałam, że posiadał on dwa ostrza. Czerwone klingi ścierały się z niebieską, jednak nieznajomy wciąż patrzył tylko na mnie. Mój mistrz w walce stosował formę V szermierki mieczami świetlnymi. Techniki Djem So, wykorzystującą w pełni jego masę i siłę. Nacierał na Inkwizytora niczym Rancor na swoją ofiarę. Wojownik zaś tylko parował jego ataki, więc nie mogłam dociec, jaką formą czy techniką się posługuje. Odwróciłam wzrok, znalazłam nim oczy mistrza. Wyrażały one troskę, jak zawsze i...Bezsilność? Teraz rozumiałam. Mój mistrz kupował mi czas. Czas, który zmarnowałam leżąc tu i patrząc na ich walkę. Mimo to...Nie mogłam zostawić mistrza. Wolałam umrzeć razem z nim. Udało mi się wstać. Włączyłam miecz świetlny. Zielona klinga dołączyła do tańca niebieskiej i czerwonych. Oczywiście nasze szanse na przeżycie nie wzrosły, ale przynajmniej zginiemy z honorem. Nasze ostrza ścierały się, co chwilę, z ostrzami Inkwizytora, który wreszcie zaczął interesować się walką. A raczej mną. Jego oczy ciągle badały moją technikę walki. Twarz wojownika miała napięte mięśnie, jakby się nad czymś zastanawiał. Inkwizytor nagle odskoczył od nas, a ja poczułam, że tracę władzę w kończynach. Jakaś siła podniosła mnie w powietrze i zgasiła klingę mojego miecza świetlnego.

- A teraz – wojownik zwrócił się do mojego mistrza. – Wybieraj. Kto ma umrzeć pierwszy? Ty, czy ona?

Nigdy nie widziałam takiej furii u Giraya Rava. Zabrak ryknął głośno i rzucił się na Inkwizytora, a ten...Po prostu przebił jego pierś szkarłatną klingą swojego miecza świetlnego. Wytrzeszczyłam oczy...Nie...To nie mogło...To tylko sen...

Tak.

Tylko sen.

Ja...

Zaraz się obudzę...

I mistrz zabierze mnie na kolejny trening. Tak, to jedyne sensowne wytłumaczenie.

Nie obudziłam się. Patrzyłam na to, jak mój mistrz wyzionął ducha. Wreszcie Inkwizytor mnie puścił, a ja z hukiem upadłam na ziemię. Chwyciłam miecz świetlny i podniosłam się, z trudem. Spojrzałam w oczy wojownika.

Star Wars: Ścieżki MocyWhere stories live. Discover now