Od tej pory liczę czas

641 66 0
                                    

    Podróż trwała kilka godzin. Zmęczeni jeźdźcy zsiedli z koni i ruszyli ku wielkiej budowli na szczycie stoku. Kamienne schodki były dość wysokie i długie, by uniemożliwić przybyłym wygodną wspinaczkę na szczyt.
Ponura wieża-bo tak można było określić budowlę- była w całości zbudowana z szarego kamienia oplecionego ciemnym bluszczem aż po sam dach. Loki bez przerwy szedł na przód nie zwracając uwagi na zmęczenie. Myśl, że niedługo znajdzie sposób na odzyskanie ukochanej powodowała u niego chęć do działania.
    Loki przystanął przed drewnianymi wrotami. Ren trzymał się tuż za ojcem. Zielonooki zapukał okładką do masywnych wrót.
Chwila spokoju i zabrzmiał zgrzyt zamka. Przez uchylone drzwi zerwkała na nich zielonooka dziewczyna.
-Czego chcecie?- warknęła od niechcenia brunetka.
-Jestem Loki z Asgardu. A to mój syn Ren.- wskazał przez ramię na chłopaka.- Szukamy mędrca.
Dziewczyna patrzyła na nich obojętnie.
-A czemuż to szukacie tego wariata?- skrzyrzowała ręce na piersi.
-Ponieważ chcemy uratować bliską nam osobę.- zielone oczy wpatrywały się intensywnie. Dziewczyna zastanowiła się chwilę po czym otworzyła szerzej drzwi.
-Wejdźcie.- przyglądała się im.- On nie żyje, ale może ja mogłabym pomoc.- Zamknęła za nimi wrota.
-A z kim mamy przyjemność, jeśli można wiedzieć?- odezwał się Ren.
-Jestem Mija. I jestem córką tego starego wariata.
-I sądzisz młoda damo, że jesteś w stanie nam pomóc?- zakpił Ren.
-Jeszcze jedno słowo Ren, a przysięgam, że pożałujesz. - mruknął Loki po czym spojrzał na dziewczynę.- Wybacz. Mój syn nie umie się zachować.
-Nic się nie stało. Wyczuwam, że tobie bardziej zależy niż jemu.- Ren zmarszczył brwi.- No to jakiej pomocy ode mnie oczekujecie?- odgarnęła krótką grzywkę.
-Moja żona wypowiedziała zaklęcie na przywrócenie.
  Mija otworzyła szeroko oczy.
-Na kim?
-Na mnie.- spojrzał na syna i z powrotem na dziewczynę.
-A jak dawno to zrobiła?
-Szesnaście lat temu.
-Oj... I chcecie ją sprowadzić, tak?
-Tak. Umiesz nam pomóc?- spytał z nadzieją.
-Prawdopodobnie. Potrzebna jest osoba, która otrzymała dar...- zamyśliła się i zaczęła spacerować w tę i z powrotem.- Musicie wypowiedzieć jej imię które nadano jej przy narodzeniu i wypowiedzieć obietnicę jaką jej składacie, by ją przywołać.
-Imię? Koniecznie to przy narodzeniu?- zmartwił się zielonooki.
-Tak. Duchy zapisują pierwsze imię. Nie możecie użyć innego, bo nie zadziała. I złożona niegdyś obietnica. Rzadko kto się porywa na przywołanie utraconej osoby... Ale jako jej mąż na pewno jej coś kiedyś obiecywałeś. Tą obietnicą macie ją zwabić do przejścia w nasz wymiar.
-A więc dobrze.- radość w Lokim wzrastała.-Dziękuję.
-Ale musicie się pospieszyć.- Ostrzegła Mija.- Jeśli nie zrobicie tego w blasku pełni księżyca możecie nie zdążyć jej wyciągnąć z mroku.
-Dobrze. Dziękujemy za pomoc.
-Mam nadzieję, że jesteś silnym człowiekiem. - posmutniała. -Będę się za was modlić.

Umierasz Cierpiąc 5: Krew z krwiWhere stories live. Discover now