Rozdział 10

891 85 0
                                    

Wątpliwości rozsadzają moją głowę. Podrzucam kluczyki od samochodu w dłoni. Zawsze po spotkaniu z nią, moje ciało domaga się zaspokojenia pragnień. Chowam kluczyki do kieszeni i postanawiam się przejść, by oczyścić umysł. Jedno jest pewne, dziś nie zasnę. Czekam, aż skontaktuje się ze mną Artur, chcę zapytać o to czy ją zna. Sophie zareagowała dziwnie, gdy jej o nim wspomniałem. Był w niej wielki żal, ale także nadzieja, którą chciała przede mną i przed samą sobą ukryć. W jakiś sposób musiał dla niej dużo znaczyć. Myśląc nad tym, ogarnia mnie coraz większy gniew. Z moich ust wydobywa się ciche warknięcie. Chuderlawy Artur miał być dla niej kimś wyjątkowym? Mam ochotę w coś przywalić, by dać upust emocją, które się we mnie kotłują. Wizja ich razem, działa na mnie tak skrajnie, że ledwo powstrzymuje się od porozbijania witryn sklepowych. Idę szybko z rękami bezpiecznie ukrytymi w kieszeni kurtki. Docieram do starej części miasta. Nagle przed oczami miga mi jej postać. Chyba śnię...? Albo kompletnie oszalałem i widzę ją na każdym kroku. Gdy kieruje na mnie niewidzący wzrok, jestem pewien. Co ona tu do cholery robi? To nie dzielnica dla niej. Mam ochotę nią potrząsnąć, a później schować w ramionach i odprowadzić bezpiecznie do domu. Niespodziewanie zatrzymuje się i opiera pod schowanym w cieniu budynkiem. Ociera coś z twarzy, nie jestem pewien, ale chyba widzę łzy. Dlaczego płacze? Już mam do niej podejść, ale widzę dwóch gości, którzy wychodzą z zaułka. Po ich koślawym kroku sądzę, że są nieźle wstawieni. Wołają coś do niej, ale ona to ignoruje i odchodzi. Wchodzi pomiędzy budynki i na chwilę znika mi z oczu. Muszę ją dogonić nim te bydlaki zrobią jej krzywdę. Zaczynam biec i prawie wpadam pod koła samochodu. Facet trąbi na mnie głośno i krzyczy przez otwartą szybę. Klepię w maskę i przebiegam szybko drogę. Cholera! Gdzie ona jest? Wpadam z ciemny zaułek i widzę coś co ścina mnie z nóg. Jeden z gości klęczy u jej stóp, a drugi uśmiecha się jak opętany, gdy ona próbuje wyrwać mu serce. Wyciągam broń i celuję prosto w jej głowę.

- Zostaw ich! - krzyczę.

W uszach szumi mi krew, w żyłach krąży adrenalina. Sophie zupełnie nie reaguje, widzę jak jej dłoń wpija się dalej w ciało bandyty, jak w miękkie masło. Oddaję ostrzegawczy strzał.

- Kurwa, powiedziałem zostaw go!

Kobieta odwraca się do mnie z uśmiechem. Przez chwilę widzę jak jej oczy skrzą czerwienią, później wracają do normy.

- To ty... Tobias. - Po raz pierwszy wypowiada moje imię i gdyby nie ta sytuacja, to byłaby najlepsza pieszczota.

- Podejdź do mnie Sophie. - zachęcam i wyciągam ku niej dłoń.

Kolor jej oczu znowu szleje, raz czerwony raz zielony. Jak w piekielnej karuzeli. Gdy oblizuje usta, a ci dwaj uciekają i zostajemy sami, wiem, że ona, nad tym nie panuje. Moja pewność i odwaga ulatniają się zupełnie, gdy demon zwycięża. Mimowolnie robię krok do tyłu, gdy sobie to uświadamiam jestem zły na siebie, nigdy nie cofam się przed niczym, nawet przed stojącą przedemną śmiercią. Wyciągam przed siebie mój jedyny ratunek - broń.

- Strzelę do ciebie. - Gdy to mówię, uświadamiam sobie swój błąd, nie potrafiłbym tego zrobić.

Sophie uwodzicielsko przechyla głowę na bok i uśmiecha się lekko.

- Przecież miałam podejść - mruczy.

Zdążyłem tylko mrugnąć okiem, a ona już przyciska swoje drobne dłonie do mojej klaty. Demon jest bardziej niebezpieczny niż sądziłem. Coś się dzieje, nie wiem tylko co. Widzę ból na jej twarzy.

- Magia! - skrzeczy demon.

Wykorzystując okazję pcham ją na ścianę i przygwożdżam ciałem. Może nie jest to najlepszy ruch z mojej strony, ale nic innego w tej chwili nie mogę wymyślić. Działam instynktownie.

- Obudź się wiem, że tam jesteś. - Próbuję do niej dostrzec, wiem, że potrafi z tym walczyć. Gdy nieruchomieje, zaczynam gładzić ją po twarzy. - Wróć do mnie - proszę.

Ponownie jej oczy zaczynają zmieniać kolor i gdy mnie całuje, mogę przysiąc, że całuje mnie demon. Zresztą to nie ważne. Ta kobieta sprawia, że chcę więcej i pocałunek tego nie zaspokoi, wręcz przeciwnie on roznieca taki ogień, że nie wystarczy jedna noc, by można było go ugasić. Do moich uszu powoli dociera głośne wycie syren. Odrywam się niechętnie od niej. Gdy znowu próbuje mnie pocałować, klnę pod nosem. Gdyby tylko wiedziała, jak ciężko mi się powstrzymać od wzięcia jej pod tą ścianą, zrozumiałaby. Biorę duży haust powietrza, by uspokoić się i wymyślić wiarygodną historyjkę, którą sprzedam kolegom. Gdyby zastali nas całujących się w miejscu przestępstwa, za nic bym tego nie wyjaśnił. Poza tym, chcę cieszyć się nią jeszcze dłużej, a wspólna sprawa sprawi, że mam ją bliżej siebie. Muszę ją poznać, dowiedzieć się wszystkiego nim wymuszę na niej to, że uczyni mnie tym kim jest sama. Gdy ją prowadzę ta mała diablica ściska swoją nieludzką siłą moją dłoń, wiem, że to ostrzeżenie. Uśmiecham się sam do siebie, to będzie całkiem ciekawa wojna.

- Tobias, ty człowieku masz szczęście! - PJ nie może oderwać wzroku od trzęsącej się Sophie, okrytej grubym kocem z gorącym kubkiem kawy ze Starbucks'a w ręku. Zerkam na swój kubek z kawiarni na rogu, która serwuje najpodlejszą czarną na świcie.

- Dlaczego ja piję to, a ona tamto? - unoszę brwi i wymownie patrzę na kolegę.

- Chłopie, gwiazda reklamy i męskich snów ma pić to co ty? Chyba ci się w głowie poprzestawiało. - PJ wymownie stuka się po czole.

Uśmiecham się zerkając na nią, jest naprawdę świetna w swojej roli, omotała wszystkich. Nikt nie wierzy w zeznania tych dwóch, o żądnej krwi kobiecie, która zaczarowała ich i chciała zabić. Oboje wylądują w szpitalu psychiatrycznym. Obserwuję ją uważnie i pragnę by na mnie spojrzała, ale ona za wszelką cenę stara się unikać mojego wzroku.

- Odwiozę ją do domu. - Zrywam się z w jednej chwili z miejsca. - Mamy chyba jej zeznania.

- Sam miałem taki zamiar. - PJ również wstaje niczym superbohater i nim się orientuje już jest przy Sophie.

- A to drań. - Uśmiecham się pod nosem i doganiam przyjaciela.

- To straszne co musiała pani przejść. - PJ rozczula się nad jej losem i wiem, że wielkolud mimo tego, że stara się zdobyć punkty, naprawdę ma wielkie i czułe serce.

- Tak, to było straszne, ale dzięki wam – wspaniałym policjantom, znowu mogę czuć się bezpiecznie. Dziękuję. - W oczach Sophie pojawiają się sztuczne łzy.

Obserwując wszystkich mam wrażenie, że po jej słowach urośli o metr do góry.

- Czy mogę panią odwieść do domu? - zwraca się jej uniżony sługa PJ.

- Z wielką chęcią, tylko zabiorę płaszcz.

Szybko ściągam go z wieszaka i wykorzystując moment, pomagam go jej włożyć.

- Powinnaś stratować na prezydenta - szepczę jej do ucha i czuję jak drży.

Mimo, że wytrąciłem ją z równowagi, nie przestaje się czarująco uśmiechać.

Obraca się do mnie.

- Dziękuję za wszystko. - Podaje mi dłoń.

- Mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze. - Odwzajemniam uścisk.

- Oby w innej sytuacji - dodaje słodko z niebezpiecznym błyskiem w oku.

Patrzę na nią, gdy odchodzi z dumnym PJ przy boku.

Możesz być pewna, spotkamy się niejednokrotnie, ponieważ ja nigdy nie rezygnuję z tego czego pragnę.

Wrócę po Ciebie (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz