Prolog

2.5K 122 8
                                    

Moje ciało to moje więzienie. Kiedyś jędrne, dziś obwisłe, obce i nijakie. Oczy już nie skrzą dawnym blaskiem. Zasnuła je gęsta mgła, zbyt dużo widziały. Moje usta kiedyś uśmiechnięte, dziś potrafią tylko rzucić gorzką ripostę. Szczotkuje długie włosy, kiedyś tym sposobem nadawałam im blasku. Dziś nic nie jest w stanie im go przywrócić. Wszystko we mnie jest matowe i bezbarwne. Nie pozostał już żaden najmniejszy ślad po dawnej urodzie. Szczypię zapadłe policzki chcąc wykrzesać trochę koloru. Skóra w tym miejscu jest żółta, zastanawiam się czy moja krew nadal ma ten sam odcień szkarłatu? Wybieram ze swojej ubogiej garderoby najlepszą sukienkę. Czerwoną, odważną. Nigdy jej nie zakładałam. Była zbyt wyzywająca. Patrząc na nią śmieję się głośno. Wyzywająca? Sukienka sięga za kolana, jest dopasowana w talii, reszta spływa luźno, ukrywając sylwetkę. Jako staruszka nie przejmuję się już opinią ludzi. Czuję wielką ulgę! Mam ochotę zaszokować wszystkich, cóż, najwyżej zrzucą wszystko na mą starość. Wkładam sukienkę, przeglądam się w wielkim lustrze które stoi od lat w moim pokoju. Kiedyś przeglądałam się w nim z radością, od lat unikam jego chłodnej, oceniającej tafli. Po co się stroję? Nadal pamiętam tę młodą, piękną dziewczynę którą byłam kiedyś. Przysięgłam, że będę na niego czekać. Całe te lata czekałam, a moja uroda więdła i suszyła się jak liść u schyłku lata. On wrócił. Uśmiecham się do swojego odbicia. Okręcam dookoła. Włosy zaplatam w długi warkocz. Biorę do ręki torebkę i wychodzę. Sukienka wiruje mi wokół kolan. Idę odważnym korkiem. Od przystani wyczuwam znajomy zapach, soli i kutrów rybackich. Wiatr niesie podniesione głosy pracujących mężczyzn. Słońce delikatnie ogrzewa moją twarz, dosięgając starego, zamrożonego serca. Idę zbyt szybko, ponieważ zaczyna łomotać i tłuc się o żebra. Muszę zwolnić, uspokoić je. Przykładam rozdygotaną dłoń do piersi. Biorę duży haust powietrza i wolno je wypuszczam. Gdy podnoszę głowę, zauważam zaciekawione spojrzenia mijających mnie ludzi. Słyszę ich szepty. Dzieci krzyczą w moją stronę: ,,Wiedźma ze skraju miasta przyszła zjeść nasze serca". Wybaczam im, ponieważ nauczono je się mnie bać. Straszono przed pójściem spać: ,, Zamknij oczy, by wiedźma ze skraju miasta nie mogła ci ich ukraść". Trochę w tym mojej winy, czekając na swojego ukochanego, stałam się odludkiem. Ale to już nieważne, ponieważ on wrócił. Nigdy nie traciłam nadziei. Ufałam mu bezgranicznie. Moje czekanie odbiegło końca. Udaję się tam gdzie musieliśmy się pożegnać. To bolesny rozdział mojego życia, w który nikt by mi nie uwierzył. Magia, uroki, świat w którym nikt nie jest zwyczajny i jednolity. Ściągam buty. Zatapiam bose stopy w ciepłym piasku. Idę wolnym krokiem, chociaż chciałabym biec. Starość trzyma w ryzach moje ciało. W oddali widzę samotną postać. Uśmiecham się, a po policzkach płyną łzy szczęścia. Z każdym krokiem widzę wyraźnie. Nadal jest piękny. Morska bryza targa jego czarnymi jak skrzydła kruka włosami. Stąpam ostrożnie i cicho by nie zakłócić jego rozmyślań. Nagle przystaje. Panika wdziera się do mojego umysłu. Co ja sobie myślałam? Jak ktoś taki jak on, idealny na wieki, może znowu spojrzeć wzrokiem pełnym miłości na taką staruchę jak ja? Próbuję cicho się odwrócić, uciec ile sił w schorowanych nogach, ale na to za późno, za plecami słyszę jego głos.

- Zofijo.

Moje imię w jego ustach nie brzmi zwyczajnie. Wymawia to zarazem miękko jak i twardo. Tylko on potrafi tak łatwo łączyć ze sobą sprzeczności. Cały składa się z kawałków, których nikt by nie przypasował. Obracam głowę w jego stronę. Jego uroda nadal zwala z nóg. Nie mam już wyjścia, zbieram się w sobie. Zaciskam dłonie w pięści. Robię niepewny krok w jego stronę. Przez chwilę wpatrujemy się w milczeniu w spokojne wody bezmiaru morza. Drgam mimowolnie gdy uświadamiam sobie, że mój ukochany przypatruje się mojej twarzy. Ogarnia mnie wstyd, głupi wstyd na rzecz na którą nie mam wpływu. Czas dla ludzi jest bezlitosny.

- Kazałeś mi na siebie długo czekać. - Usprawiedliwiam się.

On uśmiecha się łagodnie.

- Obiecałaś mi coś, gdy się ostatnim razem widzieliśmy.

Wrócę po Ciebie (Zakończone)Where stories live. Discover now