Rozdział 8

871 93 4
                                    

Wpatrujemy się w siebie przed dłuższą chwilę, ale gdy tylko słyszę głośne chrząknięcie siedzącej naprzeciw mnie Leny, odwracam wzrok. Kobieta dopija swoje latte i nie spuszcza ze mnie uważnego wzroku.

- Jest piękna. - Ruchem głowy wskazuje na miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stała kobieta, o której marzę co noc.

- Nie dorównuje tobie. - Dopiero teraz zauważam, że odsunęła swoją dłoń. Cholerny demon pokrzyżował moje plany. Muszę zaczynać wszystko od nowa, a tak dobrze mi szło...

- Doprawdy? - Najpierw słyszę jej głos, dopiero później zauważam, że stoi tuż obok naszego stolika. Nie słyszałem jak szła, to na pewno jedna z jej diabelskich sztuczek. Lena również jest zaszokowana. Jej usta są zaciśnięte, a oczy przypominają dwa okrągłe spodki. Demon robi coś czego za nic w świecie bym nie przewidział, nachyla się nade mną, tak, że wyczuwam jej kuszące perfumy i widzę złote drobinki w jej zielonych oczach. Zwariowałem, powinienem wlepiać wzrok w jej głęboki dekolt i wyeksponowane pięknie piersi, a spoglądam w jej oczy i nie mogę nasycić się ich pięknem. Kobieta pochyla się coraz niżej, jej usta łaskoczą moje ucho. Moja krew wrze.

- Wyjdziesz ze mną z tego lokalu i wyjaśnisz dlaczego mnie śledzisz. - szepcze zarazem złowrogo jak i zmysłowo.

Grzecznie przytakuje głową, gdy przesuwa swoją dłoń z długimi czerwonymi paznokciami na moją klatę, wiem, że to zakamuflowane ostrzeżenie. Gdy w końcu się odsuwa, przełykam ślinę i uspokajam oddech. Nikt nigdy nie działał na mnie tak mocno. Wiem, że jej urok to wabik na naiwnych gości, którzy myślą, że los się do nich uśmiechnął, a tak naprawdę ona potrzebuje od nich tylko jednego: serca.

- Kochanie nie przedstawisz mnie swojej przyjaciółce - zwraca się do mnie i spogląda z niewinnym uśmiechem w stronę Leny, trzepocząc swymi gęstymi rzęsami.

Lena mierzy mnie wzrokiem i bezgłośnie powtarza: kochanie?

- Leno to... Zapomniałem imienia. Chyba nie było warte zachodu. Przepraszam, ślicznotko. - Puszczam jej oczko i z satysfakcją stwierdzam, że po raz kolejny ją rozzłościłem.

- Sophie, przecież wykrzykiwałeś je całą noc, a gdy cię zostawiłam szlochałeś jak mała dziewczynka, wąchając pościel.

Kobieta szybko odzyskuje rezon. Muszę przyznać, że niezła z niej łobuziara.

Lena zabiera swój płaszcz i torebkę.

- Chyba już pójdę, a wy... - Wskazuje na nas palcem. - Zresztą nie ważne. Tobias nie dzwoń do mnie, nie spotkamy się już nigdy więcej. Swoje raporty będę wysyłać do twojego biura. Żegnam.

Próbuję ją powstrzymać, ale zupełnie nie wiem co jej powiedzieć.

- Kurwa! - wrzeszczę tak głośno, że kilka osób obraca się w moją stronę, ale gdy napotykają mój wzburzony wzrok szybko go odwracają.

Spoglądam na uśmiechniętego szeroko demona.

- Siadaj! - Wzdryga się, ale szybko odzyskuje panowanie nad sobą i swoim ciętym języczkiem.

- Nie będziesz mi rozkazywał.

Nadyma wargi i moje złość momentalnie się ulatnia.

- Siadaj, proszę. - Zaczynam znowu, mniej agresywniej. - Przecież musimy porozmawiać.

Kobieta przez chwilę rozważa moją propozycję, ale w końcu kiwa głową.

- Pójdę tylko uprzedzić koleżankę, że musimy zmienić plany i przełożyć nasze spotkanie na kiedy indziej.

Widzę jak podchodzi do drobnej blondynki i rozmawia z nią przez chwilę wskazując na mnie. Dziewczyna przygląda mi się z podziwem. Wybucha śmiechem i zasłania usta. Sophie w końcu zajmuje miejsce Leny. Przez chwilę wpatruje się w krajobraz za oknem, powoli zmierzcha, miasto zaczyna robić się bardziej brudne, tak jakby macki mroku wdzierały się do jego wnętrza, zabierając po trochu światło. Dzięki temu mogę przyjrzeć się jej uważniej. Nic dziwnego, że Artur ma taką obsesję na jej punkcie. Ta kobieta to spełnienie fantazji każdego mężczyzny. Jasna, nieskazitelna skóra, ciało warte ostatniego tchnienia, wszystko w niej jest tak harmonijne, że aż nie rzeczywiste. Sophie przyłapuje mnie na przyglądaniu się jej.

- Jak już się napatrzyłeś zboczeńcu, to mów czego ode mnie chcesz?

Nie mam żadnej karty przetargowej. W głowie huczą mi słowa Artura, demon musi sam chcieć oddać ci cześć siebie. Nie liczę na ruszenie jej sumienia, sądzę, że wyjawiając moje motywy już więcej bym jej nie zobaczył. Nie mogę popełnić żadnego błędu, stawka dla mnie jest zbyt wysoka.

- Chciałem cię poznać.

- Nie kłam. Śledziłeś mnie.

Opieram się wygodnie i znowu przyglądam się jej twarzy.

- Wiem kim jesteś.

Jej usta drgają. Nie spodziewała się tego. Po chwili uśmiecha się do mnie.

- Każdy wie kim jestem. - Gestem wskazuje przeciwległą stronę ulicy.

Zerkam tam, jej twarz zdobi ogromny bilbord. - Nie trzeba być detektywem by to wiedzieć.

- Wiesz, że nie o tym mówię.

Dziewczyna wstaje gwałtownie.

- Nie wiem o co ci chodzi.

Zaplatam dłonie na piersi. Teraz to moje, być albo nie być. Gra o wszystko.

- Dobrze wiesz co mam na myśli. Znam kogoś takiego jak ty.

Sophie momentalnie robi się blada. Opada z powrotem na siedzisko. Nie wiedziałem, że ta informacja zrobi na niej takie wrażenie.

- Gdzie on jest? - pyta zduszonym głosem.

- Przysługa za przysługę.

Mierzy mnie groźnym wzrokiem.

- A jeśli się nie zgodzę?

- Twoja decyzja, ale licz się z tym, że już więcej go nie zobaczysz.

Po jej reakcji wnioskuję, że zna Artura. Przez chwilę muszę grać na zwłokę, pozyskać od niej to czego chcę i oddać ją w jego łapsksa. Najlepsze plany zawsze powstają spontanicznie.

Sophie przez chwilę milczy, widzę jak walczy ze sobą.

- Czego chcesz w zamian?

- Twojego serca.

Odchyla głowę i zanosi się perlistym śmiechem.

- Jeżeli świadomie chcesz być potworem, jesteś jeszcze bardziej szalony niż przypuszczałam.

Oddycham szybko, nie mogę wyjawić jej powodu, dla którego to jest dla mnie, aż takie ważne. Jeszcze nie teraz.

- Wybieraj.

Wstaję szybko i rzucam na stół swoją wizytówkę. Ubieram kurtkę i wychodzę nie oglądając się za siebie, boję się, że dopadnie mnie zwątpienie, a na nie nie mam już czasu.
Zegar w mojej głowie nieubłaganie zbliża się do godziny zero.

Wrócę po Ciebie (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz