Rozdział 14.

838 25 13
                                    

Jestem w tym miejscu sześć dni i chce już do domu. Szpital to ciągła rutyna. Badania, obrzydliwe posiłki i branie kolorowych tabletek. Niestety nikt mnie nie odwiedza, a może wręcz przeciwnie. Chris jest zajęty swoją nową dziewczyną, a mój brat wczoraj poszedł na odwyk. Z nikim nie mam kontaktu. Jutro mam odzyskać mój telefon z komisariatu. Nie mam pojęcia jak go odbiorę. Wczoraj była u mnie pani psycholog. Rozmawiała i pytała o całą tą sytuację, ale mimo wszystkiego i wszystkich tych wydarzeń naprawdę czuję się dobrze. Leżałam i patrzyłam w sufit. Postanowiłam położyć się i chociaż chwilę zdrzemnąć się. 

Kiedy wstałam wpadłam na genialny, a zarazem bardzo absurdalny pomysł, który po postu musiałam zrealizować. Wstałam z łóżka z trochę aż za dużym entuzjazmem. Trochę zakręciło mi się w głowie. Zrealizowałam swój pomysł aby po chwili, która trwała godzinę, napawać się świeżym powietrzem. Ruszyłam w stronę komisariatu. Droga była dość długa i męcząca, ale wkrótce dotarłam do upragnionego celu. Młody funkcjonariusz wskazał mi pokój, pod którym miałam poczekać na policjanta, który zajmował się całą tą sprawą. Nie musiałam długo czekać, ponieważ po chwili siedziałam w mięciutkim fotelu.

- Spodziewałem się pani nieco w innym terminie, po wyjściu ze szpitala, a tu proszę taka niespodzianka - mówił szukając czego w szufladzie. Po chwili wyjął białą teczkę - zaczniemy od złożenia pani zeznań, a następnie pójdziemy odebrać pani telefon i plecak, w którym znaleźliśmy kilka rzeczy. 

Zaczęłam zeznawać. Próbowałam powiedzieć jak najwięcej szczegółów. Po dwugodzinnych zeznaniach i pytaniach funkcjonariusza poszliśmy odebrać moje rzeczy.

- Także życzę pani szybkiego zdrowia. Moim zdaniem powinna pani być w szpitalu, ale cóż nie będę w to interweniował, bo w końcu ma pani skończone te osiemnaście lat.

Zorientowałam się, że kilka dni temu miałam urodziny te osiemnaste. Najważniejsze, bo przecież staje się już w pełni dorosła. Posmutniałam, ale szybko zmieniła swoją postawę. Mówi się trudno. Przecież nie umrę od tego, że ktoś nie złożył mi życzeń.

Weszłam do domu mojego brata. Położyłam klucze, które dał mi przed pójściem na odwyk. Od razu udałam się do łazienki. Zostawiłam torbę ze szpitala i poszłam do kuchni, aby zjeść coś pełnowartościowego. Otworzyłam lodówkę i po chwili zamknęłam ją z trzaskiem. Pustka. Wzięłam telefon i wybrałam odpowiedni numer. Zamówiłam pizzę z podwójnym serem i czekałam niecierpliwie na kanapie oglądając jakiś denny film.  

Postanowiłam iść się przebrać, weszłam do mojego dawnego pokoju i zobaczyłam zwiędłe róże. Podeszłam i podniosłam je. Musiały być naprawdę przepiękne. Szkoda, że się spóźniłam, żeby zobaczyć je w pełnej okazałości. Mój wzrok powędrował na białą kopertę obok, którego znajdowało się małej wielkości czarne pudełko. Otworzyłam kopertę, w której były zasuszone płatki róż. Zabrałam się za czytanie białej kartki.


Kochana Olivio!

Na samym początku życzę ci sto lat! Moja księżniczko tak bardzo chciałbym zasmakować twoich ust p...

Koniecznie muszę...

Nikt Cię już...


Niestety reszta była czymś zalana, przez co nie mogłam tego przeczytać. Zastanawiało mnie jedno? Kto to? I jaka księżniczko?! Postanowiłam zobaczyć co znajduję się w tym pudełku. Niestety przeszkodził mi w tym dzwonek do drzwi. Pośpiesznie wzięłam portfel z komody i poszłam otworzyć drzwi. Jak się nie myliłam przed drzwiami stał dostawca pizzy. Zapłaciłam pośpiesznie i po chwili zajadałam się obłędną pizzą...



Wstałam cała obolała. Spanie na kanapie to najgorszy pomysł na jaki mogłam wpaść, ale cóż poradzić na to, że jestem leniwa. Ruszyłam w stronę pokoju, a po chwili otworzyłam drzwi, wcześniej uderzając się w najmniejszy palec u lewej stopy, wymawiając przy tym wiązankę przekleństw.  W pomieszczeniu unosił się zapach wody kolońskiej. Cóż... bardzo ładny. W oczy rzuciły mi się trzy róże koloru czarnego. Przysięgam, nigdy nie widziałam tego rodzaju kwiatu w takim kolorze. Były naprawdę piękne. Bezwładnie leżały na moim łóżku, idealnie komponując się z bordową pościelą. Podeszłam bliżej, aby zobaczyć je w pełnej okazałości. Dostrzegłam, że moja pościel jest wygnieciona. Nie znaczy to ,  że zawsze moje posłanie jest idealnie zaścielone, jakby ktoś zrobił sobie z niego co najmniej trampolinę. Zdziwiona dotknęłam miękkiej pościeli. Moje serce zabiło mocniej. Pochyliłam się i powąchałam rozbebeszone miejsce. Pachniało perfumami, które unosiły się w pokoju, a co najdziwniejsze pościel nadal była lekko ciepła. Przerażona szybko przebrałam się w ubrania wyciągnięte z szafy. Założyłam trampki, wzięłam portfel, telefon oraz klucze. W pośpiechu wybiegłam z domu. Co właśnie się stało?
Udałam się do kawiarni. Zamówiłam dwa pączki i dużą kawę na wynos. Wychodząc z kawiarni, od razu skręciłam do parku. Szłam główną dróżką, ale po chwili postanowiłam skręcić. Po kilkunastu może kilku dziesięciu minutach trafiłam na cudowne miejsce. Dookoła był gęsty las, a pośrodku był sporych rozmiarów kamień. Zwykle przerażały mnie takie miejsca, ale to było jakieś szczególne, takie wyjątkowe. Z uśmiechem usiadłam na trawię i oparłam się o kamień, zamykając oczy. Kilka promieni słońca przebijało przez gęsty las  sprawiając, że to miejsce stawało się jeszcze bardziej urokliwe. 
Zaczęłam jeść swoje śniadanie, kiedy poczułam, że ktoś lub coś stoi nade mną. Poczułam jak serce podeszło mi do gardła. Powoli otworzyłam swoje oczy i zobaczyłam postać ubraną na czarno. Niestety na głowie miała kask, więc nie mogłam poznać kogoś kto zasłonił mi piękne słońce.

- To moje miejsce - jego głęboki, męski głos obił się o moje uszy. Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Zorientowałam się, że mam lekko rozwarte usta, dlatego szybko doprowadziłam się do porządku.

- Każdy może tu przyjść, więc chyba się mylisz - uśmiechnęłam się złośliwie. Nie lubię takich typków. Zawsze mają jakiś problem.

- Ja nigdy się nie mylę, kotku - przybliżył się do mnie i powiedział to z wyczuwalną złości, akcentując ostatnie słowo. Z trudem przełknęłam kęs mojego śniadania. Postanowiłam nie dać mu się zastraszyć.

- Skoro tu przebywam, to także moje miejsce, więc do zobaczenia - uśmiechnęłam się krzywo - będę tak miła i zostawię ci śniadanie, którego nie pozwoliłeś mi dokończyć w ciszy i spokoju - uśmiechnęłam się widząc, że mój rozmówca ani drgnie - papa. Zapomniałam. Jeśli będziesz mieć jeszcze jakieś zarzuty, następnym razem ściągnij kask i powiedz co masz powiedzieć. Chętnie przywalę ci w tą krzywą mordę- może i jestem tchórzem, ale zaczęłam uciekać aż ile sił w nogach. Naprawdę wolałam nie oberwać. Chociaż było zabawnie. 

Wróciłam do domu szczęśliwa. W końcu stałam się chociaż w pewnym stopniu odważna. Oglądałam telewizję do czasu, aż była pora kolacji. Niestety lodówka nadal była pusta. Udałam się wziąć szybki prysznic i poszłam spać głodna.


You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Dec 15, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Pomimo przeszkód Where stories live. Discover now