Rozdział 12.

632 28 5
                                    

Rano zostałam brutalnie obudzona.  Ktoś przewrócił krzesło, na którym siedziałam. Dzięki temu uderzyłam w posadzkę. Poczułam silny ból z tyłu głowy. Przez dłuższą chwilę nie wiedziałam co się dzieje. Otworzyłam oczy i ujrzałam szyderczo uśmiechniętego porywacza.

- Nagrywasz? - usłyszałam głos kogoś z boku. Moja głowa nadal boleśnie pulsowała, dlatego nie wiedziałam kto nade mną stoi. Poczułam silny ból brzucha, a po chwili jeszcze większy. Ktoś podniósł krzesło. Świat zawirował. Mój wzrok nadal był rozmazany, nie wiedziałam czy to dlatego że nie mogłam powstrzymać łez czy, dlatego że tak mocno uderzyłam się w głowę.

- Chciałabyś coś powiedzieć, kochanie? - zapytał z naciskiem na 'kochanie'. Brutalnie zerwał taśmę z moich ust.

- Nienawidzę cię - powiedziałam z jadem w głosie wyczerpana z sił. Splunęłam na jego twarz, która znajdowała się blisko mojej i popatrzyłam z nienawiścią w jego oczy, z których mogłam wyczytać, że zaraz straci nad sobą kontrolę. Tak właśnie się stało. Przywalił mi z pięści w twarz. Ból był nie do zniesienia. Pociągnął mnie za poplątane, brudne włosy. Zadał kolejne kilka ciosów. Kiedy byłam pół przytomna, a on miał zadać ostateczny cios, który sprawiłby, że straciłabym przytomność, ktoś odciągnął go ode mnie, za co byłam mu niezmiernie wdzięczna. 

Zaczęłam się budzić, jednak zdołałam tylko otworzyć oczy. Z bólu i wyczerpania nie byłam w stanie się ruszyć.

- Co z nią robimy Leo? - zapytał znany mi bardzo dobrze głos. Był to ten sam chłopak, który pilnował mnie przez noc.

- Wysłaliśmy film, jeśli do jutra wieczora jej braciszek się nie odezwie...

- To? - zapytał trochę zniecierpliwiony chłopak.

- Zrobisz z nią co zechcesz, byleby była martwa.

Po tym co usłyszałam, zamarłam. Czyli jutro będę już martwa? Nikt nie ma prawa odebrać mi życia. Mojego życia. Jedna łza spłynęła po moim policzku. Nie mogłam zrobić już nic. Ogarnęła mnie bezsilność. W jednej chwili uszła ze mnie nadzieja i jakakolwiek chęć do życia. Zaczęłam się zastanawiać jak będzie wyglądała moja już niedługa śmierć. Po prostu dadzą mi kulkę w głowę czy będą mnie torturować? Może poderżnął mi gardło? Może żyły i będę się wykrwawiać i myśleć w tym samym czasie, że już nigdy więcej nie będę mogła robić rzeczy, które kocham? 
Jęknęłam cicho, ponieważ strasznie bolały mnie żebra po prawej stronie. 

- O nasza gwiazdeczka się obudziła - zaśmiał się złośliwie - pilnuj jej - usłyszałam kroki, a następnie trzask drzwi. Ktoś do mnie podszedł. Poczułam, że moje policzki stają się mokre. Nie umiałam powstrzymać płaczu. Byłam tak słaba psychicznie. 

- Jak się czujesz? - zapytał z troską. Miło, że chociaż jeden z tych kolesi jest normalny.

- Czy to prawda? Jeśli mój brat... - urwałam w połowie zdania, bo te słowa nie mogły przejść przez moje gardło. 

- Tak, ale spokojnie. Na pewno cię uratuje.

- Mój brat to ćpun. Wyrzucił mnie z domu. Ma mnie w dupie. Jesteś w błędzie, że mnie uratuje. Dużym błędzie.

- Wiem co mówię.

- Ile już tu jestem? 

- Trzy dni - czyli od ponad tygodnia nie było mnie w szkole. Ciekawe czy ktoś już to zauważył. Nie odezwałam się już. Coraz bardziej bolał mnie prawy bok. Jednak nie dawałam po sobie tego poznać.

Wieczorem przyjechał szef całej tej mafii, a po nim cała reszta. Śmiali się i grali w pokera. Ja w tym czasie leżałam w kącie. Trzęsłam się z zimna, ale także ze strachu. Leżałam w samej bieliźnie. Leo kazał mnie rozebrać, dlatego właśnie zamarzam. Nie dość, że jest mi zimno, to jestem głodna. Chciałabym w końcu coś zjeść i wyspać się w ciepłym, miękkim łóżku.
- Może w tej rundzie nie zakładamy się o kasę, tylko kto ją pierwszy przeleci - zaśmiał się, a mi momentalnie do oczu napłynęły łzy. Zaczęli grać. Dokładnie obserwowałam każdy ich ruch. Runda się skończyła. Wygrał ją Leo. Załamałam się. Był on ostatnią osobą, z którą chciałabym stracić dziewictwo.

- Dobra idę odebrać swoją wygraną - powiedział zadowolony kierując się w moją stronę - No kochanie, a teraz się zabawimy.

Złapał mnie za nadgarstki i przyciągnął mnie na środek pomieszczenia. Bolało mnie dosłownie wszystko. Poczułam się jak  szmata. Zaczął mnie dotykać po włosach i twarzy. Następnie piersiach i brzuchu. Zaczęłam krzyczeć żeby się ode mnie odsunął. Jednak bez potrzeby i tak mnie nie słuchał. Zacisnęłam mocno oczy, aby na to nie patrzeć. Nagle drzwi otworzyły się z hukiem. Stało w nich pięciu mężczyzn w kominiarkach. W rękach trzymali pistolety. Jeden z nich popatrzył się na mnie i na szefa mafii, który próbował mi ściągnąć majtki. Strzelił mu w lewy bark. Przez co krzyknął i złapał się za postrzelone miejsce. W jednym momencie zaczęła się strzelanina. Jedynie ja bezczynnie leżałam na środku. Po chwili usłyszałam syreny policyjne. Zobaczyłam jak Leo ucieka tylnymi drzwiami. Inni postrzeleni byli w brzuch albo w noge. Nie mieli szans na jakąkolwiek ucieczkę. Do pomieszczenia wbiegli antyterroryści. Zatrzymali dwójkę, bez chłopaka, który mi pomagał. W sumie mogłam się domyślić, że pomagał policji i tym chłopakom. Jeden z nich podszedł do mnie i wziął mnie w stylu panny młodej. Krzyknęłam z bólu i nastała ciemność.

Obudziłam się w białym pomieszczeniu. Rozejrzałam się dookoła i spostrzegłam chłopaka śpiącego na krześle przy moim łóżku. Jak się po chwili okazało się był to Christopher.

- Co mu tu robimy? - zapytałam czekając na jakiekolwiek wyjaśnienia.

Pomimo przeszkód Where stories live. Discover now