Rozdział II (2/2) - Na ratunek Northshire!

229 14 72
                                    

*

     - Jeśli wasza łotrzyca zrealizuje cel, będzie można już oficjalnie mówić, że nasze tyły są czyste. Górnicy, będą mogli wrócić do swych zajęć i to tylko dzięki wam. Teraz jednak musimy zająć się maruderami. Chciałbym, abyście wrócili do marszałka McBidge'a i przekazali mu, że sytuacja z goblinami powinna być już opanowana. - sierżant Willem, mimo zarozumiałej osobowości był bardzo zadowolony z przebiegu wydarzeń, co wyraźnie ukazywała jego dumna twarz.
     - Nie ma się mu co dziwić, ponieważ biorąc pod uwagę siłę i liczebność Czarnoskórych, jeszcze kilka tygodni lub miesięcy i mieliby, na głowię, całą armię Czarnej Skały, która z łatwością przebiłaby się przez Opactwo do lasu Elwynn, a stamtąd już tylko do Goldshire. Wtedy całe miasto Stormwind byłoby zagrożone. - pomyślał strategicznie Sarius.
     Jednak mimo sielanki, jednego z członków najemników męczyła pewna myśl.
     - Gdzie Keira? - zadane przez Falxa cicho pytanie, rozniosło się hucznie po okolicy, a dłoń leżąca na rękojeści, jego wielkiego, metalowego młota z wygrawerowanym znakiem ludu - Exodaru, mogła świadczyć tylko o jego niepewności, nieufności wobec innych i gotowości do działania. Minęło już trochę czasu, odkąd kobieta udała się na samodzielną misję, ale powinna już do tego momentu wrócić, co bardzo niepokoiło niebiesko-krwistego.
     - Alkoholiczka pewnie siedzi gdzieś pod drzewem i opija wykonanie zadania. - zadrwił Saevus mówiąc to tak szybko i niewyraźnie, że mało kto go zrozumiał.
     - Możliwe... - paladyn zwrócił się do Sariusa z kamienną twarzą. - Jeśli chcecie, idźcie. Zaczekam na nią i dołączymy do was, zgoda?
     - Twój wybór Falxie, byle szybko. - Mężczyźni podali sobie ręce na znak porozumienia i rozeszli się w swoje strony.

*

     - Z waszą pomocą, udało się opanować sytuację w północno-zachodniej części Northshire. Jesteśmy wam ogromnie wdzięczni, może w końcu uda nam się wyplewić to dziadostwo. Niestety, nadal jest tu dużo orków z klanu Czarnej Skały, znajdujących się na wschodzie, którzy zaczęli palić nasz las!
     - I sądzi marszałek, że damy im wszystkim radę? Jest nas naprawdę niewielu, a skoro wy nie daliście rady to... - Sarius nie był do końca przekonany co do wygórowanych oczekiwań żołnierza.
     - I tylu was wystarczy. - łysy dowódca McBride podniósł ton głosu. -  Dam wam moich trzech, najlepszych wojowników, więcej nie jestem w stanie. Nie mogę ryzykować bezpieczeństwa bezbronnych handlarzy, na wypadek jakiejś kontry ze strony czarnoskórych.
      Sarius przytaknął i zapytał ponownie.
     - Rozumiem, gdzie zatem znajdę twoich poddanych?
     - Pilnują tego waszego odmieńca - odparł.
     - Do zobaczenia. - Sarius poczuł na ramieniu ciężką, okutą w metalową zbroję dłoń, należącą do marszałka.
     - Pamiętajcie, jesteście naszą jedyną nadzieją... - ten facet był idealnym przykładem fałszywej brawury. Musiał ukrywać swoje zmartwienia i obawy, na tak długo, jak było to tylko możliwe. Okazanie słabości równałoby się z utratą kontroli nad ziemią i upadkiem pod naciskiem agresorów, a tego by raczej nie chcieli.

*

     Sarius wchodząc do wnętrza garnizonu, był pod wielkim wrażeniem przepięknych witraży na oknach, jak i miłego, lekko drapiącego w nos zapachu, unoszącego się w powietrzu. Podążając za wonią, wszedł do głównej sali, gdzie na samym środku leżał już przytomny Thomas i stojąca nad nim Nadit.
     - Jesteś głupszy, niż wyglądasz! Co ty sobie wyobrażasz? Mogłeś zginąć! Nie jesteś jeszcze gotowy! - Thomas nie odezwał się ani słowem, a strażnicy nie za bardzo chcieli ingerować w sprawy szamanów.
     - Nadit, daj mu spokój, dostał już za swoje - pogonił ją elf. - Wyjdź, przewietrz się, sprawdź co u Astera.
     Jak powiedział, tak zrobiła. Oczywiście nie obyło się bez cichego gadania i  marudzenia pod nosem niewyraźnych już dla nich słów.
     - Ma charakterek, co? - uśmiechnął się do Thomasa,  a następnie wyciągnął z kieszeni mały, srebrny kluczyk na zerwanym rzemyku. - To chyba twoje.
     Thomas wyciągnął dłoń i odebrał swoją własność.
     - Kto nauczył cię tej sztuczki z powietrzem? - zapytał elf.
     - Bro... Broken, nauczyciel... ze Stormwind, o bardzo... bardzo dziwnym imieniu. - każde wypowiedziane słowo przez szamana, aż pulsowało bólem i niepewnością, a w pewnych chwilach nie mógł nawet złapać oddechu.
     - Naprawdę poszerzałeś własne umiejętności przez ostatni tydzień? Byłem przekonany, że to zignorujecie. Brawo... - Sarius był pod wrażeniem zaangażowania mężczyzny, jednocześnie współczując mu odniesionych wcześniej obrażeń - A czy ten Broken... Mówił ci, że igranie z Władcami Żywiołów jest bardzo niebezpieczne?
     - Niezbyt... - szaman spojrzał na klucz. Dalsze milczenie wskazywało na niechęć kontynuowania rozmowy.
     - Tak też myślałem... Swoją drogą... Potrzebujesz czegoś?
     Obolały mężczyzna oderwał wzrok od pamiątki.
     - Spokoju.
     - Rozumiem - elf wstał, udając się do wyjścia, po kilku sekundach zatrzymał się i spojrzał przez lewe ramię - Jakby co, to wiesz do kogo się zwrócić.

Elfia ZemstaМесто, где живут истории. Откройте их для себя