Prolog

315 23 23
                                    

     Ciemności ustały. Sarius otworzył oczy. Poczuł bliżej nieokreślony smród. Starał się podnieść swoje obolałe i palące od środka ciało. Nie leżał tam, gdzie ostatnio, ponadto znajdował się w zupełnie innym miejscu. Stał na czarnej, spalonej i w dodatku cuchnącej ziemi.
     - "Coś tu nie gra" - pomyślał.
     Był na ogromnej i opuszczonej wyspie, która wydawałoby się, że lewituje gdzieś w kosmosie.
     W zasięgu wzroku nie znajdowała się nawet choćby zagubiona dusza. Nic. Pustka. Nikogo w pobliżu, nawet ducha.
     Jedynym towarzyszącym bytem, było niebo, które przybierało kolor mrocznej czerni, a razem z nim świeciły gwiazdy, bacznie obserwujące każdy ruch elfa.
     Rozglądając się w poszukiwaniu jakiegoś charakterystycznego miejsca, czekał na znak, który powiedziałby mu, gdzie się aktualnie znajduje.
     To nie mógłby być świat rzeczywisty. Nie było nawet o tym mowy. Wszystko było zbyt dziwne i wyfantazjowane, zwłaszcza to, co było w obrębie jego wzroku.
     Po swojej lewej stronie zauważył na niebie ogromny jaskrawy okrąg. Na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że to zwykła kosmiczna plama, jednak po głębszej analizie, można byłoby stwierdzić, iż jest to...
     - Kratery... Elipsoida... Księżyce... - elf wytrzeszczył oczy - Zaraz... to planeta?
     Była zamieszkana? Czy jest na niej życie? Kto wie.
     Jej dolna część, była rozerwana, jakby ktoś chciał wykraść z jej wnętrza serce. Tak czy inaczej, biły od niej dziwne, wijące się strugi zielonej energii, które na swój sposób były piękne, a przede wszystkim interesujące.
     Spiczaste uszy Sariusa, pozwoliły mu przez chwilę wsłuchać się w otoczenie, dzięki czemu, był w stanie zarejestrować liczne trzaski pękających skał, pioruny oraz szept.
     Szept, który początkowo przypominał zwykły bełkot, teraz jednak stawał się coraz głośniejszy i wyraźniejszy.
     Wykonał wydawało by się pewny krok, który ku jego nieszczęściu skończył się utratą równowagi i upadkiem mężczyzny, w którego głowie dłuższą chwilę odbijał się dźwięk chrzęszczących pod butami kamieni.
     Zdezorientowany i lekko ogłuszony elf złapał się za twarz, która uderzyła o twardy grunt. Dopiero teraz poczuł mocno związaną opaskę na oczach.

     Coś tu ewidentnie nie grało. Jego oczy... Krwawiły. Obydwoje. Spróbował dotknąć prawego, wchodząc palcem pod materiał. Jego palce przywitały się z nicością i w tym samym momencie poczuł ciepło, które po sekundzie, przerodziło się w straszliwy ból. Odruchowo zabrał dłoń. Sparzył się. Sprawdził lewe, ten sam scenariusz.
     -"Co... Jak... Nie możliwe, przecież... przecież..." - pobijany elf zerwał materiał ze skroni.
     Tętno zaczęło galopować, jego oddech stał się szybszy, nie wspominając już o panicznym zachowaniu.

     Jego spaczony od myśli umysł, powtarzał ciągłe zdania - "Co jest ze mną nie tak? Jakim cudem ja dalej widzę!?". Te myśli buzowały i biły się wewnątrz niego. Były dla niego szokiem, jak i wielką zagwozdką. Ukojeniem i bólem. Dobrem i złem. Niebem, a ziemią.
     Sarius stał tak kilkanaście minut, dalej odczuwając efekt upadku. Słyszał pisk w uszach.
     Pod wpływem paniki i bezradności, schował opaskę w kieszeń i z płonącymi zielenią oczami, które przypominały dwa rozżarzone kamyki, ruszył przed siebie, tym razem, bez żadnych problemów.
     Podążał wytartą ścieżką dalej. Maszerując, dotarł do zwęglonego płotu. Widać było na nim zielonkawy żar dopalający resztę drewna. Wyglądając przez nią, można było z łatwością zauważyć jedno wielkie źródło, dziwnej mazi, łudząco przypominającą lawę, w limonkowym kolorze. Wyglądała bardzo dziwnie, ale elf nie zamierzał się do niej zbliżać, a tym bardziej przez przypadek do niej wpaść.
     Nieopodal znajdował się także mocno zniszczony most, który na sam ciężar wzroku, był w stanie się zawalić.
     - "PRZE... SIĘ OBIJA... I ZNAJDŹ MNI..." - jęknął głos w głowie.
     Niezrozumiały szept przybierał już znaczące słowa.
     - "SPACZONY DIAMENT, TO JEGO SZUKASZ!" - dokończył.
     Sarius miał wrażenie, że mówi z jego wnętrza, jakby zjadał jego wszystkie myśli. W momencie przekraczania spróchniałego mostu...

Elfia ZemstaWhere stories live. Discover now