IX

1K 75 25
                                    

Przeskakiwał z dachu na dach, w poszukiwaniu wyróżniającego się na tle miasta, różowego balkonu. Przysiadł na barierce, obserwując ciemnowłosą. Okno do jej pokoju było otwarte, dzięki czemu mógł w każdej chwili wejść do środka.

Właśnie rysowała coś w swoim szkicowniku, jednak blondyn nie był w stanie określić co dokładnie.

Mógł zauważyć zwinność jej palców, kiedy delikatnie przejeżdżała ołówkiem po papierze. Nuciła przy tym pod nosem, nie wiedząc że chłopak nie spuszcza z niej swojego wzroku.

Na palcach podszedł do dziewczyny, przyglądając się jej rysunkowi. Szkicowała właśnie jakąś bluzę z kocimi uszami.

- Dobry wieczór, księżniczko... - wyszeptał do jej ucha, na co poczuła gęsią skórkę na swoim karku.

- Chat, nie strasz mnie... - odpowiedziała z wyrzutem, jednak wymiękła, widząc jak niewinnie na nią patrzy - no już, żartowałam.

Zaczęła drapać go za uchem, przez co zamruczał niczym prawdziwy kot. Dziewczyna zaprzestała czynności, słysząc jego reakcję.

- Ty... Mruczysz! - zachichotała, a blondyn lekko zaczerwienił się ze wstydu. Podrapał się nerwowo po karku.

- Em... możliwe - odpowiedział, na co dziewczyna przewróciła oczami. Zaśmiała się, a blondyn zawtórował jej, spoglądając przy tym w przepełnione szczęściem, fiołkowe oczy.

- Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczórr My Lady? - zapytał w dalszym ciągu mrucząc.

- Cóż... myślę że mam dla ciebie trochę czasu, kocurku - stwierdziła, zamykając różowy szkicownik - co więc chcesz robić?

- Co tylko zechcesz, księżniczko - szepnął, delikatnie całując ją w prawą skroń - możemy gdzieś wyskoczyć, lub zostać tutaj.

Zamyśliła się przez chwilę, przypominając sobie że rodzice powierzyli jej pewne zadanie.

- Rodzice poprosili mnie, bym pomogła im w upieczeniu babeczek na bal szkolny, ponieważ dostali na nie zamówienie od dyrektora. Możemy to zrobić razem.

- Dla ciebie wszystko - uśmiechnął się - w takim razie nie traćmy czasu.

Zeszli do piekarni, by przygotować potrzebne im składniki. Marinette wyjęła z szafek mąkę, jajka, mleko i kilka innych potrzebnych rzeczy. Rozbiła kilka jajek do miski z mąką i margaryną, i podsunęła mu ją pod nos.

- Mógłbyś to wymieszać? - zapytała, nastawiając piekarnik na około 200 stopni - ja w tym czasie zajmę się kremem.

Skinął głową zabierając się do roboty. Po dwóch godzinach skończyli pracę, a kuchenny stół ozdabiało całe mnóstwo wspomnianych wcześniej smakołyków.

- Dziękuję - westchnęła, opierając głowę na jego torsie - bez twojej pomocy nie dałabym sobie rady.

- Nie ma sprawy - musnął ustami jej czoło, na co lekko się zaczerwieniła - zawsze do usług, Marinette.

- Chodźmy na górę - powiedziała zerkając w jego świecące, zielone oczy - rodzice wrócą dopiero o 23.00

*

Naburmuszona blondynka wyszła z budynku zwanego szkołą, z grymasem na twarzy. Już drugiego dnia jej znajomości z Juliette i Katie, pokłóciły się o pewnego chłopaka z ich szkoły.

To nie tak że uważała Nathaniela za rudego idiotę - wręcz przeciwnie. Od kilku dni bardziej zżyli się ze sobą, i widziała w nim kogoś więcej niż zwykłego kolegę z klasy.

- Super. Deszcz... - westchnęła ze zrezygnowaniem, stawiając żółty plecak na ziemi. Wyciągnęła rękę na przód, chcąc sprawdzić czy deszcz nie pada na tyle mocno, by udało jej się przebiec do hotelu Grand Paris.

Zauważyła ciemny materiał nad głową, a kiedy spojrzała w górę ujrzała czarną parasolkę. Zerknęła w bok, chcąc dowiedzieć się kto jest jej właścicielem. Kiedy zauważyła Nathaniela Arona, jej serce zabiło kilka razy szybciej, a oddech stał się nierówny.

- N-nath...? - zapytała niepewnie, na co zachichotał.

- A kto inny? - uśmiechnął się, a blondynka przewróciła ze zdenerwowaniem błękitnymi oczami - trzymaj.

- Że co? ten grat? - powiedziała z niechęcią, jednak przypomniała sobie o swoim postanowieniu - ach, tak dzięki.

Wzięła parasol do ręki, przez ułamek sekundy stykając się palcami z dłonią chłopaka. Jej twarz przybrała w tamtym momencie kolor jego włosów.

Po raz kolejny zaśmiał się, kiedy owa rzecz zatrzasnęła się na Chloe. Burknęła tylko ciche "Bardzo śmieszne", otwierając ponownie parasol. Po chwili jednak, również zachichotała.

- Do jutra - rzucił, po czym pobiegł w kierunku swojego domu.

Obserwowała go jeszcze przez jakiś czas, póki nie zniknął za jednym z budynków.

Uśmiechnęła się tylko, odchodząc w swoją stronę.

*

Zakapturzona postać przemierzała ulice miasta, poszukując willi Agreste'ów. Puściła się pędem przed siebie, by jak najszybciej dostać się do wspomnianego miejsca.

Nie miała w planach przejścia na złą stronę. Zależało jej tylko na tym by odzyskać młodszą siostrzyczkę.

Zapukała w ciężkie, metalowe drzwi, chcąc dostać się do środka. Po dłuższej chwili, w przejściu pojawił się mężczyzna którego szukała od ponad dwóch miesięcy.

- Proszę, wejdź - uśmiechnął się podstępnie, wpuszczając postać do domu.

Zrzuciła z głowy kaptur, dzięki czemu Gabriel Agreste mógł zobaczyć twarz nastoletniej dziewczyny o ciemnych włosach.

- W czym mogę ci pomóc, Jeanne?

*****

Boże, przepraszam was bardzo, że w tym tygodniu w ogóle nie było rozdziałów.
Tak to już jest z tą szkołą ;_;

Postaram się nadrobić wszystko w weekend

Do następnego! ❤

Miraculous || Who You Are...?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz